Z dużym powodzeniem prowadziła dom publiczny, zastrzeliła swojego męża przy karcianym stole, zdefraudowała ponad 50 tys. dol. w niezapłaconych federalnych podatkach – w wieku 94 lat zmarła w Montanie właścicielka ostatniego w stanie przybytku rozkoszy.

Ruby Garrett zmarła w domu spokojnej starości w miejscowości Butte, tej samej w której od 1890 do 1982 roku działał, prowadzony przez nią dom publiczny, dodajmy – najdłużej funkcjonujący w Ameryce dom publiczny. Właścicielka Dumas Hotel znana była z nienagannych manier oraz z tego, że dba o swoje pracownice.
Jednak raz panią Ruby Garrett poniosły nerwy. W 1959 roku zastrzeliła swojego męża. Andy Arrigoni zginął na miejscu, czyli przy karcianym stole, po otrzymaniu pięciu strzałów, które oddała w jego stronę małżonka. Kilka godzin wcześniej tak dotkliwie przez niego pobita, że nikt z kompanów karcianych jej nie rozpoznał.
Ruby Garrett spędziła w więzieniu zaledwie dziewięć miesięcy po tym, jak sąd zmienił kwalifikację czynu z morderstwa pierwszego stopnia na zabójstwo w afekcie. Po raz drugi kobieta trafiła za kratki w 1982 roku po udowodnieniu przestępstw podatkowych na łączną sumę 51 670 dolarów. Tym razem w więzieniu spędziła sześć miesięcy oraz zapłaciła karę wysokości dziesięciu tys. dolarów. Zanim jednak udała się do kryminału przyjaciele i wielbiciele urządzili jej pożegnalne przyjęcie w Melrose Bar w jej rodzinnym mieście Divide leżącym nieopodal Butte.
„Wraz z jej śmiercią zamyka się jakiś fragment historii naszego miasteczka” – stwierdził szeryf Bob Butorovich, ten sam, któy w 1982 roku powiesił kłódkę na drzwiach domu rozpusty słynącego w tym górniczym miasteczku z czystości i porządku.
Pani Garrett już po zamknięciu Dumas Hotel konsekwentnie odmawiała sprzedaży budynku twierdząc, że mogłaby się skusić na taką transakcję tylko po zagwarantowaniu, że powstanie tam kolejny dom rozpusty. Niegdysiejsza madame znana była także z kontrowersyjnych poglądów. Twierdziła na przykład, że prostytucja nie ma żadnego moralnego obciążenia, jest po prostu powszechnym towarem.
W wywiadzie udzielonym gazecie Montana Standard sędziwa kobieta niedługo przed śmiercią powiedziała, że nie ma za co w swoim życiu przepraszać. Wychowywana w katolickiej rodzinie, członkini chóru kościelnego, na pewno nie zostałaby zakonnicą, ale jeśli byłoby to możliwe, zapewne podjęłaby parę innych życiowych decyzji – wyznała.
MB
„znana była z nienagannych manier oraz z tego, że dba o swoje pracownice”
i za to szacuneczek.
94 lata piekny wiek, nie wiem tylko zazdroscic czy wspolczuc, gdyz niestety ale starosc sie Panu Bogu nie udala…
Nie mieszaj do tego Boga cwelu
az tyle co masz do powiedzenia w tym watku?
wygadany jestes 🙂
Ja bym zazdrościł takiego wieku. Oglądam
http://www.ark.ntr5.com/index.php?p=1_2
Wieku trzeba pozazdroscic choc faktycznie ta starosc jest czasami nieudana
No i faktycznie jakas czesc historii umarla razem z nia i to ona jest pikus w sumie zDefraudowanej kasy, w porownianiu do tych co miliony przewalili