Najnowsze dane ze Spisu Powszechnego, opublikowane w połowie września, pokazują, że trudno mówić o mieszkających w USA imigrantach jako o jednolitej grupie ludzi. Pewne trendy są jednak widoczne i zaprzeczają powszechnym stereotypom – imigranci są coraz lepiej wykształceni, coraz liczniejsi i – według ekonomistów i demografów – coraz bardziej potrzebni.
W czasie, gdy państwo federalne, poszczególne stany oraz rządy lokalne próbują sobie radzić z bezprecedensowym napływem nieudokumentowanych migrantów przez południową granicę, statystyki wskazują niezmieniający się profil legalnej migracji.Najnowszy raport Biura Spisu Powszechnego analizuje dane z 2022 roku. Autorzy wskazują na ciekawe zmiany zachodzące wśród ludności urodzonej poza USA. Dane mówią m.in. o znacznym wzroście liczby imigrantów z Ameryki Łacińskiej i Azji. Wielu nowo przybyłych posiada także wykształcenie wyższe (co najmniej licencjat, czyli odpowiednik amerykańskiego bachelor’s degree), co podważa dość powszechny stereotyp, że imigranci to przeważnie osoby o niskich kwalifikacjach i zależne od wsparcia rządu.
Odbicie po Trumpie i pandemii
Imigracja do USA osiągnęła szczytowy poziom w 2016 r., kiedy USA przyjęły 1,2 mln ludzi.Potem dynamika migracji netto stale spadała, w wyniku działań wprowadzonych przez prezydenta Trumpa w celu ograniczenia zarówno legalnej, jak i nielegalnej imigracji. Trump podjął też dalsze kroki w celu ograniczenia imigracji na początku pandemii, w tym ograniczył podróże do USA i zawiesił wydawanie wielu kategorii zagranicznych wiz pracowniczych i zielonych kart. Administracja wprowadziła też kontrowersyjne rozporządzenie Title 42 dotyczące zdrowia publicznego, odmawiając tysiącom ludzi azylu z powodu pandemii, które przestało obowiązywać zaledwie kilka miesięcy temu. Populacja migrantów, która pozostawała na podobnym poziomie od 2017 roku, wyraźnie wzrosła w 2022 roku. Odsetek osób urodzonych za granicą w stosunku do wszystkich mieszkańców USA wzrósł do prawie 14 proc.
Eksperci przypisują zwyżkowy trend kilku czynnikom w tym stopniowemu wznawianiu procedur wizowych, które wstrzymano podczas pandemii. Wzrost liczby legalnych imigrantów jest oznaką, że system imigracyjny znów zaczął funkcjonować skuteczniej po pandemii i prezydenturze Donalda Trumpa. Oprócz niedawnego napływu migrantów przez granicę amerykańsko-meksykańską do wzrostu przyczyniły się wysiłki administracji Bidena mające na celu przyjęcie dziesiątek tysięcy osób w ramach nowych programów zwolnienia warunkowego ze względów humanitarnych. Warto też zauważyć, że nie zwiększono limitów wizowych, więc liczba wydawanych zielonych kart jest wciąż ograniczona przez regulacje obowiązujące od dłuższego czasu. Na domiar złego Kongresowi przez trzydzieści lat nie udało się wprowadzić poważniejszej reformy imigracyjnej.Wśród wszystkich stanów najbardziej znaczący wzrost liczby ludności urodzonej za granicą odnotowała Floryda, do której w ubiegłym roku przybyło ponad 200 tys. imigrantów. To ponad dwukrotnie więcej niż następny stan na liście – Georgia – gdzie w 2022 r. imigranci stanowili 10,7 proc. populacji. Dane ze spisu ludności odnotowały również wzrost liczby imigrantów w innych stanach, takich jak Maryland, New Jersey i Iowa, wynikający między innymi z funkcjonujących tam systemów pomocy społecznej, jak też żyjących tam już wcześniej społeczności imigrantów.
A ekonomiści swoje…
Mimo antyimigracyjnej retoryki płynącej nie tylko z prawej strony sceny politycznej nie brak głosów ekonomistów i demografów, że Stany Zjednoczone, aby utrzymać wzrost gospodarczy, będą musiały zwiększać liczbę wpuszczanych do kraju migrantów, oczywiście legalnych. Naukowcy przypominają o tym od lat trochę jak mantrę. „Bez ciągłego napływu netto imigrantów populacja USA w wieku produkcyjnym zmniejszy się w ciągu najbliższych dwóch dekad, a do 2040 r. w Stanach Zjednoczonych będzie o ponad 6 milionów mniej osób w wieku produkcyjnym niż w 2022 r.” – podsumowuje badanie przeprowadzone przez uniwersytet z Północnej Florydy dla Narodowej Fundacji Polityki Amerykańskiej (NFAP) profesor Madeline Zavodny – „Zapowiedzi masowych zwolnień i obawy dotyczące wpływu sztucznej inteligencji (AI) przesłaniają ciągłe zapotrzebowanie Ameryki na dodatkowych pracowników o najwyższych i najniższych kwalifikacjach. Migracja międzynarodowa jest jedynym potencjalnym źródłem wzrostu populacji USA w wieku produkcyjnym w nadchodzących latach”.
To tylko jeden z wielu głosów. Ekonomiści powtarzają, że zmieniająca się sytuacja demograficzna jest główną przyczyną zmniejszenia o połowę tempa wzrostu gospodarczego w USA w ciągu ostatnich dwudziestu lat w porównaniu z powojenną średnią wynoszącą 3,5 procent rocznie. Wraz z odchodzeniem pokolenia wyżu demograficznego na emeryturę i spadkiem wskaźnika urodzeń w USA, wskaźniki krajowego przyrostu urodzeń uległy stagnacji. Tymczasem wzrost liczby imigrantów spadł do 0,4 procent rocznie, czyli mniej więcej połowę tempa wieloletniego trendu. Łącznym skutkiem było znaczne spowolnienie liczby ludności w wieku produkcyjnym (16–64 lata). Długofalowe skutki są do przewidzenia, choćby te, że nie będzie komu pracować na emerytury kolejnych generacji Amerykanów.
Co widzimy, co myślimy
Ten generalny obraz kłóci się jednak z tym, co widzimy w mediach – obrazem setek ludzi próbujących przedostać się przez Rio Grande do USA czy rodzin z dziećmi przysyłanych autokarami do wielkich miast, czy lokalnych społeczności niemogących poradzić sobie z obecnością nowo przybyłych.Paradoksalnie podejście Amerykanów do imigracji wciąż pozostaje pozytywne. Z ogólnokrajowego badania dotyczącego imigracji i tożsamości przeprowadzonego w 2021 r. przez libertariańsko-konserwatywny Cato Institute wynika, że prawie trzy czwarte ankietowanych (72 procent) uważa, iż imigranci przybywają do Stanów Zjednoczonych, aby „znaleźć pracę i poprawić swoje życie”, podczas gdy tylko 27 procent uważa, że „przybywają w celu uzyskania świadczeń rządowych i opieki społecznej”. Na pytanie, czy imigracja powinna zostać utrzymana na obecnym poziomie, zwiększona czy zmniejszona, każda z trzech opcji dostała podobną liczbę odpowiedzi.Paradoks postrzegania imigracji polega też na tym, że obawy niektórych środowisk, zwłaszcza związanych z Partią Republikańską, mają głównie podłoże kulturowe, a nie ekonomiczne. A głębokie podziały polityczne i emocje wzbudzane przez przekazy medialne uniemożliwiają racjonalną dyskusję i podejmowanie mądrych decyzji w celu zażegnania imigracyjnego kryzysu.
Jolanta Telega[email protected]