Od dwóch miesięcy ja i moja żona Linda żyjemy w chaosie.
Wraz z początkiem roku zdecydowaliśmy się na redukcję przestrzeni mieszkalnej. Kupiliśmy obecny dom, bo mieli z nami zamieszkać rodzice Lindy – z nami, czyli także z naszą córką Lillian i wnuczką Lucy. Wszystko było dobrze przez dwa lata, aż rodzice Lindy postanowili, że wracają do Connecticut. Więc utknęliśmy w domu o powierzchni 4600 stóp kwadratowych w czwórkę. Ceny domów w naszej dzielnicy poszybowały w górę i dzisiaj dom, który kupiliśmy, jest wart 30 procent więcej, niż zapłaciliśmy za niego trzy lata temu.
Przeprowadzka miała sens. Znaleźliśmy dom, który był trochę mniejszy niż nasz i 30 procent tańszy. Nie jestem dobry z matematyki, ale zarobienie 30 procent na jednym domu i zapłacenie 30 procent mniej za drugi, wydaje się dobrym interesem.
Nie oczekiwałem, że przeprowadzka będzie problemem. W trakcie naszego małżeństwa, które trwa 48 lat, przeprowadzaliśmy się 16 razy, i tym razem to nie miała być taka skomplikowana przeprowadzka z jednego końca kraju na drugi, jak poprzednio. Właśnie przeprowadzaliśmy się z jednego pięknego domu do innego, oddalonego o milę.
Ale chaos zdarza się wtedy, kiedy się zdarza.
Nasz zakup nowego domu miał nastąpić 24 kwietnia.
W dniu, w którym dotarliśmy do banku, aby zamknąć transakcję, powiedziano nam, że poprzedniego dnia pod piwnicą domu, który kupowaliśmy, pękła rura wodociągowa, niszcząc wykładziny, ściany i grzejniki w pokoju rodzinnym na dole.
Agent sprzedaży nieruchomości zapewnił nas, że to nie będzie problemem. Ubezpieczenie aktualnego właściciela powinno pokryć niezbędne naprawy, a wszystkie prace zostaną wykonane, zanim się wprowadzimy.
Moja żona i ja podpisaliśmy zamykające transakcję papiery. To był piękny dom w pięknej okolicy i była to absolutnie okazja.
Tak było trzy tygodnie temu. Jedyną pracą, jaka do tej pory została wykonana, to zerwanie w piwnicy namoczonych wykładzin. Faceci od naprawy wciąż przekładają termin, kiedy mają się pojawić i dokonać naprawy.
Ale to nie jedyny problem.
Planowane zamknięcie transakcji naszego obecnego domu, z którego mamy się wyprowadzić do mniejszego, napotyka pewne komplikacje.
Ludzie, którzy kupili nasz obecny dom, zwariowali na jego punkcie. Zaoferowali nam nawet o 20 tys. dolarów więcej, niż chcieliśmy! Nie żartuję! Skorzystaliśmy z oferty.
Wtedy kupujący zaczęli się zastanawiać. Przez ostatni miesiąc szukali sposobów na wymiganie się od kupna domu lub nakłonienie nas do obniżenia ceny. Nasz agent nieruchomości powtarza tym kupującym, że po złożeniu i zaakceptowaniu oferty nie ma możliwości zmiany oferty ani ceny zakupu. Ci kupujący nie wydają się w to wierzyć. Ciągle próbują wymyślić reklamacje dotyczące domu, ceny zakupu, wstępnej wyceny, wyceny, nawet koloru drewna na tylnym tarasie – wszystko po to, abyśmy obniżyli cenę.
I wtedy przyszedł chaos. Utknęliśmy między domem z poważnymi uszkodzeniami, który nie jest naprawiany, a sprzedażą domu, która może się nie udać każdego dnia.
Od tygodni nie zmrużyliśmy oka.
Chaos!
Chaos!
For the last two months, my wife Linda and I have been living with chaos.
At the start of the year, we decided to downsize. We bought our present house because Linda’s mom and dad were moving in with us, and by “us” I mean our daughter Lillian and our granddaughter Lucy. Everything was fine for two years, and then her parents decided to return to Connecticut. So we were stuck with four people in a 4600 sq ft house. Property values had also shot up in our neighborhood, and the house we bought is now worth 30% more than we paid for it three years ago.
Moving made sense. We found a house that was a little smaller than our present house and 30% cheaper. I’m not good at math, but making 30% more on one house and paying 30% less on another seems like a good deal.
I didn’t expect the move to be a problem. We’ve moved 16 times in our 48 years of marriage, and this wasn’t going to be the kind of complicated cross-country move we’ve made before. We were just moving from one beautiful house to another beautiful house a mile away.
But chaos happens when it happens.
Our purchase of the new house was scheduled for April 24.
The day we got to the bank for the closing, we were told that the previous day a water pipe had burst beneath the basement of the house we were buying, destroying carpeting, walls, and heating units in the downstairs family room.
The real estate agent assured us this was no problem. The present owner’s insurance would cover the necessary repairs, and all the work would be done before we moved in.
My wife and I signed the closing papers. It was a beautiful home in a beautiful area, and it was absolutely a bargain.
That was 3 weeks ago. The only repair work that’s been done so far is that the water-sogged carpeting has been ripped out of the basement. The repair guys keep postponing when they’re going to show up to do the repairs.
But that’s not the only problem.
The scheduled closing on our present house, the one we are leaving to downsize, is running into some complications.
The people who bought the house were initially crazy about our house. They offered us $20,000 more than we were asking! I’m not kidding! We snapped up the offer.
That’s when the buyers must have started having second thoughts. For the last month, they have been trying to find ways of getting out of the purchase of the house or getting us to lower the price. Our real estate agent keeps telling these buyers that once the offer is made and accepted there’s no way of changing the offer or the purchase price. These buyers don’t seem to believe it. They keep trying to come up with complaints about the house, the purchase price, the initial evaluation, the appraisals, even the color of the wood on the back deck – everything to get us to drop the price.
And that’s where the chaos comes in. We are stuck between a house that has substantial damage that’s not getting repaired and a house sale that might fall through any day.
We haven’t slept a wink for weeks.
Chaos!
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.