Feras M. Freitekh, mieszkaniec podchicagowskiego Orland Hills zginął 11 października w katastrofie małego samolotu, który rozbił się na ulicy w miasteczku East Hartford, w stanie Connecticut. Instruktor lotniczy, który przeżył katastrofę twierdzi, że Freitekh umyślnie rozbił maszynę.
Do wypadku doszło 11 października w miejscowości East Hartford, w stanie Connecticut, w pobliżu siedziby producenta silników do wojskowych samolotów odrzutowych Pratt & Whitney. Mały dwusilnikowy samolot wystartował z pobliskiego lotniska Hartford-Brainard Airport i rozbił się na ulicy East Hartford o godz. 15.40.
Na pokładzie samolotu przebywały dwie osoby – instruktor lotniczy Arian Prevalla i uczący się pilotażu 28-letni Feras M. Freitekh. W wyniku zderzenia z ziemią samolot stanął w płomieniach. Freitekh zginął na miejscu, ale instruktor przeżył i z ciężkimi obrażeniami przebywa w szpitalu. Dwie osoby przejeżdżające ulicą w momencie katastrofy odniosły niegroźne obrażenia. Instruktor twierdzi, że w powietrzu doszło do kłótni pomiędzy nim a uczniem, który odmówił nagle pilotowania samolotu.
Prowadzący śledztwo nie odnieśli się dotychczas do spekulacji dot. potencjalnego ataku terrorystycznego. Nie wiadomo również, czego dotyczyła sprzeczka pomiędzy siedzącymi za sterami mężczyznami.
Feras M. Freitekh mieszkał w podchicagowskim Orland Hills od kwietnia 2013 roku. W maju 2015 r. zdobył licencję lotniczą uprawniającą go do pilotowania jednosilnikowych samolotów. Lotniczy kurs w Connecticut miał umożliwić mu zdanie egzaminu na pilotowanie samolotów dwusilnikowych.
(gd)