0,00 USD

Brak produktów w koszyku.

Ogłoszenia(773) 763-3343

Strona głównaArchiwumPrzyjaciele wspominają Marka Bajsona

Przyjaciele wspominają Marka Bajsona

-

W minioną sobotę nad ranem zginął, potrącony przez samochód, Marek Bajson, mąż znanej wokalistki jazzowej – Grażyny Auguścik. Śmierć Marka Bajsona, znanego w polonijnych i amerykańskich środowiskach artystycznych grafika, fotografika i aranżera, poruszyła wiele osób. Ze wspomnień przyjaciół Marka wyłania się obraz czlowieka ogromnego ciepła i życzliwości.

 

REKLAMA

„DLA MARUSIA”

 

Nigdy  tak dobrze Cię nie znałem,

 

Choć chwil ku temu było dosyć,

 

Tych pytań ważnych nie zadałem,

 

Choć gadaliśmy tyle nocy!

 

Bo gdy tak jesteś „oczywista”,

 

Wszystko normalne pozostaje,

 

Czas się rozciąga, banalnieje,

 

Istnienie wieczne się wydaje.

 

Pamiętam wieczór nad jeziorem,

 

Gdy tarcza słońca wpadła w wodę,

 

Zachodu blask na twojej twarzy,

 

Podkreślił męską Twą urodę.

 

Dzieci gromadka ścichła nagle,

 

I doznań przyszła chwila wielu,

 

Staliśmy obok patrząc w piękno,

 

Rzekłeś: „Życie to chwila przyjacielu”!

 

A teraz co? Skończona droga,

 

Odeszło życie jeszcze młode,

 

Już więcej z Tobą nie pogadam,

 

Już więcej Ciebie nie zawiodę!

 

Tylko ta pamięć pozostała,

 

Jak chleb zjedzony do połowy,

 

Pamięć wypełni pustkę ciała,

 

Smutek dopełni marność mowy!

 

Pewnie tam teraz śmigasz żwawo,

 

Na tych niebiańskich górskich stokach,

 

Zawsze Ci tego było mało,

 

Teraz zajeżdżaj szlaki Boga!

 

Piotr Kukuła

 

Beata Banaś: Pełen ciekawości zakamarków duszy, niepojętej a nawet często niezrozumiałej dla zwykłego człowieka materii, ale przy tym tak bardzo dbający o urodę życia, o każdy talerz na stole, kieliszek czy świeczkę.

 

Potrafił zauwazyć każdego w potrzebie, od razu gotowy do pomocy, do podania ręki i uśmiechu.

 

Podarowywał swoją uwagę, swoją prace, wysiłek. Przychodząc na zaproszony obiad ubijał śmietanę, sprzątał ze stołu, wkladał naczynia do zmywarki. Nigdy nie zaslaniał się brakiem czasu czy energii.  Można zawsze było na nim polegac.

 

Był przyjacielem.

 

Iwona Biedermann: Zawsze obecny, pomocny, bezinteresowny, pełen serdeczności i uprzejmości. Poszukiwał z entuzjazmem, inteligencją i ciekawością. Kochał i jest kochany. Niewypowiedzialnie przykro i uwierzyć trudno. Nagle wszystko staje się Miłością.

 

Edyta i Robert Wachowiak: Był największym altruistą jakiego znaliśmy. Nawet nazywaliśmy go taką naszą Matką Teresą, tylko nie z Kalkuty, a z Chicago. Wszystkim pomagał bezinteresownie i zawsze był gotowy ofiarować swą pomoc. Troszczył się o wszystkich i wszystko… Nie było dnia, by Marek nie napisał do nas choć krótkiego SMSa z pytaniem jak się czujemy, co u nas słychać, czy czegoś nie potrzebujemy. Ostatnią wiadomość, jaką od niego dostałem na dwa dni przed tragicznym wypadkiem brzmiała: „No jak tam, wszystko zgodnie z planem, dawajcie znak co u was…”

 

Edyta wówczas zadzwoniła do niego, rozmawiali długo, tryskał humorem, cieszył się każdą chwilą życia, miał wspaniałe plany nie tylko na najbliższe dni… Marek był wspaniałym towarzyszem rozmów, był niezwykle inteligentny, można z nim było rozmawiać na każdy temat… Nigdy nie zapomnimy tych niezwykle inspirujących, wielogodzinnych dysput… Był bardzo wysportowany; razem jeździliśmy na narty, pływaliśmy na desce, jeździliśmy na rowerach. Wprost uwielbiał sport i zdrowy tryb życia. Czyż zatem nie jest ironią losu fakt, że zginął jadąc na narty?…

 

Znając Marka, teraz pewnie śmiga na nich pośród niebiańskich muld w towarzystwie zastępów aniołów… Nigdy go nie zapomnimy, nie wykasujemy jego wiadomości z telefonów, na zawsze pozostanie w naszych sercach i umysłach… Aż wierzyć nam się nie chce, że piszemy o nim w czasie przeszłym… Marku, jeżeli nas słyszysz, to prosimy Cię tylko o jedno… bądź tam w niebie sobą i urzekaj ich wszystkich swoją skromnością, oddaniem i miłością… tak jak przez ten cały czas urzekałeś nas.

 

Będzie nam Ciebie brakować…

 

Basia i Wojtek Sawa: Trudno sobie wyobrazić nasz polski świat bez Marka. Nigdzie się nie pchał, ale zaznaczał się wszędzie, swym ciepłem,cudnym uśmiechem, akceptacją świata, miłością do ludzi i miłością do swej wybranej. Wyjechaliśmy z Chicago kilka lat temu, ale Marek pojawiał się między nami co krok, uczestnicząc w naszym życiu przez komentarze na Facebooku,dzielił się i istniał nieprzerwanie. Niezmiennie pogodny, optymistyczny, utalentowany. Niewiarygodne, że Go z nami nie będzie. Zrobiła się dziura niepomierna. Zostanie na zawsze w naszych sercach.

 

Brakuje nam Ciebie.

 

Agata Paleczny: Kiedy zobaczyłam czerwoną Hondę Civic wypakowaną po brzegi tak, że przysłowiowej igły nie można było włożyć, zrozumiałam co Grażyna miała na myśli mówiąc: “Jak go znam, to zapakuje całe mieszkanie do tej Hondy ” .  „Całe mieszkanie” – widziałam  to na własne oczy, ale nie mogłam uwierzyć !

 

Grażyna mieszkała już w Chicago od kilku miesięcy, Marek został jeszcze w Bostonie, aby spakować wszystko i przyjechać. Przerażona tym, co zobaczyła, nie zdążyła nic powiedzieć, bo on wysiadając z samochodu rzucił w nas tym swoim uśmiechem, któremu trudno się było oprzeć i ze stoickim spokojem zapytał:

 

„To gdzie to mam wnosić ?”…

 

Uwielbiał wyzwania. Był perfekcyjny w tym co robił – od nakrywania do stołu i układania bukietów kwiatów, poprzez projekty plakatów, stron internetowych, okładek płyt, aż do budowania drewnianych tarasów i „kafelkowania” łazienki.

 

Kochał ludzi, uwielbiał pomagać.

 

Szarmancki, zawsze uśmiechnięty, z pełnym ciepła spojrzeniem, dobrymi manierami – niemalże jak z innej epoki. Dżentelmen z niezwykłym wyczuciem stylu i piękna.

 

Marku …. jakżesz nam CIEBIE BRAK !!!

 

Małgorzata Kot: Poznałam go blisko 18 lat temu w Muzeum. Zawsze skoncentrowany na każdym szczególe swej pracy czy to jako projektant, czy edytor. Uczestniczył w wielu muzealnych i bibliotecznych imprezach i zawsze znalazł stosowny moment, ażeby pogratulować twórcy. Podczas rozmowy potrafił wspaniale słuchać, skupiał się na rozmówcy, który dzięki temu miał świadomość wyłączności. Spotykaliśmy się też często na Trójcowie w świeta i zwykłe niedziele. Uśmiechał się. Pytał o dzieci. Przyglądał się im z życzliwością i uwagą. Zwracał się do ludzi z delikatnością. Trwał, wspierał, opiekował się Grażynką. Stanowili jedność. Żył z wdziękiem. Wiele mnie nauczył poprzez Facebook. Zamieszczał ciekawe dziela sztuki, muzykę, komentował z wyważeniem. I choc podczas ostatniego spotkania powiedzial, że pora odchodzic z Facebooka, dobrze że wciąż na nim jest. Dzięki temu mamy szansę poznac Go lepiej. Podziękować za dar, jakim był. Wieczny odpoczynek racz Markowi dać Panie!

 

Ewa Uszpolewicz: Zrobił dla mnie coś bardzo ważnego.

Czuję wdzięczność.


Marek, dziękuję.

 

Zbyszek Banaś: Był miłośnikiem i znawcą najprzeróżniejszych form muzycznych. Ale jego wielką pasją było również kino. Marek garściami oglądał filmy, głównie na swoim laptopie. Lubił kino refleksyjne, trudne, wymagające.

 

Dwa lata temu podczas jednego z nocnych maratonów w gościnnym domu Marka i Grażyny w Michigan dużą grupą oglądaliśmy kilka filmów, jeden po drugim, prawie bez przerw.  Na pokaz ostatniego tytułu, już po piątej rano, wytrzymało tylko nas dwóch, Marek i ja.  Był to włoski film eksperymentalny „Le quattro volte”. Prawie całkowity brak dialogów, długie ujęcia, piękne w swojej surowości obrazy przyrody.

 

Zaczęło świtać. Na dużym ekranie-prześcieradle coraz trudniej było nam dostrzegać szczegóły włoskich plenerów.  Ledwo rozpoznawaliśmy kontury stada kóz, które spacerowały po ekranowym pagórku.  Filmowy obraz zaczął zlewać się z coraz bardziej widoczną zielenią przydomowego ogródka.

 

I w tym momencie spod krzaków rosnących przy ogrodzeniu na środek ogródka wyszedł okazały szop pracz. Podniósł głowę w stronę ekranu, być może zainteresowały go wolno przesuwające się w jego kierunku kozy.

 

Spojrzałem na Marka, a On na mnie, radośnie uśmiechnięty pomimo zmęczenia trudami przygotowania całego wieczoru. Takiej chwili nie da się wyreżyserować. To było magiczne połączenie dwóch różnych płaszczyzn rzeczywistości, namacalnej i iluzorycznej.

 

I taką właśnie, rozpromienioną twarz Marka, zapamiętam na zawsze.

 

Wspomnienia przyjaciół Marka Bajsona zebrała Agata Paleczny

Pogrzeb Marka Bajsona odbędzie się w Polsce. W Chicago na 6 kwietnia, na godz.15, w kościele pw. św. Fedynanda zaplanowano mszę pożegnalną.

REKLAMA

2091207685 views

REKLAMA

2091207984 views

REKLAMA

2093004443 views

REKLAMA

2091208265 views

REKLAMA

2091208411 views

REKLAMA

2091208555 views