Pięć milionów plus szofer
Deron Williams z New Jersey Nets, jedna z największych gwiazd National Basketball Association podpisał za pięć milionów dolarów kontrakt z tureckim Besiktasem Stambuł, strasząc, że zarządzony przez właścicieli klubów lockout w lidze może skończyć się masowym odejściem gwiazd ligi do Europy.
„Jak odejdzie z NBA Kobe Bryant to dopiero się zacznie!” – straszy Williams, ale przynajmniej na razie nikt nie bierze tych pogróżek poważnie.
Pięć milionów
Besiktas Stambuł, klub znany przeciętnemu fanowi basketu w USA tylko dlatego, że próbował – bez skutku – odnowić tam swoją karierę Allen Iverson. Ale Williams to nie Iverson: ten pierwszy to jeden z trzech najlepszych rozgrywających w NBA, prawdziwa gwiazda tego sportu, a ten drugi tą gwiazdą przestał być dziesięć 10 lat temu. Według różnych źródeł, Williams ma zarabiać 5 milionów w sezonie albo 200 tysięcy miesięcznie, zaś klub dorzucił do tego gotowego na każde zawołanie, przez 24 godziny na dobę, asystenta, ochroniarza oraz kierowcę. Te wszystkie luksusy plus znacznie więcej pieniędzy Williams miał w Utah Jazz, a później w New Jersey, więc trener Besiktasu Ergin Ataman niczego specjalnego mu nie zaoferował.
Na pewno nie zaoferował mu spokoju ducha. Na miejscu Derona sięgnąłbym do archiwów „The New York Timesa” i przeczytał całą serię litanii graczy NBA, którzy zostali skuszeni w Europie łatwymi (bo gra się raz w tygodniu i poziom nie ten) dolarami, a zostali w ręku z niewiele wartymi kontraktami. W USA wszystko, przynajmniej jeśli chodzi o kasę, jest przejrzyste, ale żeby dostać swoje pieniądze w klubach Europy, Azji czy Ameryki Łacińskiej trzeba często korzystać z pomocy Komisji Arbitrażowej FIBA (Międzynarodowa Federacja Koszykówki), by skasować choćby część tego, co było zapisane w kontrakcie.
Daleko nie trzeba szukać. Z tym sam Besiktasem były gracz NBA Lonny Baxter spędził parę lat w sądzie zanim udało mu się odzyskać tylko część tego, co mu się należało. „Kluby w Europie mają w w zwyczaju nie respektowanie swoich własnych kontraktów” – powiedział w lutym „Timesowi” prawny doradca FIBA, Dirk-Reiner Martens.
Straszak na Davida Sterna?
Decyzja Derona Williamsa ma być straszakiem na komisarza NBA Davida Sterna, że to dopiero początek ucieczki graczy z National Basketball Association, jeśli właściciele klubów nie podpiszą nowego kontraktu z zawodnikami najlepszej koszykarskiej ligi świata. Ma pokazać, że Stern zrobił błąd wydając setki milionów (których liga podobno nie ma) na popularyzację ligi poza USA, kiedy padają takie kluby jak Sacramento Kings czy New Orleans Hornets, bo teraz popularność basketu pozwala innym klubom na podkupywanie talentów z USA. Z drugiej to dowód, że z tego „wspólnego frontu” koszykarzy NBA przeciwko właścicielom ligi zostało już bardzo mało, a to przecież dopiero początek lata.
Kolejne wątpliwości, to na ile zapowiedzi Williamsa, że będzie rzucał do tureckiego kosza należy traktować poważnie. 27-letni Williams ma jeszcze kontrakt na dwa lata warty 34 miliony dolarów i – w zależności jak będzie wyglądało porozumienie między graczami, a właścicielami – na następnej umowie zarobi przynajmniej 70 milionów dolarów.
„On będzie chciał te olbrzymie pieniądze ryzykować dla paru marnych – dla niego – milionów w Turcji? A co się stanie, jeśli odniesie kontuzję? – dość retorycznie pyta jeden z najbardziej wpływowych managerów w NBA. Kolejny dodaje: „To wielki mit z wielkimi pieniędzmi w Europie. Ich tam po prostu nie ma. To wielkie ryzyko decydować się na taką koszykarską przeprowadzkę...”
Przez następne miesiące jeszcze wielokrotnie będziemy słyszeli buńczuczne zapowiedzi koszykarzy NBA opowiadających o tym, że nie potrzebują Sterna by zarabiać miliony. I jak zawsze skończy się na tym, że równie szybko przekonają się, jak bardzo się mylą.
Przemek Garczarczyk