Zabójca, który zabił w środę wczesnym wieczorem cztery osoby w biurowcu w mieście Orange w południowej Kalifornii, znał wszystkie swoje ofiary: dwie kobiety, mężczyznę i 9-letnie dziecko - podała w czwartek policja. Sprawcą był 44-letni mieszkaniec miasta Fullerton.
W szpitalu przebywa zabójca i jedna ranna kobieta.
Zidentyfikowany napastnik Aminadab Gaxiola Gonzalez, wszedł do kompleksu biurowego firmy Unified Homes i pozamykał bramy prowadzące na dziedziniec przy pomocy zamków od roweru. Był on wyposażony w półautomatyczny pistolet i plecak z gazem pieprzowym, kajdankami i amunicją.
"Uważamy, że wstępny motyw ma związek z relacjami biznesowymi i osobistymi między podejrzanym a wszystkimi ofiarami. Wygląda na to, że wszyscy dorośli byli powiązani albo biznesowo, albo prywatnie i nie był to przypadkowy akt przemocy" - powiedziała porucznik Jennifer Amat z policji w mieście Orange. Miasto to leży ok. 30 mil na południowy wschód od Los Angeles i liczy ok. 140 tys. mieszkańców.
Gdy policjanci przybyli na miejsce zdarzenia padały jeszcze strzały. Dwóch funkcjonariuszy oddało strzały do podejrzanego, który został ranny.
Była to już trzecia śmiertelna strzelanina w USA w ciągu niecałego miesiąca. W zeszłym tygodniu dziesięć osób zginęło w supermarkecie w Boulder w Kolorado, a tydzień wcześniej osiem osób zostało śmiertelnie postrzelonych, w tym sześć Azjatek, w trzech kompleksach SPA w Atlancie, w Georgii. (PAP)