Piast Gliwice wygrał na własnym stadionie z Lechią Gdańsk 2:0 w poniedziałkowym meczu 10. kolejki piłkarskiej ekstraklasy i opuścił ostatnie miejsce w tabeli. Jagiellonia po trzech porażkach z rzędu, wszystkich na wyjazdach, przełamała tę złą passę u siebie, pokonując Wisłę Płock 5:2. Goście wrócili do ligowej gry po miesiącu przerwy, co miało związek z licznymi przypadkami koronawirusa w zespole z Mazowsza.
Gospodarze przystąpili do tego spotkania podbudowani piątkowym wyjazdowym zwycięstwem nad Górnikiem Zabrze 2:1 w derbach Śląska. Zespół trenera Waldemara Fornalika wygrał pierwszy raz w sezonie ligowym, nadal jednak zamykał stawkę.
Walcząca o podium Lechia przyjechała do Gliwic po pokonaniu u siebie 3:2 Śląska Wrocław.
Już pierwsza akcja gliwiczan przyniosła im gola. Po faulu Bartosza Kopacza na Dominiku Steczyku sędzia podyktował rzut karny, pewnie wykorzystany przez Jakuba Świerczoka.
Gdańszczanie nie potrafili „rozmontować” defensywy rywali, ale próbowali zaskoczyć ich bramkarza strzałami z daleka. Po uderzeniu Jakuba Kałuzińskiego skutecznie interweniował Frantisek Plach, a strzał Kennetha Saiefa trafił w poprzeczkę.
Lechia prowadziła grę, tyle że błąd w 32. minucie popełniła jej obrona. Dośrodkowanie Gerarda Badii z lewej strony boiska trafiło na głowę Jakuba Czerwińskiego, a „generał obrony Piasta” – jak go określił stadionowy spiker – podwyższył prowadzenie.
Przed przerwą jeszcze raz z dystansu na gliwicką bramkę uderzył Kałuziński i ponownie bramkarz zdołał obronić.
Po zmianie drużyna trenera Piotra Stokowca znów ruszyła do przodu, często na pole karne wstrzeliwana była piłka, wciąż brakowało jej skutecznego zakończenia akcji ofensywnych. Najbliżej zdobycia kontaktowego gola był Karol Fila, który po rzucie rożnym stojąc tuż przed golkiperem Piasta – trafił w niego.
Gospodarzom, zamkniętym przed własną bramką, od czasu do czasu udawało się wyjść z kontrą, bez zagrożenia dla Zlatana Alomerovica.
W doliczonym czasie gdańszczanie domagali się rzutu karnego, za – ich zdaniem – zagranie ręką przeciwnika. Sędzia po analizie wideo nie podyktował „jedenastki”, mecz skończył się wynikiem 2:0, a Piast opuścił ostatnie miejsce w tabeli.
Jagiellonia chciała mecz z Wisłą Płock przełożyć, bo w drużynie potwierdzono w ostatnich dniach zakażenia. Na boisko nie wyszli w poniedziałek – z różnych powodów – m.in. Taras Romanczuk, Ivan Runje czy Maciej Makuszewski. Młodzieżowca pierwszego wyboru Pawła Olszewskiego zastąpił na prawej obronie debiutant, 19-latek Szymon Pankiewicz.
Początek meczu był wyrównany, ale już w 7. min gospodarze mieli rzut wolny tuż przy bocznej linii pola karnego. Bartłomiej Wdowik uderzył lewą nogą tuż nad bramką Wisły.
Pięć minut później Przemysław Mystkowski został sfaulowany tuż przed polem karnym gości na wprost bramki. Gol padł po zagraniu z tego rzutu wolnego, ale w niecodziennych okolicznościach. Zawodnicy gości ustawili mur, za którym położył się na murawie jeszcze jeden z obrońców – na ewentualność strzału po ziemi, gdyby zawodnicy z muru podskoczyli. Nikt z broniących nie zwrócił jednak uwagi na Chorwata Jakova Puljica, który stał na wysokości muru. Napastnik Jagiellonii dostał podanie od Martina Pospisila, miał czas by przyjąć piłkę i płaskim strzałem zdobył bramkę.
Goście nie pozbierali się jeszcze po tej sytuacji, a już przegrywali 0:2. Piłkę wywalczył w środku pola czeski pomocnik Jagiellonii Tomas Prikryl, podał w pole karne do Jesusa Imaza, a Hiszpan płaskim strzałem w długi róg podwyższył wynik.
Trzeba przyznać, że mimo takiego scenariusza początku meczu, Wisła walczyła o zmianę wyniku. Atakowała, ale jedynie w 24. min była blisko zdobycia bramki, gdy po uderzeniu głową Alana Urygi z bliska, również głową, przestrzelił Airam Cabrera.
Ale już w pierwszej akcji po przerwie gospodarze podwyższyli prowadzenie. Potrzebne były dwa podania, w tym efektywne piętą Prikryla, i Puljic znowu wpisał się na listę strzelców. Niedługo potem goście zdobyli bramkę. Po rykoszecie w polu karnym Jagiellonii piłkę z bliska umieścił w siatce Dawid Kocyła. To była ta faza meczu, kiedy Wisła zaatakowała, ale kolejna bramka nie padła.
W odpowiedzi bliski sytuacji sam na sam był Prikryl, jeden z bohaterów meczu. Czech był faulowany przed polem karnym Wisły, strzał z wolnego Wdowika trafił jednak w mur. W 62. min było już 4:1 – piłka po rzucie rożnym w środku pola karnego trafiła do Pospisila, który uderzył pod poprzeczkę. Cztery minuty później rozluźnieni wyraźnie gospodarze zagrali kolejną efektowną akcję, na którą pozwolili obrońcy Wisły. Imaz podał do Prikryla, ten z pierwszej piłki piątą do Puljica, a Chorwat „skompletował” hat-tricka.
Goście ambitnie walczyli o zmianę wyniku i w 70 min zdobyli drugą bramkę. Uryga uderzył płasko z pola karnego, Damian Węglarz ten strzał zdołał obronić, ale przy dobitce Damiana Rasaka był już bezradny. Tuż przed końcem meczu bramkarz Jagiellonii uratował swój zespół przed utratą trzeciego gola, broniąc strzały Torgila Gjertsena i Giorgija Merebaszwilego.
(PAP)