Wykładowca z Uniwersytetu Yale wysunął śmiałą teorię mówiącą, że język, którym się posługujemy, warunkuje nasze decyzje finansowe i wpływa na nasze zdrowie. Okazuje się, że angielski nie sprzyja oszczędzaniu...
Jeśli mówisz po angielsku, jest bardziej prawdopodobne, że mniej odłożysz na emeryturę, będziesz mniej ćwiczył i więcej palił niż osoby mówiące po niemiecku czy w mandaryńskim dialekcie chińskiego.
Z czego to wynika? Ekonomista behawioralny Keith Chen dzieli języki na dwie grupy, w zależności od tego jak funkcjonuje w ich obrębie pojęcie czasu. W jednych językach do wyrażania przyszłości używa się czasu teraźniejszego, a w innych osobnych czasów przyszłych – tak jest w angielskim czy greckim.
– Gdybym chciał wyjaśnić osobie anglojęzycznej, dlaczego nie mogę przyjść dziś na spotkanie, nie mógłbym powiedzieć „I go to a seminar”, tylko musiałbym użyć którejś z konstrukcji „I will go/am going/have to go to a seminar. W dialekcie mandaryńskim używa się w tym kontekście czasu teraźniejszego – tłumaczy naukowiec.
– Jeśli język oddziela przyszłość od teraźniejszości, to ktoś, kto się tym językiem posługuje, czuje, że przyszłość jest bardziej odległa. Dlatego trudniej jest oszczędzać – konstatuje Chen.
W swoim wywodzie ekonomista przybliża konkretne statystyki, m.in. w oparciu o dane OECD. Szacuje, że osoby mówiące w językach, które nie wymuszają używania czasu przyszłego, mają szanse zaoszczędzić 39 proc. więcej na emeryturę niż osoby, które posługują się czasem przyszłym, a ryzyko palenia czy wystąpienia u nich otyłości jest odpowiednio 24 i 13 procent mniejsze.
Jednak teoria Chena, wpisująca się w hipotezę Sapira-Whorfa, którzy uważali, że to język determinuje poznawanie świata, wzbudziła protest współczesnych lingwistów i ekonomistów. Ich zdaniem na zachowanie wpływają liczne czynniki kulturowe, społeczne czy ekonomiczne, a akurat język w minimalnym stopniu wpływa na to, jak myślimy.
Oceńcie sami słuchając wykładu Chena na TED.
as
Reklama