Od ulicy dwa rozkładające się ciała są niewidoczne. Leżą ukryte w chwastach, starych oponach i rozpadających się sofach na porzuconej przez właściciela posesji. Para nastolatków zginęła od kul, została okradziona do bielizny i pozostawiona. Znaleziono ich po wielu dniach w detroickim pustkowiu, gdzie nikt nie zagląda, a policja niezwykle rzadko odbywa patrole.
Opustoszała, zaniedbana część miasta przeobraziła się w nieoficjalny cmentarz. W ciągu jednego miesiąca znaleziono tam zwłoki 12 osób. Policja przyznaje, że nie potrafi temu zapobiec.
Ciała leżą ukryte na bocznych uliczkach, zarośniętych podwórkach, w opuszczonych domach, garażach i w kanałach. Tu porzucane są również zwłoki ludzi zamordowanych poza Detroit.
Początek temu zjawisku dała ucieczka białych na rozbudowujące się przedmieścia w latach pięćdziesiątych i ponowny exodus po krwawych zamieszkach rasowych w 1967 roku. Klasa średnia Afroamerykanów opuszczała miasto przez następne 20 lat, pozostawiając za sobą całe ulice pustych domów.
Dziesiątki tysięcy domów uległy zniszczeniu. Niektóre zawaliły się same, inne zostały zburzone. Puste podwórka przeobraziły się w zarośnięte chwastami pola.
Zwłoki 18-letniego Jacoba Kudli i 17-letniego Jourdana Bobbisha, ukryte na posesji przy Lyford Street, spostrzegł 27 lipca rzadki tu przechodzień. 5 dni wcześniej chłopcy z przedmieścia Detroit, Westland, przyjechali w odwiedziny do wuja Kudli.
Do najbliższego domu od „ludzkiego śmietnika” jest 100 jardów. Mieszka tam 74-letnia Ella Dunn. Przez ostatnie 24 lata przeżywała wyprowadzki sąsiadów. Dziś prawie nikt nie pozostał. Jej sąsiedztwo przypomina potężne śmietnisko. Często dochodzą ją odgłosy wyrzucanych z samochodów mebli, opon, zniszczonych łodzi i innych starych, bezużytecznych przedmiotów.
„Detroit faktycznie jest wielkim śmietniskiem. Nikt tego nie obserwuje, nikt nie przestrzega przepisów. Wszyscy uważają, że tam można bezkarnie wyrzucać wszystko”, ubolewa Margaret Dewar, profesor planowania miejskiego i regionalnego z University of Michigan.
W połowie lipca z rzeki Detroit i połączonego z nią kanału wyciągnięto poćwiartowne zwłoki pary z podmiejskiego Allen Park. Osobnik, który z nimi mieszkał, został oskarżony o morderstwo.
W marcu w zaniedbywanym przez miasto parku natrafiono na zwłoki dwóch kobiet z Hamtramck. W grudniu ciała dwóch kobiet znaleziono w samochodzie zaparkowanym przed opuszczonym domem. 6 dni później zwęglone zwłoki dwóch innych kobiet odkryto w bagażniku innego samochodu.
Policja przypuszcza, że wszystkie zabito gdzie indziej i przewieziono do Detroit z nadzieją, że nigdy nie będą odkryte.
W Detroit znajduje się 30,000 opuszczonych domów. Miasto nie ma pieniędzy na ich wyburzenie. Burmistrz Dave Bing promuje plan oczyszczenia terenu za federalne pieniądze. Stan poniesie część kosztów tego projektu.
Nie jest to jednak łatwe zadanie. W latach 2000–2010 Detroit opuściło ćwierć miliona ludzi, pozostawiając 700,000 mieszkańców w mieście wybudowanym dla 2 milionów. Skurczyły się dochody miejskie z podatków i skurczyły możliwości zadbania o opuszczone domy i ulice.
(AP – eg)