Senat USA przyjął w piątek ustawę budżetową, która na dwa lata uchroni USA przed ryzykiem tzw. shutdownu, czyli paraliżu instytucji federalnych oraz niewypłacalnością kraju. Wcześniej za ustawą głosowała już Izba Reprezentantów. Biały Dom zapowiedział, że prezydent Barack Obama natychmiast ją podpisze.
Za ustawą, wypracowaną wspólnie przez negocjatorów Kongresu i Białego Domu, głosowało w piątek 64 senatorów, a przeciw było 35. Przeciwnikami ustawy byli ultrakonserwatywni Republikanie, w tym ubiegający się o nominację partii w wyborach prezydenckich w 2016 roku senatorzy Rand Paul i Ted Cruz. Ale ich próby obstrukcji parlamentarnej zostały przerwane w nocy w czwartku na piątek przez większość senatorów.
Niezależnie od sprzeciwu ultrakonserwatystów porozumienie jest postrzegane jako niezwykle rzadki w Waszyngtonie przykład możliwej zgody w niezwykle spolaryzowanym Kongresie. Przewiduje nieznaczne podniesienie wydatków federalnych w ciągu najbliższych dwóch lat, w tym na obronność, co ma być częściowo zrekompensowane cięciami w programach społecznych i ochrony zdrowia - Medicare. W sumie budżet federalny wzrośnie o 1 proc., do 4 bln dol. rocznie.
Przyjęcie ustawy oznacza, że Stanom Zjednoczonym udało się uniknąć sytuacji z jesieni 2013 roku, gdy przez spory o reformę opieki zdrowotnej - Obamacare - państwo przez 16 dni nie miało budżetu. Na przymusowe urlopy odesłano wówczas setki tysięcy pracowników federalnych, a wiele instytucji po prostu przestało działać. Taka sytuacja, określana w waszyngtońskim żargonie jako "shutdown", groziłaby ponownie, gdyby Kongres nie przyjął nowej ustawy budżetowej do 11 grudnia.
Co ważniejsze, Kongres zgodził się też na podniesienie do połowy marca 2017 roku dopuszczalnego limitu zadłużenia kraju, który - jak ostrzegał minister finansów Jacob Lew - zostanie osiągnięty już 3 listopada. Bez jego podniesienia kraj nie mógłby się dalej zapożyczać, by finansować swe zobowiązania, i USA groziłaby pierwsza w historii niewypłacalność.
Ustawa budżetowa ma obowiązywać aż dwa lata, co oznacza, że prezydent Obama uniknie sporów budżetowych z Kongresem do końca jego kadencji, a temat nie zostanie włączony w kampanię przed wyborami prezydenckimi w listopadzie 2016 roku, na czym zależało z kolei Republikanom.
Biały Dom poparł porozumienie, tłumacząc, że spełnia ono najważniejsze warunki, jakie postawił ws. budżetu prezydent Obama, a mianowicie "znosi uciążliwe automatyczne cięcia (zwane sekwestracją) i zakłada nowe inwestycje zarówno w naszą gospodarkę, jak i bezpieczeństwo narodowe".
Ultrakonserwatywni kongresmeni związani z ruchem Tea Party głosowali przeciw, zarzucając negocjatorom Partii Republikańskiej, że poszli na zbyt duże ustępstwo wobec Demokratów. Jeden z głównych architektów porozumienia John Boehner, który do czwartku był spikerem Izby, przyznał, że nie jest ono "idealne", ale alternatywą byłoby podniesienie limitu zadłużenia kraju bez uzyskania żadnych ustępstw ze strony Demokratów i Białego Domu, jeśli chodzi o cięcia w programach społecznych i podniesienie wydatków na obronność.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
Reklama