"Charakter i ojciec bokser"
– Kibice koszykówki, po obu stronach Oceanu, cieszą się ze znakomitej gry polskich koszykarzy do lat 17 (wicemistrzostwo świata) oraz do lat 19 (przegrana po znakomitym meczu o wejście do półfinału z późniejszym mistrzem świata, reprezentacją Litwy). Pytanie jest jedno – czy można ich „zapakować” i wysłać do Stanów, by grali w czołowych college´ach tego kraju? Łukasz Cegliński: Oni już o tym myślą. Zresztą nie tylko oni, ale także ich menedżerowie i trenerzy klubowi. Pierwszy z nich, Tomek Gielo, już się zdecydował na wyjazd. Będzie grał w konferencji Big South, ale w odróżnieniu od kolegów było mu łatwiej, bo wcześniej zdał maturę. Jeśli pytasz czy jest to możliwe – to jest, ale doświadczenia polskich koszykarzy wyjeżdżających za Ocean nie wskazują jednoznacznie, że jest to droga do sukcesu. – Na pewno nie, bo, żeby grać w uniwersyteckiej lidze NCAA trzeba mieć nie tylko talent, ale i charakter, być gotowym na rywalizację o miejsce w drużynie praktycznie każdego dnia. Tego może naszym brakować? Dla nas, Europejczyków ten przeskok jest trudny – systemy treningowe, podejście do meczów... Wielki talent, Michał Ignerski był trzy lata w Mississippi State, dobrym uniwersytecie, po czym wrócił do Polski, do Śląska, grał w lidze hiszpańskiej, tureckiej, ale trudno mówić, że zrobił postęp po amerykańskim uniwersytecie... – Czy talent Ignerskiego był większy od tego, który mają czołowi gracze pierwszej piątki reprezentacji Polski? Jakie są inne opcje? Trudno porównać Ignerskiego z tymi chłopakami, ale pamiętam turnieje, podczas których Michał był wyżej notowany niż na przykład podstawowy przez lata zawodnik Utah Jazz, Rosjanin Andriej Kirilienko. Ale na tym porównania się kończą. Inne opcje to na przykład droga Marcina Gortata, który szukał w Europie, przed wyjazdem z Polski, gdzie są lepsze kluby, zdrowsza rywalizacja w drużynie, jakie jest jej budowanie. Ale tutaj jest podobnie – mamy udany przykład Gortata, ale mamy znacznie więcej nieudanych: Tomasz Nowakowski, Jakub Pietras, teraz Jakub Wojciechowski czy Wojciech Barycz – niby wszyscy, w wieku 18-19 lat grali już w dobrych klubach europejskich jak Benneton Treviso, w Valencii – a teraz ci wszyscy, których wymieniłem to najwyżej średniaki w polskiej lidze. Te talenty gdzieś się rozpłynęły. Do czego zmierzam. Nawet jeśli ta odpowiedź ciebie nie zadowoli – konstrukcja młodego gracza jest tak skomplikowana, że nie ma jednej pewnej drogi rozwoju... – Wracamy do tematu charakteru polskich graczy... No właśnie. Wydaje się, że ci najlepsi koszykarze z kadry Jerzego Szambelana – Mateusz Ponitka, Michał Michalak – są przyzwyczajeni przez swoich trenerów klubowych, że muszą ciężko pracować i szukać klubów, w których będą grali przez ponad 20 minut w meczu na poziomie, który być może przewyższa ich obecne umiejętności. Problem w tym, że akurat na ich pozycjach, rywalizacja na amerykańskich uniwersytetach jest olbrzymia. – Trudno ocenić, czy szczyt talentu nie jest osiągany przez niektórych właśnie w wieku 18-19 lat, a dla niektórych to dopiero początek. Michael Jordan grając w Uniwersytecie Północnej Karoliny był dobrym, ale nie super wyróżniającym się graczem uniwersyteckim. Ja się boję, że tym najlepszym polskim koszykarzom po prostu zabraknie trenerów potrafiących rozwinąć ten talent. Takiego problemu nie mieliby w Stanach Zjednoczonych. Ja do twoich wątpliwości dodałbym czynnik, że granie w klubach ligowych w Polsce może oznaczać, że masz kilku trenerów w trakcie sezonu. Większość naszych „młodych” gra w trzeciej polskiej lidze, podłączonej do Szkół Mistrzostwa Sportowego, gdzie mają naukę i zaplecze, ale nie za bardzo z kim grać. Z tego powodu, z waszej amerykańskiej perspektywy, to wszystko powinno skłaniać talenty do wyjazdu, ale ja uważam, że ci najlepsi, którzy w tym sezonie zagrają w ekstraklasie, powinni pograć ten rok, byśmy się przekonali jaki naprawdę prezentują poziom. Kiedyś pisałem artykuł, w którym zastanawiałem jak wyszukać talenty na miarę NBA i doszedłem do wniosku, że to muszą być charakterni synowi bokserów, tak jak Gortat. Trzeba mieć wolę walki. W tym zespole, o którym rozmawiamy, Mateusz Ponitka to wojownik z pasją, taki który potrafi się bić o to co ma. Ma marzenia o NBA i na pewno zrobi wszystko by spróbować do was trafić. Rozmawiał: Przemek Garczarczyk