Co roku dociera do USA kilkaset tysięcy osób, które stają się nieudokumentowanymi imigrantami. Niektórzy od razu – poprzez sam fakt nielegalnego przekroczenia granicy. Inni wjeżdżają do USA na legalnych wizach i pozostają w kraju po ich wygaśnięciu. Nie wiadomo, ile osób bez legalnych „papierów” zamieszkuje USA. Pewne jest jednak, że będzie ich coraz więcej.
Dokładne policzenie liczby imigrantów w USA nieposiadających legalnego statusu nie jest możliwe. Różne szacunki wahają się w granicach 10-15 milionów. O skali problemu mogą świadczyć jednak liczby dotyczące osób próbujących dostać się do USA w ostatnich latach. Od początku prezydentury Joe Bidena Straż Graniczna zatrzymała ponad 5,6 miliona nielegalnych osób przekraczających granicę z Meksykiem, trzykrotnie więcej niż notowano za prezydentury Donalda Trumpa. Średnia liczba miesięcznych spotkań pod rządami obecnej administracji wyniosła na południowej granicy około 189 tysięcy w porównaniu ze średnią wynoszącą 51 tysięcy za Trumpa. Rekord padł w ubiegłym roku fiskalnym, kiedy doszło do 2,4 mln zatrzymań na południowej granicy. Wzrosła także liczba zatrzymywanych na zielonej granicy z Kanadą, korzystających z dobrodziejstw bezwizowego wjazdu do Kraju Klonowego Liścia.
10 lat na rozpatrzenie azylu?
Większość osób oddających się w ręce służb imigracyjnych występuje o azyl. W takiej sytuacji prawnej są także najczęściej ci migranci, którzy docierają do wielkich miast – Chicago czy Nowego Jorku, przysyłani przez gubernatorów południowych stanów. Krytycy administracji uważają, że wypuszczanie osób bez statusu przed przesłuchaniami sądowymi jeszcze pogłębia problem, bo w obecnym systemie nie ma możliwości szybkiego rozpatrzenia spraw. Sąd jest potrzebny do rozpatrywania wniosków o azyl i wydawania decyzji o deportacji imigrantów, którzy nie mogą spełnić warunków zakwalifikowania się do azylu czy przedstawić jakąkolwiek inną podstawę do pozostania w USA. System sądów imigracyjnych stał się praktycznie niewydolny. Na koniec 2021 r. zaległości osiągnęły poziom 1 596 193 spraw – najwięcej w historii. Jednak do końca roku budżetowego 2023 zaległości urosły już do 2 794 629 spraw. Nie widać żadnego światła w tunelu. W roku finansowym 2023 do sądu wpłynęło 1 488 110 nowych spraw, a rozstrzygnięto jedynie 669 011.
Joe Biden zwrócił się o fundusze na zatrudnienie 150 dodatkowych sędziów. Jednak Biuro Budżetowe Kongresu ustaliło, że nawet gdyby pula orzekających w sprawach imigracyjnych została zwiększona z obecnych 600 sędziów do 1349 sędziów, nadrobienie zaległości nadal zajęłoby 10 lat. Od czasu dokonania tych obliczeń sytuacja uległa pogorszeniu. A mówimy tylko o osobach, które wystąpiły oficjalnie o azyl, nie uwzględniając tych, którym udało się przekroczyć zieloną granicę bez zatrzymania przez służby imigracyjne i rozpłynąć gdzieś w Stanach.
Legalnie wjadą nieliczni
Nieudokumentowanych imigrantów przybywa także, ponieważ ścieżki legalnego wjazdu do USA są nieliczne, a na dodatek bardzo wąskie i kręte. Jeszcze w 2018 roku w raporcie libertariańskiego think tanku Cato Institute szacowano, że na świecie żyje 158 milionów osób poważnie planujących osiedlenie się w USA. Z tej liczby aż 32 miliony podjęło starania o zielone karty. Udało się tylko milionowi osób. Co prawda w tych szacunkach uwzględniono zarówno tych, którzy znaleźli w USA poważnych sponsorów, jak i kilkanaście milionów osób, które wysłały zgłoszenia do loterii wizowej, ale liczby oddają różnice między popytem a podażą, czyli liczbą przyznanych wiz. Legalnych ścieżek jest zaledwie kilka. Najważniejsze to sponsorowanie przez pracodawcę lub członka rodziny, ale i tu w niektórych podkategoriach oczekiwanie na zielone karty może zająć długie lata. Stany Zjednoczone przyjmują także uchodźców, ale w 2023 r. ich liczba była o ponad 70 proc. niższa niż w 1980 roku, kiedy rozpoczęto program przesiedleń. Pozwalają również na czasowy pobyt ofiarom klęsk żywiołowych, kataklizmów i konfliktów zbrojnych w ramach Temporary Protected Status (TPS), ale dotyczy to tylko mieszkańców kilku krajów. Do tego należy doliczyć jeszcze loterie wizowe i programy tymczasowych wiz pracowniczych.
Wykwalifikowani pracownicy starający się o wjazd do Ameryki muszą jednak walczyć o pozwolenia na pracę w USA. Dochodzi też do absurdów. W maju, pomimo ogólnokrajowego niedoboru wykwalifikowanych pracowników służby zdrowia, Departament Stanu ogłosił, że wstrzymuje wydawanie wiz dla zagranicznych pielęgniarek przybywających do kraju. Wielu wykwalifikowanych imigrantów ubiegających się o pozwolenie na pracę w USA zrezygnowało z wyjazdu i skorzystało z ofert z innych krajów, m.in. dużo przyjaźniejszej Kanady.
Paradoks za paradoksem
W tej sytuacji trudno się dziwić, że pojawienie się na granicy i złożenie podania o azyl wydaje się jedną z opcji. Krytycy obecnej administracji twierdzą, że polityka Joe Bidena zachęca do takich zachowań. Zamiast tego Stany Zjednoczone powinny zreformować swoją politykę imigracyjną, aby przyciągnąć wykwalifikowanych pracowników, wzorując się na podejściu wielu innych krajów, w tym Kanady i Australii. Amerykanie, zdaniem większości ankietowanych, chętnie powitaliby bardziej wykwalifikowanych imigrantów. Do tego jednak potrzebna byłaby reforma imigracyjna, a tej się nie da przegłosować, bo każda z obu partii ma na nią zupełnie inny pomysł.
Obrońcy 1,6 miliona osób ubiegających się o azyl twierdzą, że te osoby również przybyły tutaj, aby pracować i zasługują na wsparcie w oczekiwaniu na legalizację. Przypominają, że nieudokumentowani cudzoziemcy płacą podatki w Stanach Zjednoczonych. Badania wykazują, że nielegalni pracownicy i członkowie ich rodzin tylko w Kalifornii płacą podatki od 1,6 do 3 miliardów dolarów rocznie. IRS oszacował, na podstawie zeznań złożonych przez osoby posługujące się indywidualnymi numerami identyfikacyjnymi podatnika (ITIN), a nie numerami Social Security, że nielegalni płacą rocznie około 6 miliardów dolarów podatku dochodowego od osób fizycznych.
To kolejny paradoks: obrońcy praw imigrantów wręcz twierdzą, że nieudokumentowani cudzoziemcy płacą miliardy podatków, aby finansować programy, do których nie mają dostępu. Z drugiej strony konieczność zapewnienia opieki migrantom przysyłanym z południa do wielkich miast rozsadza lokalne budżety. A to tylko kilka z licznych paradoksów amerykańskiego systemu imigracyjnego.
Jolanta Telega[email protected]