Miami Heat wygrywa w Dallas i obejmuje prowadzenie 2-1 w finałach NBA
Jedenaście ostatnich drużyn, które w finałach NBA wygrało trzeci mecz, zostawało mistrzami najlepszej koszykarskiej ligi świata. Czy ta seria się sprawdzi, przekonamy się już wkrótce.Tylko dwa zespoły w historii finałów...
- 06/06/2011 04:35 PM
Jedenaście ostatnich drużyn, które w finałach NBA wygrało trzeci mecz, zostawało mistrzami najlepszej koszykarskiej ligi świata. Tylko dwa zespoły w historii finałów – Miami Heat i Detroit Pistons – wygrały trzy mecze pod rząd na własnym parkiecie. Czy ta seria się sprawdzi, przekonamy się już wkrótce.
Po kolejnych dramatycznych ostatnich minutach, tym razem Miami potrafiło utrzymać prowadzenie w wyjazdowym meczu w Dallas, pokonując Mavericks 88:86 (29:22, 18:20, 20:22, 21:22). Kolejne dwa mecze – we wtorek i czwartek - także na parkiecie American Airlines Center w Dallas.
W Dallas poza parkietem było tak samo gorąco jak na parkiecie. W niedzielne popołudnie termometry wskazywały 99 stopni w cieniu, ale kibiców Mavericks na pewno ochłodził fakt, że zespół będzie się musiał obyć bez kontuzjowanego Brandona Haywooda. Dallas musiało dojść do przekonania na początku spotkania, że Haywooda nie będą potrzebowali, skoro grający w swoich trzecich finałach Jason Kidd będzie trafiał z każdej możliwej pozycji.
Dallas grało w pierwszych pięciu minutach tak skutecznie (71 procent z gry, 14 punktów), że nawet osiem akrobatycznych punktów Dwyane’a Wade’a nie zrobiło na nich żadnego wrażenia. Zawodnicy Miami doszli jednak do wniosku, że nie można mieć większej liczby rzutów za trzy punkty, niż rzutów osobistych czyli tak, jak podczas fatalnej wpadki na własnym parkiecie. Prawie każda akcja gości kończyła się więc wejściem na kosz, a nie rzutami z dystansu. Mavericks zaczęli się gubić w obronie, a ich środkowi służyli przede wszystkim, jako biało-niebieskie tło dla wsadów LeBrona Jamesa. Jeszcze rzut w ostatniej sekundzie Mario Chalmersa, z prawie połowy boiska, dający Heat prowadzenie 29:22 i mecz w pierwszej kwarcie wyglądał tak, jak do czasu tej już legendarnej „zapaści w Miami” – Miami grało, Mavericks patrzyło.
Podobnie było na początku drugiej kwarty, kiedy Miami prowadziło już różnicą 12 punktów (34:22). Choć nie było w Miami takiej skuteczności (ponownie Chris Bosh mający problemy z każdej pozycji), ale sama agresywność gości tak w obronie, jak w ataku wystarczała, by kontrolować to, co działo się na parkiecie. Po dziewięciu kolejnych punktach Wade’a i wejściach Jamesa, który przypomniał sobie, że nikt nie jest w stanie go powstrzymać, kiedy wchodzi na kosz, Dallas przegrywało już różnicą czternastu punktów (31:45). Tak samo jednak, jak Heat nie potrafiło dokończyć meczu na swoim parkiecie, tak samo nie wykorzystało szansy przed przerwą w Dallas – Bosh ciągle nie trafiał rzutów, które rutynowo wpadały przeciwko Chicago Bulls; Nowitzki i Shawn Marion nie potrafili znaleźć miejsca do rzutów na parkiecie i zamiast rosnącej przewagi, Miami schodziło do szatni prowadząc różnicą tylko pięciu punktów.
Sześć kolejnych punktów dla Miami wymusiło w Mavericks przerwę na rozmowę z trenerem Rickiem Carlisle. Pomogła, bo Mavericks zdobyli dziewięć kolejnych punktów po rzucie za trzy puntky wyraźnie aktywniejszego – i cześciej zauważanego przez kolegów – Nowitzkiego. Zdenerowani kolejną utratą prowadzenia koszykarze Heat faulowali tak często, że już na pięć minut przed końcem kwarty, przy prowadzeniu 57:53 dla Miami, każdy faul na gospodarzach kończył się rzutami osobistymi. Atak Mavericks i niemoc Heat w ataku trwał nadal - na cztery minut przed zakończeniem kwarty był remis 62:62. Były dwa kolejne trafienia za trzy punkty (Chambers i James), ale po serii, kiedy Mavs zdobyli siedemnaście kolejnych punktów, tracąc tylko trzy, to gospodarze mogli być zadowoleni, że przed decydującą kwartą przegrywali tylko 64:67.
Punk za punkt, kosz za kosz – podobnie jak w pierwszych dwóch meczach tych zespołów, nic w decydujących minutach nie przychodziło łatwo. Miami odskoczyło na siedem punktów przewagi na siedem minut przed końcem meczu, ale po seryjnie wykonywanych rzutach osobistych Nowitzkiego na 120 sekund przed końcem był remis 82:82!
Koszykarze Miami – z wyjątkiem Wade’a – ponownie wpadli w panikę, ale Dallas nie wykorzystało trzech kolejnych sytuacji, by objąć prowadzenie. Ostatni rzut należał do Nowitzkiego, ale Niemiec tym razem nie trafił i Dallas przegrało pierwszy z trzech meczów na własnym parkiecie 86:88.
Najlepszym zawodnikiem na parkiecie w trzecim kolejnym meczu finałów jest Dwyane Wade – 29 punktów, 11 zbiórek, 3 asysty.
Przemek Garczarczyk
Reklama