Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
niedziela, 22 grudnia 2024 17:47
Reklama KD Market

Pełen niespodzianek portret imigranta

fot. EUGENE GARCIA/EPA-EFE/REX/Shutterstock

Ten raport może być pewnym szokiem, zwłaszcza dla mieszkańców wielkich miast, do których docierają znad południowej granicy konwoje z migrantami z Ameryki Łacińskiej. Wynika bowiem z niego, że statystyczny imigrant w USA – zarówno legalny, jak i nieudokumentowany – asymiluje się dziś dużo lepiej niż kilkadziesiąt lat temu i to z wielu powodów.

Daniel DiMartino, doktorant Uniwersytetu Columbia w dziedzinie ekonomii i naukowiec Manhattan Institute, spróbował zmierzyć się z procesem asymilacji imigrantów przyjeżdżających na stałe do USA. W jego raporcie przeanalizowano istotne kulturowo i finansowo dane dotyczące imigrantów – i zbadano, jak imigranci zmieniali się na przestrzeni czasu.

Wykształceni jak „tubylcy”

Badania DiMartino przyniosły kilka zaskakujących konkluzji. Jeśli chodzi o wykształcenie, to imigranci w swojej masie nie odstają od reszty społeczeństwa, co przeczy stereotypom, że do USA przyjeżdżają przede wszystkim osoby zdolne do wykonywania prac niewymagających poważniejszych kwalifikacji. Imigranci przybywający dziś do Stanów Zjednoczonych są najlepiej wykształceni w historii, a odsetek imigrantów z wyższym wykształceniem od lat 60. XX wieku dorównuje odsetkowi osób urodzonych w USA. Jednocześnie imigranci w USA mogą się dziś poszczycić najlepszą znajomością języka angielskiego, od czasu gdy Biuro Spisu Ludności Stanów Zjednoczonych w ogóle zaczęło zbierać dane na ten temat w 1980 r. Obecnie 57 proc. osób urodzonych poza USA mówi albo wyłącznie po angielsku, albo ocenia swoje umiejętności językowe jako „bardzo dobre”, o 7 proc. więcej niż w 2001 roku. Imigranci, którzy przybyli od 2010 r., szczególnie ci poniżej 45. roku życia, znają angielski lepiej i są lepiej wykształceni niż jakakolwiek poprzednia fala imigrantów. Część z nich przyjeżdża do USA już ze znajomością języka. Dotyczy to nie tylko przyjezdnych z Indii, gdzie mówi się po angielsku, ale także Europy – aż 67 proc. młodych imigrantów ze Starego Kontynentu przyjeżdża do USA z biegłą znajomością tego języka. To jedna z przyczyn, dla których nowi imigranci mogą liczyć na wyższe początkowe wynagrodzenia niż poprzednie grupy przyjezdnych imigrantów. Ich dochody też rosną szybciej.Poprawę znajomości angielskiego autor badania przypisuje kilku czynnikom, takim jak zwiększenie popytu na wysoko wykwalifikowanych pracowników w minionej dekadzie czy upowszechnienie nauczania języka angielskiego na całym świecie.

Potrzebna pomoc dla niewykształconych

To jednak tylko część szerszego obrazu, bo jednocześnie odsetek migrantów, którzy nie ukończyli szkoły średniej, spada w wolniejszym tempie niż wśród „tubylców”. Według autora raportu poszczególne stany mogą pomóc tej niedostatecznie wykształconej grupie, składającej się z około 20 proc. imigrantów, w zdobyciu lepszego wykształcenia.Podział na imigrantów biednych i bogatych widać także w gospodarce. Imigranci z wyższym wykształceniem znajdują się w lepszej sytuacji ekonomicznej niż porównywalna z nimi grupa rdzennych Amerykanów z wykształceniem wyższym. Natomiast w przypadku pracujących Amerykanów i imigrantów bez wyższego wykształcenia sytuacja jest odwrotna. W ciągu ostatniego półwiecza znacznie zwiększyły się w USA nierówności dochodów, ale pomiędzy imigrantami nożyce rozwierały się dużo szybciej i szerzej niż między „tubylcami” – twierdzi DiMartino.

Rodzinne wzorce 

Z badań wynika także, że imigranci pozostają demograficzną szansą dla starzejącego się amerykańskiego społeczeństwa. Wskaźniki zawierania małżeństw i dzietność wśród rodzimych Amerykanów spadają w znacznie szybszym tempie niż wśród imigrantów – twierdzi.

Chociaż w USA liczba zawieranych małżeństw stale spada, wskaźniki spadkowe wśród imigrantów są znacznie mniejsze niż wśród osób urodzonych w USA. Z kolei malejący wskaźnik urodzeń wśród „tubylców” przyczynił się do statystycznego spadku wielkości rodziny. Z kolei przeciętna liczebność rodziny imigrantów rosła od lat 60. XX wieku do początku XXI wieku. Wynikało to przede wszystkim z wysokiego udziału Latynosów wśród nowych imigrantów – grupie o wysokich wskaźnikach rozrodczości, z tradycjami życia w rodzinach wielopokoleniowych. Dopiero niedawno statystyczna wielkość rodziny imigrantów zaczęła się zmniejszać. Związki małżeńskie i liczba posiadanych dzieci to jedna z zasadniczych różnic między światem imigrantów i osób urodzonych w USA. Oczywiście w statystycznym ujęciu.„Struktura małżeństwa i rodziny to ważne kwestie dla decydentów ze względu na implikacje dla asymilacji społecznej i sukcesu ekonomicznego” – twierdzi autor raportu. Jego zdaniem imigranci częściej zawierają małżeństwa i zakładają większe rodziny ze względu na wzorce wywiezione z krajów pochodzenia: wskaźniki małżeństw i wielkość rodzin są tam wyższe. „Często ci, którzy imigrują, znajdują się już w związkach małżeńskich albo zakładają rodzinę lub spodziewają się, że to zrobią. Innym powodem wyższego wskaźnika małżeństw imigrantów może być fakt, że jednym ze sposobów legalnego przyjazdu lub pobytu nowoprzybyłych w USA jest zawarcie związku małżeńskiego z obywatelem USA lub stałym rezydentem”.

Przyspieszona asymilacja?

Według autora badań poziom asymilacji imigrantów w USA pod względem języka i poziomu wykształcenia jest więc najwyższy od co najmniej lat 70. XX stulecia. Wiele wskaźników, w tym znajomość języka angielskiego i wzrost płac, wskazuje, że imigranci asymilują się szybciej i częściej przybywają do Stanów Zjednoczonych „wstępnie zasymilowani” niż w poprzednich dziesięcioleciach. Przez „wstępną asymilację” rozumie się przede wszystkim znajomość języka i kultury kraju, do którego się przybywa, a także posiadanie wykształcenia i kwalifikacji zgodnych z potrzebami rynku pracy. W praktyce oznacza to przyjazd z mniejszą liczbą barier edukacyjnych i komunikacyjnych, oraz pokonywanie szybciej niż w przeszłości istniejących przeszkód.Obraz ten może kłócić się z widokiem tysięcy migrantów przywożonych do wielkich amerykańskich miast, których obecność rozsadza lokalne systemy opieki społecznej i rujnuje budżety.Z drugiej strony, gdy przyjrzymy się bliżej naszej grupie etnicznej, może się okazać, że opisane w raporcie procesy nie są obce także Polonii. Emigranci z Polski, którzy przyjechali do USA w dekadach przełomu tysiącleci, wtapiają się coraz szybciej w amerykańskie społeczeństwo. Często znają angielski i to biegle. Masową migrację zarobkową zastąpiły przyjazdy ludzi z wykształceniem, często do bardzo konkretnych i intratnych finansowo miejsc pracy. Często wtapiają się oni w amerykański „melting pot”, nie nawiązując bliższych więzi z polską diasporą. To z punktu widzenia Polonii ciemniejsza strona asymilacji, bo polsko-amerykańska społeczność mogłaby zyskiwać na znaczeniu na podtrzymywaniu kontaktów nowych imigrantów z naszą społecznością.

Jolanta Telega[email protected]

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama