0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaPublicystykaWałęsa: bohater narodowy czy agent bezpieki? - (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)

Wałęsa: bohater narodowy czy agent bezpieki? – (Korespondencja własna „Dziennika Związkowego”)

-

Warszawa – Lech Wałęsa – elektryk, przywódca „Solidarności”, więzień PRL-u, noblista pokojowy, prezydent RP i wreszcie emeryt polityczny – to kolejne wcielenia skromnego niegdyś robotnika, który w sierpniu 1980 r. przeskoczył przez mur, by poprowadzić jakże brzemienny w konsekwencje strajk w Stoczni Gdańskiej (wówczas jeszcze im. Lenina). Był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, miał przy tym sporo sprytu i osobistej charyzmy, a okoliczności wyniosły go na fali protestów robotniczych aż do Pałacu Prezydenckiego. Jego robociarski styl, niekiedy nietaktowne zagrania i częsta zmiana współpracowników i sprzymierzeńców otoczyły go aurą kontrowersji.

Zrazu chodziło głównie o przywództwo w ruchu „Solidarności” i konflikt osobowości. Ale od niesławnej czerwcowej „nocy teczek” sprzed 16 lat podział się znacznie pogłębił. Antagoniści Wałęsy zaczeli go oskarżać o niecne działania, o działalność agenturalną jako rzekomy TW (tajny współpracownik bezpieki) o kryptonimie „Bolek”, a zatem nawet o zdradę narodową. Spór ten co jakiś czas ożywa.

Ostatnio rozgorzał na nowo, tym razem wokół nowej książki Instytutu Pamięci Narodowej autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. W publikacji tej mają znaleźć się nieznane dotychczas dokumenty o Wałęsie z początku lat 70. na temat jego kontaktów z SB. Szeregi przeciwników i zwolenników książki już się ustawiły po przeciwnych stronach barykady. W potępieńczym tonie odezwała się grupa znanych polityków i intelektualistów. W szeroko rozpowszechnionym medialnie liście otwartym czytamy m.in.:
„Instytucja, która miała służyć narodowej pamięci, zamierza teraz podjąć działanie niszczące tę pamięć: archiwa komunistycznych służb bezpieczeństwa mają stać się instrumentem przekreślenia wizerunku i autorytetu robotniczego przywódcy ,Solidarności’, laureata pokojowej nagrody Nobla oraz pierwszego prezydenta znowu niepodległej Polski. Wobec ofiary ubeckich prześladowań ci policjanci pamięci stosują pełne nienawiści metody tamtych czasów. Gwałcą prawdę i naruszają fundamentalne zasady etyczne”.

Jego autorzy zwracają się „do wszystkich obywateli o przeciwstawienie się wymierzonej przeciwko Lechowi Wałęsie kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polską pamięć narodową”. Podpisały się pod listem osoby związane z lewicowo-laickim obozem „Gazety Wyborczej” oraz sympatycy liberalnej, obecnie rządzącej Platformy Obywatelskiej.

Są to na ogół przeciwnicy lustracji, dekomunizacji i wszelkiego rozliczania PRL-u i jego popleczników. Znajdują się tam takie znane nazwiska jak: Władysław Bartoszewski, Zbigniew Bujak, Andrzej Celiński, Marek Edelman, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Bogdan Lis, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik, Karol Modzelewski, Janusz Onyszkiewicz, Jan Rulewski, Wisława Szymborska i Andrzej Wajda.

Z kolei w przekonaniu, że nie ma „świętych krów” i że pełna prawda powinna zostać upubliczniona, inna grupa działaczy politycznych i intelektualistów wystosowała apel w obronie swobody badań naukowych. Pod nim podpisali się zwolennicy oczyszczenia państwa z pozostałości PRL-u i sympatycy opozycyjnej partii Prawo i Sprawiedliwość, m.in. Ryszard Legutko, Paweł Lisicki, Andrzej Nowak, Marek Nowakowski, Jan Pospieszalski, Piotr Semka, Krzysztof Skowroński, Jadwiga Staniszkis, Andrzej Wieczorkiewicz, Bronisław Wildstein, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i Piotr Zaremba.

„Nie znamy pracy badaczy IPN i ocenić ją będziemy mogli dopiero po jej ukazaniu się. Jednak uznając doniosłą rolę Lecha Wałęsy w dziejach Polski, jednocześnie nie możemy milczeć wobec wystąpień tworzących atmosferę zagrożenia wolności badań naukowych i wolności słowa” – piszą autorzy apelu.
Sam Wałęsa raz jeszcze powtórzył, że nie był „Bolkiem” i wzywał do rozliczenia Kaczyńskich „za ich sposób sprawowania władzy, butę i arogancję, za metody, które stosowali. (…) Polska to nie prywatne ranczo Kaczyńskich (…) Od tego, co wyprawia ojciec Rydzyk w Radiu Maryja, włos się jeży na głowie” i za to – zdaniem Wałęsy – „należałoby odwołać prezydenta Kaczyńskiego”.

Przywódca PiS Jarosław Kaczyński natomiast skomentował sprawę następująco: „Albo się jest za wolnością, demokracją, a więc i prawdą w życiu publicznym, albo się jest przeciw. Ci, którzy podnoszą weto wokół takich książek, żądają cenzury prewencyjnej, charakterystycznej dla państw co najmniej ostrej dyktatury. Sami dają o sobie świadectwo i sami pokazują, że są bardzo ukąszeni”.

W swoich książkach i udzielanych wywiadach Wałęsa wielokrotnie już przyznał, że jako młody robotnik ze wsi i ojciec rodziny różne rzeczy w latach 70. podpisywał. Wielokrotnie był przesłuchiwany i jak wszyscy zatrzymani musiał się zobowiązać, że nie ujawni treści przesłuchania i nie będzie prowokował strajków. Także pokwitował zwrot sznurowadeł i paska, ale wówczas wcale nie wiedział, że każdy świstek wyląduje w ubeckiej teczce. Dopiero później, gdy powstał KOR, dowiedział się, że niczego nie należy podpisywać.

„Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 roku, podpisałem trzy albo cztery dokumenty – wyjaśniał Wałęsa. – Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów. (…) Myślałem, że kiedyś dokumenty przemówią, a potem dowiedziałem się, że dokumenty poniszczono. To jak robić lustrację, gdy na przykład z mojej teczki, gdzie było 85 tomów, dziesięć kartek A4 zostało?”
Ale przeciwnicy Wałęsy jego oskarżają o to, że jako ustępujący prezydent polecił Urzędowi Ochrony Państwa (ówczesnej policji bezpieczeństwa) wydanie mu teczki „TW Bolka”. Wałęsa temu zaprzecza i twierdzi, że nigdy jej nawet w ręku nie miał. W wywiadzie w 1996 r. po odejściu z urzędu zarzucił postkomunistom Kwaśniewskiego o umyślne tworzenie zamieszania i fałszywych pogłosek dla własnych celów politycznych. W swej wydanej w ub. r. książce „Moja III RP” czytamy: „Jeszcze raz ja, Lech Wałęsa, oświadczam, że w moim przypadku sprawa agenturalna od początku do końca była robiona na zlecenie najwyższych władz PRL i dlatego jest technicznie nieźle zrobiona. Nie byłem tym ,Bolkiem’, nie było mojej zgody na współpracę ani mojego podpisu na żadnym dokumencie tego typu czy donosie”.

Do nielicznych, którzy ostatnią książkę IPN już przeczytali, należy doradca prezydenta Kaczyńskiego do spraw bezpieczeństwa, Andrzej Zybertowicz. Jego zdaniem „Wałęsa był tajnym współpracownikiem w latach 70., potem przerwał współpracę i odmawiał jej ponownego nawiązania mimo prób, które były podejmowane. Toczył grę z SB i z władzami komunistycznymi. Był inteligentnym, doświadczonym graczem. Pozostaje tylko pytanie czy Lech Wałęsa, tocząc te gry ze służbami komunistycznymi, zawsze skutecznie potrafił je przechytrzyć, czy sam nie był przechytrzony”.

Nie ulega kwestii, że słynące z dywersji, fałszywek i prowokacji komunistyczne służby specjalne skutecznie skłóciły kierownictwo pierwszej „Solidarności”, wbijając klin między Wałęsę i wiernych mu działaczy z jednej strony, a Annę Walentynowicz i małżeństwo Gwiazdów z drugiej. Ale polityka płynie różnymi meandrami. To Wałęsa na początku niepodległości zerwał z obozem post-KOR-owców, który uważał, iż „elektryk zrobił swoje i może odejść, a od rządzenia jesteśmy my”. W odpowiedzi Wałęsa rozpętał „wojnę na górze”, a „Gazecie Wyborczej” odebrał prawo do używania logo „Solidarności”.

Wówczas do najwierniejszych sprzymierzeńców Wałęsy należeli bracia Kaczyńscy. Po roku drogi się rozeszły, a Wałęsa nigdy im nie wybaczył marszu protestacyjnego na Belweder i palenia jego kukły. Ostatnio b. prezydent zbliżył się do post-KOR-owców i ich sympatyków w Platformie Obywatelskiej, której syn Bogdan jest działaczem. W końcu sygnatariusze z tego obozu wzięli go w obronę przed książką IPN.

Tylko Walentynowicz i Gwiazdowie niezmiennie twierdzą, że „Wałęsa był zdrajcą” bez jakichkolwiek względów łagodzących. Jako osobisty afront zatem uznał Wałęsa nadanie Andrzejowi Gwieździe i Annie Walentynowicz najwyższego polskiego odznaczenia, Orderu Orła Białego.

Ale małostkowość tych różnych niesnasek, chętnie rozdmuchiwanych przez niektóre media, jak i bezsens przesadnego unoszenia się honorem, co niestety wydaje się być polską specjalnością, nie zmienia faktu, że Wałęsa już zdobył swoje niezaprzeczalne i nieusuwalne miejsce w historii XX wieku. Po śmierci Jana Pawła, Wałęsa pozostał jedynym, najbardziej rozpoznawalnym Polakiem na świecie, choć nazwisko jego bywa rozmaicie kaleczone: Łolesa, Walesa, Walensa.

Prawdopodobnie z czasem wszystkie dziś energicznie wałkowane antagonizmy i nieporozumienia pozostaną jedynie mało znaczącymi incydentami. Zresztą pierwszy polski laureat Pokojowej Nagrody Nobla już przeszedł do historii jako „człowiek, który obalił komunizm”. A przykład jego kraju doprowadził do upadku całej żelaznej kurtyny i nawet samego „Imperium Zła”, tworząc pod koniec XX wieku całkiem nowy światowy układ sił.
Robert Strybel

REKLAMA

2091256258 views

REKLAMA

2091256558 views

REKLAMA

2093053018 views

REKLAMA

2091256841 views

REKLAMA

2091256987 views

REKLAMA

2091257131 views