Pracujemy, pracujemy, od dłuższego czasu za te same pieniądze, a wzrostowi cen, podatków i potrzeb – nie ma końca.
Kiedyś, w czasach szybkiego rozwoju gospodarczego i optymistycznej wizji przyszłości, przedsiębiorstwa podwyższały płace rutynowo, najczęściej na początku roku, rzadziej indywidualnie, w rocznicę zatrudnienia.
Dziś kierownictwo z pogodnym uśmiechem składa nam na Nowy Rok życzenia wszelkiej pomyślności, a jak mamy sobie tę pomyślność załatwić, musimy głowić się sami. Trzeba więc wziąć głęboki oddech, a następnie zrobić bardzo kłopotliwy i stresujący krok – poprosić o podwyżkę. Tylko jak? Niewłaściwie poprowadzona rozmowa najprawdopodobniej skończy się niepowodzeniem.
Rady psychologów i innych specjalistów znacznie się w tej sprawie różnią. Spróbujmy więc podejść do zagadnienia zdroworozsądkowo i optymistycznie.
Zacząć trzeba od siebie – wyciszyć się i uspokoić, pomyśleć o przekonującym doborze argumentów i ich dobrym sformułowaniu. Potem dopiero prosić szefa o rozmowę, mądrze wybierając jej czas; powinno to być w okresie korzystnym dla firmy. Zdecydowanie nie podejmujmy takiej próby, kiedy kierownictwo pyta o rady, jak obniżyć koszty działalności, a kolejny współpracownik otrzymuje wymówienie.
Gdy już siedzimy w gabinecie oko w oko z osobą odpowiedzialną za decyzję w naszej sprawie, unikajmy zadawania pytań, na które łatwo można odpowiedzieć „nie” – na przykład: „Czy nie myśli pan/pani, że po tak długim czasie należy mi się podwyżka?” Z kolei skierowane do nas pytanie, dlaczego uważamy, że powinniśmy dostawać więcej pieniędzy, nie może nas zaskoczyć. Odpowiedź, że bez opóźnień i solidnie wykonujemy wszystkie swoje obowiązki, znaczy tylko to, że wywiązujemy się z wymaganego minimum. Skoncentrujmy się na przypomnieniu rozmówcy swoich dokonań, z podkreśleniem najbardziej pracochłonnych i wymagających najwyższych kwalifikacji. Wyraźmy też nadzieję, że przyczyniły się one do powodzenia przedsiębiorstwa.
Nie narzekajmy na swoją pogarszającą się sytuację finansową czy trudne problemy życiowe, w żaden sposób nie związane ze służbowymi obowiązkami, na przykład: spodziewamy się trzeciego dziecka; przybyła z Polski babcia jest ciężko chora, a nie ma ubezpieczenia; czeka nas remont domu itp. Takimi argumentami sprawimy na kierownictwie – być może niesłusznie – wrażenie nieudacznika. Nie tylko nie dostaniemy więcej pieniędzy, ale będziemy od tej pory postrzegani jak ktoś, kto nie radzi sobie w potrzebie, a co gorsze – próbuje wywołać litość.
Mówmy tylko o sobie i w żadnym wypadku nie powołujmy się na wyższe od naszych zarobki innych pracowników, jeżeli są nam znane. To – poza nieskutecznością takiego podejścia – pogrążyłoby nas w oczach kierownictwa za wścibstwo i szperanie w poufnych informacjach o kolegach. Nasza praca i jej efekty, nasze zaangażowanie w sukcesy firmy, to jedyne podstawy do proszenia o podwyżkę.
W przypadku pozytywnej atmosfery bądźmy przygotowani na pytanie, o ile więcej chcemy zarabiać. Wygórowane oczekiwania, znacznie przekraczające rutynowe podwyżki, mogą spowodować, że szef wstanie z krzesła i uprzejmie, albo nawet ironicznie, podziękuje za rozmowę. Z drugiej strony przesadnie ostrożne zgłoszenie zbyt niskiej sumy przekreśli naszą szansę realnej poprawy zarobków na kolejne lata. To trudna decyzja i powinniśmy ją zawczasu starannie przemyśleć.
Mocno odradzane jest stawianie sprawy na ostrzu noża w przekonaniu o swojej niezbędności dla firmy. Taka desperacka strategia może doprowadzić do katastrofy. Stawianie ultimatum typu „Jeżeli nie dostanę podwyżki, będę szukać innej pracy”, w większości przypadków skończy się propozycją szukania jej od zaraz, innymi słowy – wymówieniem. Nikt nie chce trzymać pracownika, którego uwaga skupiona jest głównie na śledzeniu rynku pracy.
Zastanawiając się nad decyzją – rozmawiać z kierownictwem o swoich zarobkach, czy siedzieć cicho a bezpiecznie – pamiętajmy, że według aktualnych statystyk około 75 proc. tych, którzy proszą o podwyżkę, dostają ją. A więc nie zapatrujmy się na tych, którzy odeszli z kwitkiem. Być może po prostu popełniali błędy, przed którymi przestrzegamy.
Wybierzmy korzystny czas rozmowy, nastawmy się pozytywnie, umiejmy rzeczowo zaprezentować swoją wartość dla firmy, mówmy tylko o sobie, nie stawiajmy ultimatów. Ale jeżeli nawet to nie pomoże, nie traktujmy odmowy jako klęski. Wracajmy do intensywnej pracy, aby zyskać dalsze argumenty przy kolejnej, może tym razem skutecznej, rozmowie o podwyżce.
Wasza Krystyna