Znokautować Balboę
„Stallone to aktor, nikt więcej. Fajnie się go oglądało w rękawicach, ale on nie ma pojęcia co trzeba w życiu przejść żeby zostać tak wybitnym i trafić do Boxing Hall of Fame” – mówi Tomasz Adamek. Boxing Hall of Fame, świątynia dla każdego fana pięściarstwa hołdowała kiedyś, kiedy mieściła się w nowojorskim Madison Square Garden zasadzie, że jest miejscem, gdzie mogą trafić tylko najwybitniejsi zawodnicy i trenerzy. Kiedy zaczęło brakować funduszy i samo sprzedawanie koszulek i gadżetów nie wystarczało, zdecydowano się na przyjmowanie do Boxing Hall of Fame (BHOF) tych, co z wielkim pięściarstwem do czynienia co prawda mieli, ale bardzo z boku. O ile nazwiska takich dziennikarzy związanych z propagowaniem wielkich gwiazd i wielkich walk ich czasów jak Bert Sugar, Larry Merchant czy Howard Cosell jeszcze można było – na siłę – jakoś wytłumaczyć, to fakt, że trafił tam... twórca plakatów pięściarskich LeRoy Neiman, był ostatnim poważnym ostrzeżeniem. Przyjęcie Stallone’a do Galerii, na takich samych prawach na jakich są tam Muhammad Ali, George Foreman, Joe Frazier, Sugar Ray Leonard, Sonny Liston, Rocky Graziano czy oklaskiwany na tym samym podium pierwszy mistrz świata IBF, WBC i WBA wagi ciężkiej Mike Tyson, to fatalny żart z tych, którzy poświęcili kilkadziesiąt lat dla sportu, by tam trafić. Przynajmniej w pierwszym z filmów krótki epizod zagrał Joe Frazier, ale na tym kończy się związek pomiędzy Stallone, a miejscem, gdzie trafiają najwybitniejsi z najwybitniejszych. International Boxing Hall of Fame to Międzynarodowa Galeria Gwiazd, w której nie ma np. żadnego z polskich mistrzów świata czy mistrzów olimpijskich. Pamiętam, że trzeba było specjalnego wstawiennictwa prezydenta WBC Jose Sulaimana, by trafił do Hall of Fame w 2001 roku trzykrotny złoty medalista olimpijski Laszlo Papp. I tylko dlatego, że Sulaiman dał Węgrowi miano honorowego championa World Boxing Council. Jeszcze bardziej przerażający jest fakt, że przed tegorocznym przyjęciem do Galerii „Sly” Stallone’a, częściej i bardziej ogniście dyskutowano, czy zasługuje na to specjalne wyróżnienie mistrz świata IBF, WBA i WBC Kostja Tszyu, a nawet legendarny Mike Tyson (wyciągano mu pozaringową przeszłość), niż pukano się po głowie na dźwięk nazwiska aktora/scenarzysty/reżysera, ale na pewno nie boksera. „To wszystko biznes – trzeba było przyciągnąć na ceremonię tych, którzy normalnie by o niej nie wiedzieli” – skomentował sprawę Teddy Atlas. Prawda – ale nie do końca. Do Galerii Najwybitniejszych Aktorów nie trafi za rolę „Kac Vegas” 1 i 2 Mike Tyson, nie trafią do grona najlepszych muzyków świata koszykarze Shaquille O’Neal czy Kobe Bryant tylko dlatego, że nagrali parę rapowych kawałków. Ale czego oczekiwać od dzisiejszej International Boxing Hall of Fame w podnowojorskiej wiosce skoro komunikat o tym, że oficjalnym dostawcą piwa na imprezę będzie meksykańskie „Tecate” nie był wcale mniejszy od tego, opisujacego pięściarzy trafiających do Galerii Sław? Przemek Garczarczyk