W ostatnim czasie trudno o bardziej dyskusyjny fragment amerykańskiej ustawy zasadniczej niż 14. Poprawka. Nad tą częścią konstytucji rozgorzały ostre polityczne spory o imigrację i prezydenturę. Stawką w tym dyskursie mogą być losy milionów ludzi, a nawet wynik przyszłorocznych wyborów do Białego Domu.
Na uchwaloną ponad półtora wieku temu poprawkę do Konstytucji powołują się obie strony sceny politycznej. Taki paradoks. Progresiści, wiązani z lewym skrzydłem Partii Demokratycznej wnieśli już do sądu kilka pozwów, których celem jest zablokowanie kandydatury Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w 2024 roku. Z kolei republikańscy politycy, kandydatów do Białego Domu nie wyłączając, domagają się zmiany interpretacji 14. Poprawki i cofnięcia prawa do obywatelstwa dzieciom nieudokumentowanych imigrantów. Wyjaśnienie jest proste: oba obozy polityczne powołują się na zupełnie inne fragmenty obowiązującego od półtora wieku prawodawstwa.
Dziecko wojny secesyjnej
Ratyfikowana w 1868 roku 14. Poprawka była bezpośrednim następstwem wojny secesyjnej, wygranej przez stany północne. Jej najbardziej znanym fragmentem jest część 1 (Section 1) gwarantująca prawo do obywatelstwa wszystkim urodzonym na amerykańskiej ziemi oraz równe traktowanie wobec prawa. Głosi ona, jak następuje: Każdy, kto urodził się lub naturalizował w Stanach Zjednoczonych i podlega ich zwierzchnictwu, jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i stanu, w którym zamieszkuje. Żaden stan nie może wydawać ani stosować ustaw, które by ograniczały prawa i wolności obywateli Stanów Zjednoczonych. Nie może też żaden stan pozbawić kogoś życia, wolności lub mienia bez prawidłowego wymiaru sprawiedliwości ani odmówić komukolwiek na swoim obszarze równej ochrony prawa.
Dla większości Amerykanów 14. Poprawka kojarzy się właśnie z tym zapisem. Od półtora wieku wszystkie osoby urodzone na terytorium Stanów Zjednoczonych uzyskują na podstawie tzw. prawa ziemi (ius soli) prawo do amerykańskiego obywatelstwa. Jedynym wyjątkiem są dzieci dyplomatów obcych krajów. Przywilej ten potwierdzał wielokrotnie Sąd Najwyższy w swoich orzeczeniach. Ten konstytucyjny automatyzm próbuje jednak zanegować Donald Trump, który zapowiedział zniesienie tzw. birthright citizenship tuż po objęciu urzędu po wygranych wyborach w 2024 roku. Krytykował zresztą 14. Poprawkę za czasów swojej prezydentury, ale nie podjął żadnych kroków dla jej ograniczenia.
Jego ostatnia deklaracja wywołała prawdziwą licytację w obozie Republikanów. Gubernator Florydy Ron DeSantis, uważany za głównego konkurenta Trumpa w walce o nominację, także zapowiedział, że będzie dążył do odebrania prawa do automatycznego obywatelstwa dzieciom nieudokumentowanych imigrantów urodzonych na terytorium USA. Jego zdaniem, ten przywilej jest „jednym z głównych motorów nielegalnej imigracji do USA. Jest także niespójny z oryginalną interpretacją 14. Poprawki, więc trzeba podjąć działania, aby to wyjaśnić”. Jeszcze ostrzej wypowiedział się na ten temat republikański kandydat hinduskiego pochodzenia Vivek Ramaswamy, który zadeklarował deportacje dzieci nieudokumentowanych imigrantów wraz z ich rodzicami. „Istnieją prawne wątpliwości dotyczące 14. Poprawki, czy dziecko nielegalnego imigranta jest rzeczywiście dzieckiem mogącym się cieszyć z obywatelstwa z tytułu miejsca urodzenia” – powiedział Ramaswamy podczas jednego z wieców w Iowa.
Wśród konserwatywnych publicystów pojawiła się nawet teza, że deportowanie urodzonych w USA dzieci nieudokumentowanych imigrantów jest aktem humanitarnym, ponieważ nie rozdziela rodzin.
Większość ekspertów prawa konstytucyjnego uważa, że próby ograniczania birthright citizenship przy pomocy prezydenckich rozporządzeń wykonawczych nie wystarczy, aby skutecznie podważyć obecnie obowiązującą interpretację tej części 14. Poprawki. Potrzebne by było działanie Kongresu albo orzeczenie Sądu Najwyższego. Ten jednak w długiej historii orzecznictwa nie zmienił linii interpretacyjnej.
Mimo deklaracji Republikanów kwestia zniesienia „prawa ziemi” nie cieszy się poparciem większości Amerykanów. Zaledwie co czwarty badany opowiada się za zniesieniem birthright citizenship, dalsze 15 proc. to osoby niezdecydowane.
Sekcja 3, czyli spór, co jest powstaniem lub buntem
Sekcja 3 (Section 3) 14. Poprawki jest nieco dłuższa i brzmi następująco: Nie może zostać senatorem ani reprezentantem w Kongresie albo elektorem prezydenta i wiceprezydenta ani też sprawować w służbie Stanów Zjednoczonych lub poszczególnego stanu jakiegokolwiek urzędu cywilnego lub wojskowego, kto poprzednio jako członek Kongresu lub funkcjonariusz Stanów Zjednoczonych albo któregokolwiek stanu złożył przysięgę na konstytucję Stanów Zjednoczonych, a następnie wziął udział w powstaniu lub buncie przeciwko niej albo udzielał jej wrogom pomocy lub poparcia. Jednak niezdolność ta może być zniesiona przez Kongres większością dwu trzecich głosów.
(Na marginesie – część 2 14. Poprawki regulowała prawa wyborcze mężczyzn i zastąpiono ją 19. Poprawką przyznającą także prawa wyborcze kobietom. Natomiast sekcja 4 reguluje kwestie zadłużenia zaciągniętego w przypadku buntu lub powstania albo należności za niewolników. Sekcja 5 precyzuje, że szczegółowe ustawy regulujące prawa przewidziane w poprawce reguluje Kongres).
Sekcja 3 14. Poprawki była wykorzystywana w latach odbudowy po wojnie secesyjnej do blokowania konfederatów chcących zajmować stanowiska publiczne. Potem przez prawie półtora wieku była praktycznie uśpiona. Zaczęto się na nią powoływać w kontekście wydarzeń z 6 stycznia 2021 roku i publicznego zanegowania wyników wyborów. Według środowisk liberalnych te wydarzenia można zakwalifikować jako bunt lub powstanie. Warto jednak dodać, że Sekcja 3 poprawki nie wspomina wprost o prezydencie, co według niektórych ekspertów może sugerować wyłączenie szefa Białego Domu spod jej obowiązywania.
Opinie prawne związane z tą częścią 14. Poprawki są podzielone. Większość konstytucjonalistów przyznaje co prawda, że o ile intencją ustawodawców w latach 60. XIX wieku było ukaranie ludzi Południa, to stosowanie prawa można odnieść do każdego buntu lub powstania. Kwestią do rozstrzygnięcia pozostaje, czy wydarzenia z 6 stycznia można uznać za takie „powstanie”, a jeśli tak, to jaką rolę odegrał w jego rozpętaniu odchodzący prezydent. Sporne jest nawet, czy dyskwalifikacja kandydatury wymagałaby wcześniejszego wyroku skazującego w procesie kryminalnym. Sceptycy twierdzą z kolei, że postanowień Sekcji 3 nie da się wyegzekwować bez wcześniejszego działania Kongresu. W tym sporze wiele zależeć będzie też od orzeczeń sądów w pierwszych instancjach. O ostatecznej interpretacji tej części poprawki zdecyduje zapewne Sąd Najwyższy, zdominowany dziś przez sędziów o konserwatywnych poglądach.
Jolanta Telega[email protected]