Liczby towarzyszą nam na każdym kroku. Przeciętny Amerykanin każdego dnia ma styczność z około tysiącem różnych cyfr. 80% z nich zostaje zapamiętane przez mózg na około 2 minuty. W ciągu kolejnych 8 minut, nasz umysł odrzuca kolejne 30% tego, co przed chwilą zobaczył. W pamięci zostaje więc połowa tego co widzimy. Daje to przeciętnie 500 różnych liczb. I to każdego dnia !!!. Robi wrażenie, prawda?
Problem polega na tym, że wszystkie powyższe statystyki, wymyśliłem zupełnie sam i nie mają one nic wspólnego z rzeczywistością. Podświadomie jednak ufamy twierdzeniom, które powołują się na dane liczbowe. Wiedzą o tym spece od marketingu. Wiedzą o tym pracodawcy. Liczby nie kłamią, liczby mówią same za siebie.
Liczby jednak to nie tylko statystyki, którym zwykle ślepo ufamy (ten krem do zmarszczek z napletka chomika wygładza skórę nawet do 30% więcej… więcej niż co? ). Liczby to również obliczenia. A Ameryka kocha obliczać. Gdziekolwiek się nie ruszysz dostajesz formularz/wniosek/kwestionariusz na podstawie którego, ktoś ci na pewno coś obliczy. A jak już ci to obliczą, to okaże się, że jest ci to do życia niezmiernie potrzebne. Tak więc wzajemnie się tutaj obliczamy. Jak do tej pory, obliczyliśmy, że przez najbliższych kilkanaście lat, Ameryka to ma naprawdę prze***ane.
Liczenie jest więc bardzo amerykańskie. Wyliczenia to część amerykańskiej kultury. Obliczenia z kolei to coś, przed czym nie można uciec. Liczby są wszędzie. Tęgie amerykańskie mózgi są codziennie eksploatowane do prawdziwego maksimum (tak przynajmniej wynika z 80% statystyk). Liczenie wyssane z mlekiem matki, daje więc Ameryce prawo do bycia pierwszą gospodarką świata. Lub drugą. Albo i trzecią. W zależności od wyliczeń.
Liczenie w USA ma jednak jeszcze jedną naturę, zupełnie odmienną niż codzienne algorytmy. Sprowadza się ona do krótkiego matematycznego sformułowania. Zapisane jest ono mniej więcej tak: Jeżeli umiesz liczyć, to licz na siebie.
Rafał Muskała
Rafał Muskała, absolwent dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od kilku lat w USA. Młodym, zawodowym okiem patrzy na Amerykę, która stała się jego domem. Swoje spostrzeżenia emigracyjne i związane z nimi emocje, bez Photoshopa, przelewa na klawiaturę. Tu wszystkie chwyty są dozwolone, bo na tym polega wolnoamerykanka