Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 26 września 2024 20:29
Reklama KD Market

Ciemno, zimno… i taaaka ryba



Kajtek Grochmal łowi potwory – szczupaki i musky z tego samego powodu, dla którego himalaiści chodzą w góry: bo są. Ma 9 wędek, 600 przynęt i podbierak, do którego można zmieścić fokę.

– Jak głosi rodzinna opowieść, miałem dwa lata, kiedy mama zapytała mnie: „Co będziesz w życiu robił?”, odpowiedziałem: „Będę ipki łapał” – śmieje się Kajtek.

I łapał, choć jak mówi, mieszkał w miejscu wybitnie nieatrakcyjnym wędkarsko. Żeby dostać się nad małą rzeczkę, potrzebny był rower, nad większą jeździł sam pociągiem już w wieku 8 lat.

W Polsce łowił, co się na haczyk złapało. Pewnego razu w „Wiadomościach Wędkarskich” przeczytał artykuł o amerykańskim rybim królu – muskym. Zdjęcia wielkich zębatych paszcz rozpaliły wyobraźnię młodego wędkarza.


W Stanach na ryby pierwszy raz zabrał Kajtka kolega. – Pojechaliśmy do Minnesoty. Wypłynęliśmy na wielkie jezioro, kolega zarzucił i za pierwszym razem wyciągnął „potwora”. Zaraził mnie, złapałem bakcyla. „Potwory” to ryby o długości ponad 40 cali (dłuższe niż metr)– duże, silne i agresywne. Kajtek w swojej wędkarskiej karierze złowił do tej pory 200 muskich. Złapane ryby wypuszcza.

– Jeśli zabierzemy ze sobą z łowiska złowioną rybę, to po pewnym czasie nie będzie czego łowić. Wszystkich namawiam, żeby wypuszczać, szczególnie duże ryby, bo jest szansa, że taka ryba rozmnoży się i będzie miał równie duże potomstwo. Poza tym mięso musky nie należy do smacznych. W Stanach rzadko spotyka się sytuacje, kiedy wędkarze zabierają ze sobą złowione musky, jest to bardzo źle widziane w wędkarskim środowisku. Musky to ryba sportowa: łapie się ją, fotografuje i wypuszcza. Niestety wśród polskich wędkarzy wciąż pokutuje zwyczaj, że złowioną rybę trzeba zabrać do domu i usmażyć na patelni. Na moje prośby o wypuszczanie muskich podsyłają mi przepisy na kotlety mielone pół na pół z mięsem kurczaka – wtedy podobno da się zjeść.

Najbliższe łowiska to miejsca oddalone o 3,5 godz. od Chicago, choć na najlepsze trzeba jechać nawet 8 godzin w jedną stronę. W sezonie łowi w każdy weekend. – Pojechaliśmy kiedyś z kolegą do Wisconsin. Na miejscu byliśmy o 4 nad ranem, połowiliśmy do południa, po czym kolega stwierdził, że czas wracać. Zawiozłem go do Chicago (3,5 godz. drogi), wysadziłem pod domem i pomyślałem, że przecież ryba tak brała, a tu w Chicago nie ma za bardzo nic do roboty. Pojechałem z powrotem nad wodę.

Pasja wypełnia wędkarzowi prawie cały wolny czas i pochłania sporo pieniędzy: same przynęty są warte ok. 5,5 tys. dol., do tego wędki za parę tysięcy, łódka"



Wśród Polonii jest mnóstwo wędkarzy, ale tylko kilku specjalistów. Od przeciętnego amatora moczenia kija Kajtka odróżnia wysoka specjalizacja. – Przeciętny wędkarz wyposażony w przeciętną przynętę złapie co najwyżej przeciętną rybę. Większość wędkarzy łowi, „co się złapie”. Ja w ciągu dnia mam jedno, czasami dwa brania. Ale jak już mam, to jest to musky albo duży szczupak. Nic innego mnie nie interesuje. Cel jest zawężony i sprecyzowany. Ja ryby szukam, prowokuję ją kolorami przynęt, ich kształtem i odgłosami, jakie wydają. W małym mieszkaniu Kajtka wędki, przynęty i kołowrotki są wszędzie i stanowią motyw przewodni wystroju. Pasja wypełnia wędkarzowi prawie cały wolny czas i pochłania sporo pieniędzy: same przynęty są warte ok. 5,5 tys. dol., do tego wędki za parę tysięcy, łódka. – Jestem poważnie „zamuskowany”, podchodzę do sprawy kolekcjonersko – śmieje się Kajtek. Właśnie odebrał przesyłkę z Polski – 53 zrobione na zamówienie muchy na musky.

Sezon na muskiego to wiosna i jesień, latem ryby są nieruchawe, słabe i leniwe. Zima to wędkarsko martwy sezon, co nie znaczy, że pasja słabnie wraz ze spadkiem temperatur. Zima to czas przygotowań, ostrzenia kotwiczek, produkcji przynęt i much. Każdą nową trzeba koniecznie wypróbować, puszczając ją w wannie. Planowanie strategii wędkarskich wypraw powoduje, że Kajtek z emocji dostaje „motyli w brzuchu”. – Wybieram sobie jedną przynętę i całymi dniami chodzę z nią po mieszkaniu. Wokół niej planuję kolejne wyprawy. W zimie zdarza się, że dostaję od znajomych filmiki z puszczania przynęt w wannie, zanurzona w wodzie końcówka prysznica imituje prąd rzeki.

Największą rybę Kajtek złowił nad ranem, stojąc na środku rzeki w wodzie po pas. – Ciemno, zimno, olbrzymi księżyc jak z horroru. Nagle ryba wzięła i poczułem, że holuję coś naprawdę dużego. Walka trwała chwilę, wyciągnąłem ją na brzeg i z przerażeniem stwierdziłem, że to moja największa ryba musky, 48 cali długości (122 cm). Wypadało zrobić sobie z takim trofeum zdjęcie, a ja nie miałem nawet statywu i byłem sam. Powiesiłem aparat na drzewie, tylko, że był straszny wiatr i aparatem bujało na wszystkie strony. Dwa pierwsze zdjęcia robione samowyzwalaczem to tylko rybi ogon albo łeb. Zdjęcie udało się zrobić dopiero za trzecim razem, widać na nim rybę i moje przerażenie.

Mrożących krew w żyłach historii Kajtek ma mnóstwo. Musky lubi brać blisko człowieka, kiedy wędkarz stojąc w wodzie ściąga przynętę. Ryba płynie za nią i nagle atakuje przed samymi nogami stojącego w wodzie po pas wędkarza. Czasami nie trafi w przynętę i zębatą paszczą zaatakuje gumiak. Najbardziej przerażająca historia zdarzyła się podczas nocnego łowienia: - Była trzecia nad ranem, wchodzę do rzeki, na brzegu w okolicznych krzakach słychać trzaski i piski jakichś zjadanych zwierzątek. Stoję w rzece na szeroko rozstawionych nogach, żeby w prądzie zachować równowagę. Nagle czuję, że coś olbrzymiego przepływa mi między nogami. Ryba była wielka jak krokodyl, ledwie się pomiędzy moimi nogami przecisnęła. Niewiele brakowało, żebym krzyknął. Przypuszczam, że był to ogromny sum albo jesiotr. Do dzisiaj na samo wspomnienie mam gęsią skórkę.

Wędkarstwo to dla Kajtka nie tylko hobby, to pomysł na życie. – Nad wodą często udaje mi się rozwiązać dręczący mnie problem, albo okazuje się, że dana sprawa w ogóle problemem nie jest. Szczególnie sprzyjające skupieniu jest łowienie na muchę. Ten sposób przypomina medytację w ruchu, trzeba być uważnie skupionym na każdej wykonywanej czynności. Nad wodą można nie tylko wypocząć, ale złapać zdrowy dystans. Kajtek nie chce zdradzać szczegółów, ale jest coraz bliżej przejścia na zawodowstwo i życia z wędkarstwa. Tylko najlepsi utrzymują się ze swojej pasji, produkując sprzęt, przynęty i wędki. Inni robią wędkarskie muchy, jeszcze inni zostają wędkarskimi przewodnikami lub mają w telewizji swoje programy. – Życie z pasji to oczywiście wymarzona sytuacja, ale nie jest moim głównym celem. Najważniejsze jest łowienie ryb.

Wysłuchał Grzegorz Dziedzic

[email protected]



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama