Wielu z nas, Polaków mieszkających po jednej stronie USA, było już po stronie drugiej. Wielu, z południa, zobaczyło jak się żyje na północy. Wielu odwiedziło stolicę kraju Waszyngtona i zrobiło sobie zdjęcie przed Białym Domem. Polacy, gdziekolwiek rzuci ich los, lubią podróżować. Wycieczki to jedna z naszych cech narodowych, podtrzymywana także na emigracji (która jest jedną wielką wycieczką). Z przykrością stwierdzam jednak, że nie mogę napisać tego samego o Amerykanach – Travel Channel w zupełności im wystarczy.
Żyjemy w kraju, który być może ma krótką historię, ale na pewno bardzo intensywną. Przez trochę ponad 400 lat wiele się działo i w wielu miejscach przeszłość zostawiła swój ślad. Wiele miast mimo tego, że mówiących tym samym językiem, tak bardzo się od siebie różni. Całość Ameryki jest spięta siecią w miarę dobrych autostrad. Po prostu żyć nie umierać. Wiadomo, że cena benzyny szkodzi portfelowi, ale są jeszcze samoloty, które często po przeliczeniu wychodzą taniej niż samochód. Ten kraj jest po prostu stworzony do podróżowania i nikt temu nie zaprzeczy. Tym bardziej dziwi więc fakt, że Amerykanie nie zwiedzają swojej ojczyzny. Rzecz wygląda podobnie w przypadku podróży poza granice.
Jak wiadomo w wielu szkołach nie przywiązuje się zbytniej wagi do państw innych niż USA, powszechna jest teoria, że przeciętny Amerykanin dowiedział się o istnieniu krajów takich jak Irak czy Afganistan, po ich zbombardowaniu. Będąc w pięknym stanie Pensylwania, wielokrotnie spotykałem się z pytaniami: „czy macie w Polsce komputery”, lub „czy rządzi wami król”. Jednak ja się nie wściekam, ja wiem, że to nie ich wina, to wina szkoły i mediów. Boli strasznie, kiedy pewien Amerykanin w Pensylwanii (tak, znów ta nieszczęsna Pensylwania) z dumą oświadczył mi, że pewnie jeździmy na wakacje do Australii, bo mamy przecież blisko.
Ukończenie szkoły wyższej jest wielkim wydarzeniem. Ubrani w tuniki studenci odbierają z dumą dyplomy. Każdy robi zdjęcia, wszyscy ze szczęścia mają łzy w oczach. Mam taką sugestię. Oprócz dyplomu dajcie im też globus, żeby postawili sobie obok biurka na 57 piętrze biurowca, w którym pracują. Może znajdą pewnego dnia na nim Polskę i Ameryka nie będzie musiała nas zbombardować, żeby pokazać, że jesteśmy w Europie, a nie blisko Australii.
Rafał Muskała
Rafał Muskała, absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.Od kilku lat w USA. Młodym, zawodowym okiem patrzy na Amerykę, która stała się jego domem. Swoje spostrzeżenia emigracyjne i związane z nimi emocje, bez Photoshopa, przelewa na klawiaturę. Tu wszystkie chwyty są dozwolone, bo na tym polega wolnoamerykanka.