Wystawa malarstwa Voytka połączona z przedstawieniem Teatru Nasz i aktywnym w nim udziale zwiedzających wystawę była jedną z ciekawszych propozycji kulturalnych minionego weekendu.
Uroczyste otwarcie wystawy malarstwa Wojtka Glinkowskiego „Pejzaże i grafiki” w Dwell Studio odbyło się 16 września 2022 roku. W spotkaniu połączonym z poczęstunkiem, oprócz zwiedzających wzięli udział autor prac oraz aktorzy z grupy Teatr Nasz. Wydarzenie celebrowano również następnego dnia, w sobotę 17 września. Na wystawie wystawiono 36 prac.
Na tak zwanym rynku Wojtek Glinkowski nie używa nazwiska od 40 lat. Funkcjonuje jako Voytek. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, uważaną za jedną z lepszych w Europie.
Artysta-malarz mówiąc o sobie powiedział: – Rysuję od rana do nocy. Nic innego w życiu nie robię, nic innego nie umiem i nie próbuję. Ćwiczyłem rękę i głowę z bardzo mądrymi ludźmi.(…) Zajęło mi dwadzieścia lat, żeby zrozumieć to, co oni do mnie mówili. To jest tak, że w pewnym momencie w życiu nie wypada już być zdolnym, trzeba coś po prostu umieć. Mam nadzieję, że jestem już w takim miejscu, że coś umiem i już nie muszę być tylko zdolny.
Wcześniej Voytek tworzył w Nowym Jorku, pracował na Long Island. W Chicago jest od 22 lat i pracował z kilkoma galeriami z tzw. downtown. Miał 10 wystaw indywidualnych. Uwielbia Dwell Studio, bo „jest w rękach ładnych i dobrych ludzi”.
Zdaniem artysty tym, co zatrzymuje widza przed obrazem jest kompozycja – relacja formy i koloru. Inną ważniejszą prawdą o sztuce, jest prawda o tym, jak sztuka jest wykonana, a nie to, o czym ona jest. Na wystawie w Dwell Studio zostały wyeksponowane rysunki. A według Voytka są one bardzo istotne.
– Jak nie umiesz rysować, nie jesteś artystą. We współczesnym świecie kolekcjonerzy, zanim nie zobaczą rysunków, nie kupią obrazu. Dlatego, że w rysunku nie ma się za czym schować. Tam nie ma koloru, który oślepi. Tam jest, tak jak jest. Umiesz, albo nie umiesz. Albo rozumiesz konstrukcję, poczucie głębi, skróty, albo nie. W obrazie to wszystko można przyklepać kolorem – opowiadał Voytek.
Poza rysunkami na wystawie można było obejrzeć grafiki.
– Grafiki, które tu zostały pokazane są z płyt miedzianych, ponieważ są delikatniejsze i dają dużo więcej detalu, natomiast nie można na nich uzyskać dużego nakładu. Jestem dumny ze swojej grafiki, ponieważ robię ją dobrze. Jest wyjątkowa. Robię duże formaty, a nawet jest tu grafika wykonana z dwóch płyt, które trzeba ze sobą spasować. Nie widać śladu, że są to dwie płyty, na każdej płycie jest inny kolor nałożony – opowiadał artysta.
Jak zwierzył się nam Voytek: lubi eksperymenty, nie preferuje żadnej z technik. Jest największym krytykiem siebie samego i zdarza mu się ten sam obraz przemalowywać siedem, osiem razy.
Wyjaśnienie przez artystę tej idei działania było ujmująco szczere i proste: – To jest tak, jak ze wszystkimi innymi zawodami i czynnościami w życiu. Mamy lepsze i gorsze dni. Niby dużo umiemy i wiemy i wypuścimy rzeczy z błędami – tłumaczył Voytek.
Kiedy tworzy jego praca musi spełnić warunki jakościowe, które sobie sam założył. Używa pędzli jednej, jedynej firmy, które sam sobie przycina i poprawia papierem ściernym. – Wezmę te pędzle i każdy inny i z zamkniętymi oczyma, wiem, że to nie jest ten.
Pośród wyeksponowanych na wystawie prac jest rysunek, którego nigdy nie sprzeda. – Ruda to kochane stworzenie. Nie ma takiej sumy pieniędzy, za którą ktoś mógłby to kupić. Namalowałem ją, kiedy miałem wykład ze studentami. To jest jedyny rysunek, którego się nie pozbędę – stanowczo oświadczył Voytek.
Z innymi pracami pokazanymi na wystawie nie łączą go żadne, szczególne więzi. – Jednego dnia lubię tę pracę, drugiego tamtą. Są tu obrazy, które zajęły mi bardzo mało czasu, a jestem z nich „wow” jak np. to drzewo kwadratowe. To jest jedna z prac, które wyszły z jednego uderzenia pędzla. A są tu, też i takie prace, które przemalowałem cztery razy – opowiadał.
Częścią dyplomu Wojtka Glinkowskiego był teatr. – Zbudowałem scenę, napisałem i wyreżyserowałem sztukę “Wodzowie” według fragmentów Witkacego. W Teatrze Muzycznym robiłem premierę “Skrzypka na dachu” jako asystent scenografa. Malowałem wszystkie ornamenty, tła. Kocham teatr i w Chicago, od niedawna związałem się z grupą Teatr Nasz. Aktorzy z tej grupy na uroczystość otwarcia wystawy wymyślili do obrazów króciutkie przedstawienie razem z publiką.
Przedstawienie polegało na wyborze przez gości koloru z palety, zaprezentowaniu przez aktorów słów przygotowanej recytacji i odnalezieniu na wernisażu obrazu, z którym można byłoby je połączyć.
Karmazyn był pierwszym wyborem, potem fragment prozy Voytka z książki „Akrobata” do obrazu „W moim ogrodzie”.
Ponadto wykorzystano fragmenty utworów Bogusława Schaeffera, Zbigniewa Herberta, Wiliama Szekspira, a także Rafała Wojaczka.
Przed Voytkiem ogrom pracy. Wkrótce duża wystawa indywidualna w Sarasocie, w Galerii Papillon, potem Art Miami Expo.
Wystawa Voytka w Dwell Studio będzie czynna do 30 września tego roku w godzinach otwarcia galerii. Artysta zaprasza serdecznie.
Tekst: Jola PlesiewiczZdjęcia: Dariusz Piłka[email protected]