Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 02:21
Reklama KD Market
Reklama

Zatopiony skarb

Każdy z nas o czymś marzy. Nasze marzenia są czasami zupełnie zwyczajne, jak podróż dookoła świata, a czasami sięgamy w nich gwiazd, marząc o kolonizacji Marsa. Jednak ilu z nas miałoby odwagę poświęcić całe swoje życie na realizację tych najbardziej szalonych i nieprawdopodobnych marzeń i planów?

Mel Fisher, urodzony w 1922 roku skromny hodowca kurczaków z Indiany, nie dość, że miał śmiałe marzenia, to nigdy, pomimo wielu problemów i przeciwności, z nich nie zrezygnował. Od dziecka pragnął nurkować. Jako dwunastolatek zbudował swój pierwszy hełm do nurkowania. Było to pożyczone od ojca cynowe wiadro, w którym wykonał otwór. Kolega znajdujący się w łodzi miał tłoczyć do środka gumowym wężem powietrze. Pierwsza próba zejścia pod wodę niemal zakończyła się tragedią, ale Mela to nie zraziło.

Kiedy już jako dorosły człowiek, w 1953 roku usłyszał o skonstruowaniu pierwszego akwalungu, kazał żonie się spakować, sprzedał cały dobytek i ruszył do Kalifornii. Otworzył pierwszą na Zachodnim Wybrzeżu szkołę nurkowania, organizującą podwodne poszukiwania skarbów. Mel miał bowiem jeszcze jedno marzenie, które szybko stało się jego obsesją – chciał znaleźć skarb.

Gorączka złota

Począwszy od XV w. Hiszpanie regularnie plądrowali Amerykę Środkową i Południową. Dziesiątki statków wypełnionych złotem odbijały od wschodnich brzegów kontynentu i ruszały do Europy. Większość z nich szczęśliwie docierała do celu, ale kiedy nadchodziła pora huraganów, silny wiatr spychał je na rafy, roztrzaskując na fragmenty. Informacje o zatopionych galeonach zachowały się po dziś w skrupulatnie prowadzonych hiszpańskich archiwach.

Pod koniec lat 50. na Florydzie wybuchła istna gorączka złota. Kiedy jeden z plażowiczów znalazł zakopane w piasku srebrne monety, tłumy ludzi ruszyły na plaże szukać wyrzuconych na brzeg kosztowności. Od dawna wiadomo było, że w okolicach Palm Beach na Florydzie przed wiekami zatonęło wiele hiszpańskich statków. Rozpalało to wyobraźnię wielu ludzi, w tym również Mela Fishera. Niewiele myśląc, znów spakował rodzinę i ruszył na Wschodnie Wybrzeże. Był rok 1963. Mel dał sobie rok. Postanowił, że jeśli do tego czasu nie natknie się na ślad hiszpańskich statków, da sobie spokój z poszukiwaniami.

Pierwsze miesiące nie napawały optymizmem – nurkowie w mętnej wodzie nie widzieli nawet własnej dłoni. Mel jednak się nie poddawał. Zauważył, że na powierzchni oceanu woda jest przejrzysta i doszedł do wniosku, że można by było wtłoczyć ją na dno. Zaprojektował więc stalowe rury, przez które tłoczona była czysta woda z powierzchni, pchana przez śrubę napędową łodzi. Pomysł był nowatorski i rozwiązywał jeszcze jeden problem – tłoczone z góry powietrze błyskawicznie wykopywało głębokie dziury w morskim dnie. Praca, która kiedyś zajmowała miesiąc, teraz trwała tylko dzień. I chociaż wydawało się, że dzięki temu lada moment odnajdą skarb, mijały tygodnie i miesiące, i nic się nie działo. Czasu i pieniędzy było coraz mniej, ale Mel nie tracił nadziei.

Jego cierpliwość w końcu przyniosła niezwykłe efekty – rok po rozpoczęciu ekspedycji udało się wydobyć z dna 1333 złotych monet. Ale Fisherowi to nie wystarczało. Jego marzeniem było odnalezienie największego wraku po tej stronie oceanu – hiszpańskiego galeonu Nuestra Señora de Atocha.

Zaginiona flotylla

Galeon Atocha wchodził w skład hiszpańskiej flotylli, której celem było przywiezienie do Europy złota, srebra, miedzi, klejnotów i tytoniu z Ameryki Południowej. Skarb był tak ogromny, że sam jego załadunek zajął dwa miesiące. 4 września 1622 r. liczący 28 okrętów konwój wyruszył w drogę powrotną do Hiszpanii. Niestety już dzień później dwa galeony – Santa Margarita oraz bliźniacza Nuestra Señora de Atocha zatonęły w czasie ogromnej burzy morskiej. Wraz z nimi na dno poszedł cały ładunek. Dokładny spis zaginionych skarbów przetrwał jednak w archiwach w Sewilli razem z prawdopodobną lokalizacją wraków.

Zawarte w dokumentach informacje okazały się jednak niezbyt dokładne. Mijały miesiąca a potem lata, a ekipie Mela nie udało się odnaleźć wraku. Kiedy więc w końcu natknięto się na kotwicę, srebrne monety z początku XVII wieku oraz dwumetrowy łańcuch wykonany z czystego złota, Mel wpadł w euforię. Jednak jak na ironię kolejne trzy lata poszukiwań okazały się bezowocne. Dopiero w 1973 roku odkryto 1460 srebrnych hiszpańskich monet oraz trzy 35-kilogramowe sztaby srebra. Po sprawdzeniu manifestu pokładowego okazało się, że bez wątpienia pochodziły z poszukiwanego galeonu. Pełni optymizmu, nurkowie wrócili do pracy.

Badania przerwała ogromna tragedia. Jeden z synów Mela, Derek, jego żona Angela oraz nurek Rick Gage utonęli w 1975 roku w czasie sztormu. Mel początkowo nie chciał słyszeć o powrocie na ocean. Dopiero po dwóch miesiącach wznowiono ekspedycję.

Przez kolejnych pięć lat natrafiano tylko na niewielkie przedmioty. Poszukiwacze wiedzieli, że okręt spoczywa gdzieś niedaleko, ale ciągle nie mieli szczęścia. Przełom nastąpił dopiero w 1980 roku, kiedy zlokalizowano szczątki galeonu Santa Margarita. Mel był przekonany, że lada dzień znajdzie swój okręt. Jednak kapryśny ocean jeszcze przez pięć kolejnych lat ukrywał przed nim największy ze swoich skarbów. W końcu 20 lipca 1985 r. jego syn Kane bez wielkich oczekiwań zszedł pod wodę, żeby sprawdzić nowe miejsce poszukiwań. I był tam – roztrzaskany na fragmenty hiszpański galeon, wokół którego leżały trudne do wyobrażenia skarby.

Odzyskano część ładunku o wartości ponad 500 milionów dolarów – 36 ton srebra i złota, 350 szmaragdów oraz 30 skrzyń złotych i srebrnych monet. Co ciekawe, najcenniejsza skrzynia, której wartość szacuje się na miliard dolarów, ciągle spoczywa na dnie oceanu.

Mel Fisher zmarł w 1998 roku. Jego rodzina nie zaprzestała poszukiwań.

Maggie Sawicka


Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama