Legia Warszawa pokonała w Poznaniu Lecha 1:0 i utrzymała ośmiopunktową przewagę nad Piastem Gliwice w tabeli piłkarskiej ekstraklasy. Ekipa ze Śląska rozgromiła u siebie Wisłę Kraków 4:0. To pierwsza kolejka po wznowieniu rozgrywek zawieszonych w marcu z powodu pandemii.
Zarówno Legia, jak i Lech, miały okazję już w tym tygodniu w spotkaniach o Puchar Polski (obie drużyny awansowały do półfinałów) zaznajomić się z nowymi zasadami związanymi z pandemią koronawirusa. Restrykcje na razie jeszcze są duże, ale piłkarze cieszą się z możliwości grania i rywalizowania.
W sobotę Legia zasłużenie wygrała w Poznaniu, choć gol Tomasa Pekharta można uznać za szczęśliwy zbieg okoliczności. W 17. minucie bramkarz poznaniaków Mickey van der Hart tak niefortunnie piąstkował piłkę, że trafił nią w plecy swojego kolegi z zespołu Djordje Crnomarkovicia. Piłka potoczyła się do siatki, a dobił ją stojący nieopodal Pekhart.
To była pierwsza od 25 października porażka ekipy z Wielkopolski, która zajmuje teraz piąte miejsce w tabeli. Dorobek 42 punktów ma także czwarta Cracovia, która jeszcze niedawno mówiła o walce o mistrzostwo. Później jednak wszystko się posypało, krakowianie ponieśli cztery porażki z rzędu, ale chcą się odblokować w tej kolejce. W niedzielę zmierzą się u siebie z Jagiellonią Białystok.
Broniący tytułu Piast pokazał się z bardzo dobrej strony. Tym bardziej że walcząca o oddalenie się od strefy spadkowej Wisła jest przeciwnikiem nieprzyjemnym i zanotowała świetny start tegorocznej części rozgrywek (4 zwycięstwa, 2 remisy). Sobotnie starcie zaliczane do 27. kolejki bardzo szybko się rozstrzygnęło. W 42. sekundzie w ogromnym zamieszaniu przed bramką „Białej Gwiazdy” drogę do siatki znalazł z bliska Jorge Felix. 10 minut później Hiszpan, wykorzystując niefrasobliwość krakowian, przejął piłkę na ich połowie, podał do Piotra Parzyszka, który pewnie wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem.
Te dwie sytuacja całkowicie „przygniotły” krakowian. Kolejne dwie bramki po przerwie były tylko potwierdzenie tego, że ekipa prowadzona przez Artura Skowronka nie miała pomysłu na świetnie przygotowany Piast. W 65. minucie trafił jeszcze raz Parzyszek, a na pięć minut przed ostatnim gwizdkiem zwycięstwo gospodarzy zapieczętował Tuszyński.
Mimo wszystko Skowronek próbował znaleźć pozytywy. „Jestem spokojny o ten zespół, pomimo że dziś doznaliśmy sromotnej porażki. Ci piłkarze potrzebują jeszcze trochę czasu, aby wejść na wyższy poziom. Podniesiemy się, robiliśmy to już nie raz” – zapewnił.
Piast jest obecnie drugi w tabeli i ma osiem punktów straty do Legii. Wisła jest trzynasta, ale nad ostatnim ŁKS-em ma już 11 punktów przewagi.
Łódzki zespół powrotu do ligowej rywalizacji nie będzie wspominać dobrze. Na własnym stadionie uległ Górnikowi Zabrze 0:1. To był też debiut na ławce trenerskiej Wojciecha Stawowego, który później winę za porażkę wziął na siebie.
54-letni szkoleniowiec zastąpił Kazimierza Moskala i na trenerską ławkę w ekstraklasie powrócił po sześcioletniej przerwie. Pierwszym, jak się okazało nieudanym sprawdzianem, było dla niego starcie z zajmującym 11. miejsce Górnikiem. Zabrzanie w trakcie sobotniego spotkania cieszyli się raz – w 36. minucie kiedy gola strzelił Georgios Giakoumakis. To jednak wystarczyło, by na Śląsk wracać z trzema punktami.
To było pierwsze wyjazdowe zwycięstwo Górnika w tym sezonie.
„Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była senna, nie było widać, że walczymy o utrzymanie. Za dużo było grania w poprzek boiska, do tyłu. Górnik po zdobyciu bramki cofnął się i czekał na kontrataki, ale z takim nastawieniem tu przyjechał. Było po naszej stronie kilka sytuacji bramkowych i może ten mecz wyglądałby zupełnie inaczej, gdybyśmy przynajmniej jedną z nich wykorzystali. Porażka nie przekreśla naszych szans, choć bardzo oddala nas od celu, który sobie stawiamy i mocno w niego wierzymy” – powiedział po spotkaniu Stawowy.
Celem jest utrzymanie w ekstraklasie, ale z tym może być bardzo trudno. Beniaminek zamyka tabelę i do bezpiecznego 13. miejsca traci już 11 punktów.
W piątkowych meczach 27. kolejki Pogoń przegrała w Szczecinie z Zagłębiem Lubin 0:3, a Śląsk Wrocław zremisował u siebie z Rakowem Częstochowa 1:1.
Rozgrywki przerwane zostały z powodu pandemii koronawirusa w połowie marca. Na początku maja piłkarze i pracownicy klubów przeszli testy na koronawirusa, a następnie (od 8 maja) wznowili treningi w grupach.
Na razie mecze odbywają się bez publiczności, jednak w piątek premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że od 19 czerwca będzie możliwy powrót kibiców na trybuny. W pierwszej fazie możliwe jest wypełnienie trybun maksymalnie w 25 procentach.
(PAP)