Człowiek za jelitami krowy
Każdy na świecie wie, kto to jest Novak Djokovic, Roger Federer czy Andy Murray. Niewielu ma pojęcie, kim jest Glynn Roberts, ale to właśnie jego numer telefonu mają w swoich komórkach na pierwszym miejscu supergwiazdy tenisowych kortów. Bo bez Robertsa, Djokovic, Federer czy Murray nie mają szans – Glynn jest „ich czlowiekiem” do naciągania rakiet.
34-letni Brytyjczyk jest najważniejszą osobą w czterosobowej firmie „Priority One” i tylko jednym z kilku ludzi na świecie, którzy żyją tylko z tego, że podróżują od Australian Open do Wimbledonu będąc odpowiedzialni za naciąganie rakiet. To kwestia specjalnego zaufania, bo na przykład numer 1 światowej listy tenisowej Rafael Nadal po prostu oddaje swoje rakiety firmie zatrudnianej przez poszczególne turnieje – ze szczegółowymi instrukcjami, ale nie wymagając tego samego „„naciągacza”. Oprócz Djokovica i Feredera, firma „Priority One” troszczy się o naciąganie rakiet nadziei całej Anglii na rozpoczętym właśnie Wimbledonie, Andy Murray’a oraz największej gwiazdy szwedzkiego tenisa, Robina Soderlinga. Koszt – 40 tysięcy dolarów, za co każdy tenisista dostaje specjalnego „naciągacza” na cztery turnieje wielkoszlemowe plus osiem obowiązkowych dla każdego tenisisty turniejów w roku. Dodatkowe kosztują ekstra.
Firma dba o wszystko: od przygotowania rakiety do potrzeb każdego z zawodników (wyważanie i grubość uchwytu) do dostarczenia wymaganych strun. „Gdziekolwiek jestem, zawsze biorę pod uwagę wilgotność powietrza i temperaturę – to wszystko wpływa nie tylko na rodzaj strun, ale także rodzaj materiału, którym pokrywamy uchwyt. Nie można przypadkowi zostawiać twojego najważniejszego instrumentu na korcie. Musisz mieć kompletne zaufanie do ludzi, którzy się tym zajmują” – mówił „The Wall Street Journal” Djokovic. Najlepsi tenisiści wymagają tego, by każda z ich rakiet była identyczna, wymagają by każda z rakiet miała nowy naciąg na każdy dzień turnieju – bez względu na to, czy była używana czy też nie.
Roberts nie musi sięgać do notatek, by pamiętać specyfikę wymagań każdego ze swoich klientów – a jest tego sporo. Oczywiście, różni tenisiści korzystają z różnych firm produkujących naciągi i wymagają różnego ich napięcia, ale to jest najłatwiejsze do zapamiętania. Dla przykładu Federer stosuje w swoich rakietach dwa rodzaje naciągów – te poprzeczne są syntetyczne (popularna firma Luxilon), natomiast te, które idą wzdłuż rakiety to naturalne struny z krowich jelit. U dołu każdej z jego rakiet znajdują się trzy podkładki ze skóry (pomiędzy strunami a ramą rakiety), które dodają uderzeniu nieco więcej szybkości. Murray także preferuje mieszankę strun syntetycznych z naturalnymi, ale w odróżnieniu od Federera, te naturalne z jelit są naciągane w poprzek rakiety.
Przygotowanie każdej rakiety trwa nie mniej niż 30 minut, a dzień Robertsa zaczyna się zwykle około czwartej nad ranem, jeśli w turnieju gra więcej niż jeden z jego klientów. Najgorsze co się może zdarzyć to deszcz, powodujący przesunięcie meczów. Jeśli tego samego dnia grają Federer i Murray, to Roberts wie, że ma przed sobą nieprzespaną noc. Zdarza się również, że rakiety tenisistów „znikają” z ich toreb – czy to będąc przeznaczane na cele charytatywne, czy trafiając do kolegów czy też lądując... w koszu na śmieci po przegranym spotkaniu. Tak było przed Roland Garros, kiedy Novak Djokovic, na dzień przed rozpoczęciem turnieju, napisał sms-a do Robertsa: „Masz dla mnie jakieś rakiety? Zostały mi tylko dwie...”
Przemek Garczarczyk