Delegacja amerykańskiego Kongresu złożyła we wtorek wizytę w siedzibie Dalajlamy XIV w Indiach, chcąc zwrócić uwagę na problem praw człowieka w Tybecie, w czasie gdy relacje między prezydentem USA Donaldem Trumpem a Chinami ulegają ociepleniu.
Przedstawicielka Demokratów w Izbie Reprezentantów Nancy Pelosi wraz z dwupartyjną delegacją udała się do Dharamśali, miasta w północnych Indiach, gdzie rezyduje 81-letni, najwyższy przywódca duchowy Tybetańczyków. Spotkanie to nie spotka się z aprobatą Chin, które uważają dalajlamę za separatystę.
Dalajlama XIV przywitał delegację w swojej położonej na wzgórzu rezydencji, mówiąc; „To jest mój dom” i zaraz poprawił się: „To jest mój drugi dom. Mój prawdziwy jest po drugiej stronie" Himalajów.
Następnie opowiadał o swoim życiu jako uchodźcy od 1959 roku; wyraził głębokie zaniepokojenie sytuacją 400 mln buddystów mieszkających w Chinach oraz chęć wizyty w tym kraju. Uważa on jednak, iż nie jest to możliwe, dopóki przez władze w Pekinie uważany jest za człowieka niebezpiecznego.
Trwające od kilku tygodni napięcia wokół Korei Płn. i przeprowadzonych przez nią prób rakietowych, spowodowały konieczność nawiązania współpracy USA z Chinami, a spotkanie z dalajlamą może odbić się negatywnie na stosunkach obydwu krajów.
Prezydent Trump w trakcie swojej kampanii zapowiadał zmianę polityki handlowej z Chinami i ograniczenie deficytu handlowego, uważając także, że kraj ten dopuszcza się manipulacji walutami. Po wizycie prezydenta Chin Chin Xi Jinpinga w Białym Domu zapoczątkowany został 100-dniowy okres renegocjacji umów handlowych.
Po wygranej Trumpa dalajlama chciał odwiedzić prezydenta USA, jednakże biorąc pod uwagę napiętą sytuację międzynarodową i współpracę Waszyngtonu z Chinami w sprawie Korei Płn. jest raczej mało prawdopodobne, że prezydent zaryzykuje pogorszenie się stosunków z Państwem Środka.
Pelosi odwiedziła dalajlamę po raz ostatni w 2008 roku, po krwawym stłumieniu przez Chiny zamieszek w Tybecie, które wybuchły z okazji 49. rocznicy stłumienia antychińskiego powstania. Strona chińska informowała o 18 ofiarach śmiertelnych, jednakże tybetański rząd na uchodźstwie szacuje ich liczbę w setkach.
Zgodnie z ocenami ekspertów i obrońców praw człowieka sytuacja w Tybetańskim Regionie Autonomicznym uległa od tego czasu pogorszeniu, chińskie władze systematycznie wprowadzają regulacje prawne mające na celu całkowite zasymilowanie Tybetańczyków z Chinami.
Chiny przejęły kontrolę nad Tybetem w roku 1950, nazywając to “pokojowym wyzwoleniem”, od tego czasu wywierają wpływ na zagraniczne rządy, aby unikały kontaktów z przywódcą Tybetańczyków.
Z Waszyngtonu Joanna Korycińska (PAP)
Reklama