Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 08:14
Reklama KD Market

Sąd Najwyższy USA a polityka



Sąd Najwyższy USA, jeden z trzech filarów amerykańskiej demokracji (władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza) cieszy się największym z nich prestiżem, gdyż uchodzi za instytucję niepodatną na wahania opinii publicznej i w zasadzie nieuwikłaną w bieżąca politykę, a kierującą się wyłącznie bezstronną analizą prawa.

Są to jednak pozory, umacniane uroczystą, staroświecką oprawą działania sądu, którego posiedzenia rozpoczynają się od staroangielskiego zawołania „Oyez, oyez, oyez!” (w wolnym tłumaczeniu: uwaga, uwaga, uwaga!) i nie wolno ich transmitować przez telewizję. Urzędujący prezydenci mianują sędziów znanych na ogół ze swych ideologicznych zapatrywań, liberalnych lub konserwatywnych, weryfikowanych w dodatku w procesie zatwierdzania nominacji przez Senat.

Sąd Najwyższy USA orzeka o zgodności z prawem wyroków sądów niższych instancji oraz zgodności ustaw Kongresu z konstytucją, a więc łączy w sobie funkcje pełnione w Polsce przez Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny. Jego orzeczenia są ostateczne, chociaż może je zmienić Kongres, jeśli uchwali odpowiednią poprawkę do konstytucji. Do tego jednak potrzeba większości 2/3 w obu izbach i zatwierdzenia w plebiscytach przez 3/4 stanów, co jest niezmiernie trudne.

Sąd Najwyższy zwykle podejmował decyzje zgodne z „duchem czasu”, kiedy np. usankcjonował niewolnictwo (precedens Dredd Scott v. Sandford w 1857 r.), albo segregację rasową na południu po wojnie secesyjnej. Ponieważ jednak sędziowie amerykańskiego SN zasiadają w nim dożywotnio – w przeciwieństwie do kadencyjnego prezydenta – dochodzi często do konfliktu między sądem a decyzjami prezydenckiej administracji.

Zdarzyło się to m.in. w okresie prezydentury Franklina. D. Roosevelta, którego polityka New Dealu, czyli wzmożonej interwencji państwa w gospodarkę w dążeniu do bardziej sprawiedliwej dystrybucji narodowego bogactwa, natrafiła na opór konserwatywnej większości sądu. Roosevelt usiłował powiększyć jego skład o sędziów postępowo–liberalnych, co mu się nie udało i uznane było za nadużycie władzy.

W latach 50. i 60. ub. stulecia w SN wzrosły wpływy sędziów progresywnych, którzy swymi decyzjami rozszerzyli zakres praw mniejszości w USA, przede wszystkim Afroamerykanów. Historycznymi orzeczeniami były tu przede wszystkim: zniesienie segregacji rasowej w szkołach (precedens Brown v. Board of Education – 1954), zakaz wytyczania granic okręgów wyborczych utrudniających czarnym głosowanie, a także zniesienie zakazu aborcji (Roe v. Wade w 1973 r.) i nakaz informowania aresztowanych o przysługujących im prawach (Miranda v. Arizona).

Fala tego rodzaju decyzji, wyprzedzających ustawy Kongresu, który dłużej opierał się z przyznaniem wszystkich praw obywatelskich Afroamerykanom, wywołała krytykę ze strony konserwatywnych polityków, którzy zarzucali sędziom SN „aktywizm sędziowski”. Niewybieralni sędziowie – głosili krytycy – uzurpują sobie rolę de facto ustawodawców. Orzekając – argumentowali prawnicy konserwatywni – sędziowie powinni kierować się ścisłą interpretacją konstytucji, zgodnie z intencjami jej twórców. Było to istotą szkoły „oryginalizmu”, reprezentowanej przede wszystkim przez zmarłego w ub. roku sędziego Antonina Scalię, idola amerykańskiej prawicy. A w każdym razie – domagali się konserwatyści – sędziowie SN muszą zachować „sędziowską powściągliwość”.

Sędziowie postępowo-liberalni odpowiadali na to, że orzekanie zgodnie z dosłowną interpretacją konstytucji, uchwalonej ponad 200 lat temu, nie ma sensu, bo prawa trzeba dostosowywać do wymogów nowych czasów – innych warunków ekonomicznych, społecznych i kulturowych. Zarzut „sędziowskiego aktywizmu” wysuwany jest zresztą także przez liberałów przeciw konserwatystom. Przykładem może być decyzja SN w sprawie Citizens United v. Federal Election Commission z 2010 r., która, zgodnie z interesami głównie Partii Republikańskiej, zezwoliła na nieograniczone finansowanie kampanii wyborczych przez korporacje.

W ostatnich 20-30 latach, równolegle z procesem postępującej polaryzacji politycznej w USA, nasilają się oskarżenia SN o coraz większe upolitycznienie. Dowodem na to byłaby głównie decyzja z 2000 r. rozstrzygająca spór o wynik wyborów prezydenckich na korzyść republikańskiego kandydata George'a W. Busha, przeciwko demokratycznemu wiceprezydentowi Alowi Gore'owi.

Według sondażu „New York Timesa” i telewizji CBS z 2012 r., już tylko 44 procent Amerykanów uważa, że Sąd Najwyższy dobrze wykonuje swoją pracę. 3/4 jest zdania, że w orzekaniu sędziowie kierują się swymi ideologicznymi lub politycznymi poglądami. Oznacza to spadek oceny SN w porównaniu z przeszłością.

Wciąż jednak nie jest tak, by sędziowie nominowani przez prezydenta zawsze głosowali w sądzie zgodnie z jego oczekiwaniami. W historii USA, także najnowszej, zdarzały się niespodzianki, kiedy np. Scalia przyznał prawo do palenia flagi amerykańskiej w imię wolności wypowiedzi, a obecny prezes SN, John Roberts, głosował za legalizacją małżeństw homoseksualistów.

Trump chce zmienić Sąd Najwyższy

Jeśli Neil Gorsuch, nominowany przez Donalda Trumpa na sędziego Sądu Najwyższego USA, zostanie zatwierdzony przez Senat na to stanowisko, to zmieni on na korzyść konserwatystów układ sił w tej najważniejszej instytucji amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.

„Zawsze uważałem, że najważniejszą decyzją, jaką może podjąć prezydent, po obronie narodu, jest nominowanie sędziów Sądu Najwyższego. Zależnie od wieku sędzia może być aktywny przez 50 lat, a jego czy jej decyzje mogą mieć znaczenie przez 100 i więcej lat albo na zawsze” – powiedział Trump, ogłaszając swoją nominację w Białym Domu. Przedstawiając Gorsucha, obecnie sędziego federalnego sądu apelacyjnego w stanie Kolorado, Trump podkreślił, że „trudno znaleźć lepszego kandydata".

W przypadku zatwierdzenia przez Senat jego nominacji 49-letni Gorsuch będzie najmłodszym sędzią Sądu Najwyższego, najważniejszego organu władzy sądowniczej rządu federalnego, w ciągu ostatnich 25 lat. Stosunkowo młody wiek Gorsucha ma duże znaczenie dla przyszłości orzecznictwa Sądu Najwyższego i tym samym społeczeństwa amerykańskiego. Obecnie przeciętna wieku ośmiorga sędziów Sądu Najwyższego to ponad 69 lat. Najstarsza w tym składzie sędzia Ruth Bader Ginsburg ukończyła 83 lata, najmłodsza, Elena Kagan, ma 56 lat.

Gorsuch został nominowany na nieobsadzone od prawie roku miejsce po śmierci uznawanego za konserwatystę sędziego Antonina Scalii – przeciwnika aborcji, małżeństw jednopłciowych, akcji afirmatywnej, uważającego karę śmierci za zgodną z konstytucją USA.

Tylko 44 proc. Amerykanów uważa, że Sąd Najwyższy dobrze wykonuje swoją pracę"



Jego śmierć zmieniła układ sił w Sądzie Najwyższym, odbierając niewielką przewagę konserwatystom, zwolennikom interpretowania konstytucji zgodnie z intencjami jej twórców (tzw. oryginalistom). Po śmierci Scalii ówczesny prezydent Barack Obama postanowił wzmocnić liberalne skrzydło Sądu Najwyższego, nominując na powstały wakat Merricka Garlanda, który opowiadał się za bardziej swobodną interpretacją konstytucji, pozwalającą na jej dostosowanie do realiów współczesnego życia.

Republikanie przez prawie rok blokowali nominację Garlanda, aż straciła ważność 3 stycznia br., gdy upłynęła poprzednia kadencja Kongresu.

Nominacja Gorsucha również wymaga zatwierdzenia przez Senat, co prawdopodobnie nie będzie łatwe m.in. z powodu stanowiska członków Partii Demokratycznej w Kongresie.

W poniedziałek demokraci w senackich komisjach zablokowali głosowanie nad wydaniem Senatowi rekomendacji w sprawie kandydatów na stanowiska ministerialne, w tym nad zatwierdzeniem nominacji dla ministra skarbu. Taka obstrukcyjna taktyka opóźnia sformowanie gabinetu przez Trumpa.

Ministerialne nominacje są zatwierdzane zwykłą większością co najmniej 51 głosów w 100-osobowym Senacie, a republikanie dysponują w tej izbie 52 głosami. Inaczej jest w przypadku nominacji do Sądu Najwyższego, zatwierdzanej kwalifikowaną większością co najmniej 60 głosów. Republikanie nie mają w Senacie takiej większości, nie wykluczają więc tzw. opcji nuklearnej. Zakłada ona zmianę regulaminu Senatu, która pozwoliłaby na zatwierdzenie nominacji Gorsucha zwykłą, a nie kwalifikowaną większością głosów.

Przywódca mniejszości demokratycznej w Senacie senator Charles Schumer nie wyklucza nawet obstrukcji parlamentarnej (ang. filibuster), by nie dopuścić do zatwierdzenia Gorsucha. „Sędzia Gorsuch musi nas przekonać, że należy do umiarkowanego nurtu (...) i że będzie energicznie bronił konstytucji przed nadużyciami władzy wykonawczej. (...) Biorąc pod uwagę dotychczasowy dorobek sędziego Gorsucha, mam poważne wątpliwości” – podkreślił Schumer.

Podobne obawy wyraził w komentarzu redakcyjnym „New York Times”. „Jeśli Gorsuch zostanie zatwierdzony, Sąd Najwyższy znowu będzie miał większość sędziów mianowanych przez republikańskich prezydentów, tak jak to miało miejsce przez blisko pół wieku. Oznacza to poważne problemy dla związków zawodowych sektora publicznego, a także dla regulacji środowiskowych i dostępu kobiet do środków antykoncepcyjnych. Jeśli Trump będzie miał szansę mianować jeszcze jednego sędziego, konsekwencje mogą być o wiele bardziej złowieszcze” – przekonuje uważany za lewicowy dziennik.

"W normalnych czasach sędzia Gorsuch – powszechnie szanowany i stosunkowo względnie młody sędzia z solidnym, konserwatywnym dorobkiem – byłby oczywistym wyborem republikańskiego prezydenta. Jednak nie żyjemy w normalnych czasach” – ostrzega "NYT" w komentarzu pt. „Neil Gorsuch, nominat na skradzione miejsce”. Tytuł ma sugerować, że miejsce w składzie sędziowskim Sądu Najwyższego powinien był dostać mianowany przez Baracka Obamę Merrick Garland, sędzia zdaniem "NYT" „lepiej wykwalifikowany, bardziej umiarkowany niż Gorsuch”.

Innego zdania jest konserwatywny "Wall Street Journal". „Nikt nie jest w stanie zastąpić Antonina Scalii, jednak prezydent Trump podjął wspaniałą próbę, nominując Neila Gorsucha na dziewiątego sędziego Sądu Najwyższego" – czytamy we wtorkowym wydaniu dziennika.

Podobnego zdania są republikanie. „Sędzia Gorsuch to błyskotliwy i niesłychanie utalentowany sędzia o niepodważalnych kompetencjach” – ocenił cytowany przez "WSJ" senator Ted Cruz, były konkurent Trumpa do partyjnej nominacji w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Cruz poparł kandydaturę Trumpa po otrzymaniu od niego obietnicy, że do Sądu Najwyższego nominuje konserwatystę.

Obie strony obecnego sporu zdają sobie sprawę, że chodzi w nim przede wszystkim o legalność aborcji w USA. Wiceprezydent Mike Pence, przemawiając w ubiegły piątek do uczestników Marszu Pro-Life, przypomniał, że aborcja została zalegalizowana w USA w wyniku wydanej 22 stycznia 1973 roku decyzji Sąd Najwyższego w procesie Roe kontra Wade. „Życie znów wygrywa w Ameryce” – powiedział Pence, który jako pierwszy urzędujący wiceprezydent w 44-letniej historii marszu przemawiał do jego uczestników.

Trump, który dzięki obietnicy podjęcia działań w celu zdelegalizowania aborcji uzyskał poparcie konserwatystów i działaczy ruchu pro-life, jest przekonany, że jednym ze środków do osiągnięcia tego celu jest nominowanie do Sądu Najwyższego konserwatywnych sędziów na wzór Scalii. „Zdaniem milionów wyborców – powiedział prezydent, nominując Gorsucha – (taka nominacja) była najważniejszym powodem głosowania na mnie, a ja dotrzymuję słowa”.

Z Waszyngtonu Tadeusz Zachurski (PAP)

 
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama