Koszykarze Miami Heat przegrywają z Los Angeles Lakers w finałach ligi NBA już tylko 1-2. W niedzielę ekipa z Florydy wygrała 115:104, a świetny mecz w jej barwach rozegrał były zawodnik Chicago Bulls Jimmy Butler, który uzyskał triple-double – 40 punktów, 13 asyst i 11 zbiórek.
Po dwóch porażkach i mimo straty z powodu kontuzji dwóch podstawowych zawodników Bama Adebayo i Słoweńca Gorana Dragica Heat znaleźli sposób, aby pokonać Lakers.
Kluczem była rewelacyjna gra Butlera, który miał 70-procentową skuteczność rzutów z gry (14/20). Został dopiero trzecim zawodnikiem w historii NBA, który mecz finałów zakończył z triple-double i co najmniej 40 punktami. Wcześniej dokonali tego Jerry West w 1969 roku i obecny gwiazdor Lakers LeBron James w 2015.
„On właśnie tego chciał. Naprawdę trudno jest opisać Jimmy’ego, dopóki nie poczujesz tego, co potrafi zrobić na parkiecie. Potrafi dominować i uwielbia rywalizację” – komplementował podopiecznego trener Heat Erik Spoelstra.
Niemal od początku spotkania inicjatywa należała do ekipy z Miami, ale Lakers nie poddawali się. „Jeziorowcy” dwukrotnie niwelowali kilkunastopunktową stratę. W końcówce Heat zachowali jednak zimną krew i nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa.
Wśród pokonanych najlepszy był LeBron James, który na swoim koncie zapisał 25 pkt, 10 zbiórek i osiem asyst. Słabiej zaprezentował się Anthony Davis – 15 pkt.
„Wiem, że Heat to banda niezwykle zawziętych chłopaków. Jednocześnie jednak ta porażka nie budzi we mnie żadnych obaw. Wiem, że możemy zagrać lepiej i już we wtorek będziemy mieli okazję, aby to pokazać” – podkreślił James.
(PAP)