Mieszkańcy stanu Waszyngton będą 8 listopada głosować ws. podatku węglowego. Propozycja ma szansę na poparcie także konserwatystów, którzy nie traktują zmian klimatu zbyt priorytetowo. Jest bowiem neutralna budżetowo - tłumaczy PAP jej autor Yoram Bauman.
Dzięki nowemu podatkowi stan Waszyngton liczy na redukcję emisji CO2 o około 2 proc. rocznie, co przyczyni się do walki z ociepleniem klimatu. Ale argumentem, który może okazać się znacznie bardziej przekonujący zwłaszcza dla konserwatywnych wyborców, jest to, że propozycja nie będzie generować żadnych nowych dochodów, natomiast środki uzyskane z podatku pozwolą zredukować dotychczasowe obciążenia podatkowe, głównie VAT-u.
Z tego właśnie powodu sprzeciwia się jej kilka organizacji lewicowych i ochrony środowiska. Wolałyby, by zyski z podatku węglowego szły np. na inwestycję w odnawialne źródła energii czy miejski transport.
"Dotychczas polityka klimatyczna była kojarzona z polityczna lewicą. Ale nasza propozycja od początku została pomyślana jako inicjatywa ponadpartyjna. Mamy poparcie parlamentarzystów z obu partii, Republikańskiej i Demokratycznej" - mówi PAP ekonomista Yoram Bauman, autor Inicjatywy 732. ws. nowego podatku, która zostanie poddana pod głosowanie w stanie Waszyngton jednocześnie z odbywającymi się tego dnia wyborami prezydenckimi.
Propozycja zakłada nałożenie podatku na emisje CO2 generowane przez paliwa kopalne, jak ropa czy węgiel. Podatek rósłby stopniowo. Np. właściciel samochodu, który rocznie emituje około 5 ton emisji zapłaciłby w przyszłym roku około 75, a w 2018 roku 125 dolarów.
"Większość zysków z podatku poszłaby na redukcję (stanowego) VAT-u o około 1 punkt. Na tym skorzystają wszyscy - gospodarstwa domowe, biznes, lokalny rząd" - powiedział Bauman. Ponadto propozycja zakłada zniesienie specjalnego podatku dla przemysłu oraz zwiększenie ulg podatkowych dla około pół mln najbiedniejszych rodzin w stanie w wysokości o około 1500 dolarów rocznie.
Z najnowszego sondażu wynika, że 42 proc. wyborców Waszyngtonu jest za, 37 przeciw, a 21 wciąż nie zdecydowało, jak zagłosuje ws. nowego podatku.
Przeciw, oprócz kilku grup lewicowych i środowiskowych, są też najbardziej zagorzali krytycy polityki klimatycznej po prawej stronie sceny politycznej, a także część biznesu, a zwłaszcza przemysł papierniczy i elektrownie oparte na węglu.
"Co ciekawe, kampanii przeciwko podatkowi węglowemu nie prowadzi stowarzyszenie producentów ropy. Mówią, że wspierają dobrze zaprojektowane rynkowe polityki. A w naszej ocenie ta propozycja taka właśnie jest - tłumaczy Bauman. - Myślę, że generalnie biznes wolałby, by nic się nie działo (w polityce klimatycznej), ale jeśli już coś ma być, to wolą nasze podejście. To dla nich najlepsza z najgorszych opcji".
Ocenił też, że coraz więcej konserwatystów "budzi się" ws. ocieplenia klimatu. "Mamy obowiązek dbać o klimat dla naszych dzieci i wnuków. A tak się składa, że i konserwatyści i ludzie biznesu mają dzieci i wnuki" - powiedział.
"Myślę, że także w Polsce ludzie, którzy płacą podatki dochodowe, VAT i inne, inaczej spojrzeliby na propozycję podatku węglowego, gdyby zapytano ich, czy wolą płacić tamte podatki czy podatek węglowy" - powiedział PAP Bauman. Opcji, co zrobić z dochodami z podatku jest wiele. Można by je przeznaczyć na rekompensaty dla przemysłu kopalnego oraz konsumentów, którzy musieliby płacić wyższe rachunki za prąd - zaznaczył.
Jeśli mieszkańcy stanu Waszyngtonu poprą podatek węglowy, będzie to pierwsza taka inicjatywa w całych USA. Podobny podatek istnieje już w kanadyjskiej prowincji Kolumbia Brytyjska. Natomiast stan Kalifornia prowadzi od 2012 roku system handlu emisjami CO2, podobny do tego obowiązującego w UE.
Zdaniem Baumana podatek węglowy doskonale nadaje się do wdrożenia na poziomie federalnym, w całym kraju. "Ale w Waszyngtonie DC (stołeczny Dystrykt Kolumbii) trudno o jakikolwiek postęp w tej sprawie" - przyznał, wskazując na paraliżujące Kongres spory między Republikanami i Demokratami ws. polityki klimatycznej.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Reklama