W ubiegłym tygodniu napisałem o zgniłym rejsie, jaki odbyliśmy na początku listopada. Opowiadałem wam o huraganie, który z hukiem nadleciał w pobliże statku, jak statek uciekał przed nim na północ do Baltimore, jak pominęliśmy dwa świetne porty, które powinniśmy odwiedzić, jak huragan zrujnował zapasy wina i jedzenia podczas rejsu, i rozrywkę, o której marzyliśmy, by ją zobaczyć.
Ale nie opowiedziałem wam o moim koronawirusie (COVID).
Trzy dni po rozpoczęciu rejsu dostałem katar. Z początku pomyślałem, że mam tymczasową reakcję alergiczną na poduszki w naszej kabinie, ale mój katar przybrał na sile. Leciało mi z nosa i zacząłem kaszleć, dostałem uporczywych bólów głowy i ciała, i zacząłem kichać.
Ostatecznie moja żona Linda oświadczyła: „Może masz koronawirusa”.
Powiedziałem: „Nie ma mowy”. Przypomniałem jej, że oboje właśnie dostaliśmy naszą trzecią dawkę przypominającą szczepionki i uzyskaliśmy negatywny wynik testu przed wejściem na statek, a na początku roku mieliśmy ciężki przypadek COVID, co prawdopodobnie wygenerowało wiele antyciał w naszych organizmach.
Nie chciała słuchać, więc oboje zrobiliśmy sobie test w naszej kabinie. U niej wynik był negatywny. Mój oczywiście był pozytywny. Miałem koronawirusa.
Zrobiłem to, co każdy odpowiedzialny pasażer powinien zrobić. Chwyciłem za telefon w kabinie i zadzwoniłem do zespołu medycznego na statku. Oczekiwałem szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi od nich. Myliłem się.
Pielęgniarz, z którym rozmawiałem, nie był pewien, co powinienem zrobić, ale powiedział, że skontaktuje się ze mną, jak tylko kogoś zapyta. I odłożył słuchawkę.
Popatrzyłem na żonę. Oboje byliśmy zaskoczeni wyraźnym zmieszaniem pielęgniarza.
Po około godzinie pukanie do naszych drzwi i wchodzi doktor. Z maską na twarzy i torbą środków medycznych. Oczekiwałem, że zrobi mi kolejny test na koronawirusa, ale nie zrobiła. Zamiast tego zmierzyła moją temperaturę i ciśnienie krwi, dała mi cukierki na bolące gardło i tabletki na katar. Powiedziała, że do ukończenia rejsu pozostanę na kwarantannie w moim pokoju.
„A co ze mną?” – spytała moja żona.
Lekarka odpowiedziała jej, że ona nie jest na kwarantannie. Mogła swobodnie wędrować po statku i dobrze się bawić.
„Ale czy ja nie powinnam być poddana kwarantannie?” – spytała moja żona. „Dzielę pokój z kimś, kto ma koronawirusa. Nie obawiacie się, że zarażę ludzi na statku?”.
Lekarka potrząsnęłą głową i odpowiedziała: „To zależy wyłącznie od ciebie”.
Moja żona i ja poczuliśmy, że to dziwna i raczej niepoważna odpowiedź. Zespół medyczny ignorował możliwość, że zaraziłem żonę, a ona mogła zarazić innych pasażerów.
Lekarka założyła, że skoro moja żona miała wynik negatywny, to nie była zarażona. W rzeczywistości moja żona zrobiła test, kiedy wróciliśmy do domu i wynik był pozytywny.
Myślę, że morał z tego wszystkiego jest taki, że ludzie, którzy powinni poważnie traktować COVID, nie traktują go tak i odpowiedzialność, aby chronić siebie i innych spada na takich ludzi jak ja i ty.
Pamiętaj więc, aby zostać w domu!
Stay Home! (Part 2)
Last week, I told you about the rotten cruise we had at the beginning of this November. I told you about the Hurricane that came rumbling up toward the ship, how the ship fled north toward Baltimore, how we missed two great ports we were supposed to visit, how the Hurricane ruined the food and wine on the cruise and the entertainment we dreamt of seeing on it.
But I didn’t tell you about my COVID.
Three days into the cruise, my nose started running. At first I thought I was just having a temporary allergic reaction to the pillows in our stateroom, but my running nose got worse. It kept running constantly, and then I developed a cough, constant headaches, and body pain, and I started sneezing constantly.
My wife Linda finally said, “Maybe you have COVID.”
I said, “No way.” I reminded her that we had both just received our third COVID booster and tested negative before getting on the ship and that we had had a bad case of COVID at the beginning of the year that probably created a lot of anti-COVID antibodies in us.
She wouldn’t listen, and so we both took a COVID test in our stateroom. Hers was negative. Mine was of course positive. I had COVID.
I did what any responsible passenger would do. I picked up my stateroom phone and called the ship’s medical team. We expected a quick and forceful response from them. I was wrong.
The nurse I spoke to said he wasn’t sure what I was supposed to do but that he would get back in touch with me after he asked around. Then he hung up.
I looked at my wife. We were both surprised by the nurse’s apparent confusion.
After about an hour, there was a knock on our stateroom door and a doctor came in. She was wearing a mask and carrying a bag of medical supplies. I expected her to give me another COVID test, but she didn’t. Instead, she took my temperature and my blood pressure, and she handed me some cough drops for my sore throat and some pills to control my runny nose. She also told me that I was quarantined in my room until the end of the cruise.
My wife said, “What about me?”
The doctor told her she wasn’t quarantined. She was free to wander around the ship and enjoy herself.
“But shouldn’t I be quarantined?” my wife asked. “ I’m sharing a room with a person who’s got COVID. Aren’t you afraid I’ll contaminate people on the ship?”
The doctor shook her head and said, “It’s entirely up to you.”
My wife and I felt this was a strange and rather frivolous response. The medical team was ignoring the possibility that I had infected my wife and that she might infect other passengers.
The doctor assumed that since my wife tested negative she was negative. In fact, my wife took a test when we got back home and she tested positive for COVID.
I guess the moral of all this is that people who should be taking COVID seriously aren’t and that the responsibility falls back on people like you and me to protect ourselves and others.
So remember to stay home!
John Guzlowski
amerykański pisarz i poeta polskiego pochodzenia. Publikował w wielu pismach literackich, zarówno w USA, jak i za granicą, m.in. w „Writer’s Almanac”, „Akcent”, „Ontario Review” i „North American Review”. Jego wiersze i eseje opisujące przeżycia jego rodziców – robotników przymusowych w nazistowskich Niemczech oraz uchodźców wojennych, którzy emigrowali do Chicago – ukazały się we wspomnieniowym tomie pt. „Echoes of Tattered Tongues”. W 2017 roku książka ta zdobyła nagrodę poetycką im. Benjamina Franklina oraz nagrodę literacką Erica Hoffera za najbardziej prowokującą do myślenia książkę roku. Jest również autorem serii powieści kryminalnych o Hanku i Marvinie, których akcja toczy się w Chicago oraz powieści wojennej pt. „Retreat— A Love Story”. John Guzlowski jest emerytowanym profesorem Eastern Illinois University.-John Guzlowski's writing has been featured in Garrison Keillor’s Writer’s Almanac, Akcent, Ontario Review, North American Review, and other journals here and abroad. His poems and personal essays about his Polish parents’ experiences as slave laborers in Nazi Germany and refugees in Chicago appear in his memoir Echoes of Tattered Tongues. Echoes received the 2017 Benjamin Franklin Poetry Award and the Eric Hoffer Foundation's Montaigne Award for most thought-provoking book of the year. He is also the author of two Hank Purcell mysteries and the war novel Road of Bones. Guzlowski is a Professor Emeritus at Eastern Illinois University.