Cała Ameryka ogląda koszykówkę
Mecz Bulls z Derrickiem Rose przeciwko Miami Heat bijący rekord popularności Michaela Jordana oraz LeBron James komplementujący defensywę Chicago Bulls, to najciekawsze fakty związane z rozpoczęciem finałów Konferencji Wschodniej w National Basketball Association...
- 05/16/2011 08:00 PM
Mecz Bulls z Derrickiem Rose przeciwko Miami Heat bijący rekord popularności Michaela Jordana oraz LeBron James komplementujący defensywę Chicago Bulls, to najciekawsze fakty związane z rozpoczęciem finałów Konferencji Wschodniej w National Basketball Association.
Bulls 2011 lepsi od Michaela Jordana
LeBron: „Grają dwie najlepsze defensywnie drużyny w NBA”Ponad 11 milionów widzów na kablowym TNT oglądało pierwszy mecz finałów Konferencji Wschodniej Chicago Bulls - Miami Heat (103-82), bijąc rekord oglądalności należący od ośmiu lat do, po raz ostatni występującego na parkiecie, Michaela Jordana. W 2003 roku, kiedy gral Jordan, przed telewizorami w USA zasiadło 300 tysięcy mniej fanów NBA. Dla TNT rekordowa oglądalność pierwszego meczu Bulls - Miami oznaczała aż o 44 procent więcej widowni niż kiedy w 2010 roku oglądało pierwszy mecz finałów Konferencji Zachodniej pomiędzy Los Angeles Lakers oraz Phoenix Suns. Tegoroczne NBA playoffs to zresztą prawdziwa żyła zlota dla TNT - oglądalność decydującej cześci rozgrywek najlepszej ligi świata podskoczyła aż o 30 procent.
„The King”, który pod opieką Luola Denga potrafił zdobyć tylko piętnaście punktów, trafiając tylko co trzeci oddany rzut, nie chce oddać chwały koszykarzowi, który nie tylko napsuł mu krwi w obronie, ale rzucił więcej punktów.
„To nie jest kwestia jednego gracza, bo Bulls jako całość to dobry defensywnie zespół. Z drugiej strony nie trafiałem rzutów, które zwykle nie są dla mnie problemem, ale takie rzeczy się zdarzają. Jak już mówiłem, Bulls grają bardzo dobrze w defensywie, a w tej serii kibice widzą dwa najlepsze w tym elemencie zespoły w lidze” – powiedział James.
Dla nikogo nie powinno być specjalnym zaskoczeniem, że LeBron ma problemy, bo przeciwko sobie ma nie tylko znakomitych graczy. Trener Bulls Tom Thibodeau, jeszcze jako asystent w Boston Celtics, potrafił wymyślać ustawienia, które frustrowały LeBrona i teraz robi dokładnie to samo.
Dla największej gwiazdy Miami, przyczyny fatalnej porażki tkwią zupełnie gdzie indziej. „Nie ma takiego zespołu, który przetrzyma 19. ofensywnych zbiórek i 31 punktów z nich zdobytych, a dokładnie to zrobili z nami Bulls w pierwszym meczu” – mówi James. „Gramy twardo w obronie, bronimy, a oni i tak mają zbiórki i wpada im rzut za trzy punkty czy coś łatwego pod koszem. To nas całkowicie demoralizowało. Jak dodamy do tego 22 punkty Bulls zdobyte z naszych strat piłki, to wiadomo dlaczego mecz wyglądał tak, jak wyglądał” – dodaje.
LeBron James nie chce przyjąć do wiadomości, że błędy Miami to zasługa Bulls. Nie przyjmuje do wiadomości, iż przyczyną porażki z Bulls był fakt, że Chicago ma jedną z najlepszych – jeśli nie najlepszą - ławkę rezerwowych, a Miami na pewno jedną z... najgorszych. Przynajmniej jeden z graczy z ławki Bulls na pewno grałby w pierwszej piątce Miami (Taj Gibson), zaś James jest przekonany, że przegrana różnicą aż 21 punktów była tylko wypadkiem przy pracy. „Parę drobnych zmian w sposobie gry, kilka lepiej zakończonych akcji i wszystko wróci do normy. Po to są te dni przerwy...”
Chicago zaskoczyło Miami w pierwszym meczu Konferencji Wschodniej i jak twierdzi LeBron, nie zrobi tego w środowy wieczór w United Center. Dla Bulls oznacza to tylko jedno – że jeśli będą potrafili wygrać po raz drugi i złamać przekonanie Miami, że to oni są lepszym zespołem, droga do finałów będzie otwarta.
Przemek Garczarczyk
Reklama