Tego się nikt nie spodziewał – Los Angeles Lakers, dwukrotni obrońcy tytułu, nie tylko nie potrafili wygrać choćby jednego meczu w serii z Dallas Mavericks, ale zakończyli sezon kompromitującą porażką 86:122. Nie tylko kompromitujacą ze względu na różnicę punktową, ale chamski sposób w jaki czołowi gracze Lakers, Andrew Bynum i Lamar Odom wylecieli z boiska po pełnych frustracji faulach. Ale czy naprawdę czegoś innego można się było spodziewać po zespole, którego ostatnie miesiące przypominały bardziej tandentną operę mydlaną, niż zespół, który chce zdobyć trzeci po rząd tytuł mistrza National Basketball Association?
Lamar Odom i jego żona, celebrytka Khloe Kardashian w telewizyjnym reality show. Zarzuty Paua Gasola, że żona Kobe Bryanta, Vanessa złośliwie rozbiła jego związek z długoletnią narzeczoną. Derek Fisher udzielający wywiadów nie na temat swojej fatalnej gry, ale działalności w Związku Zawodowym Koszykarzy. Ron Artest ciągle odwiedzający komediowe show Georg Lopeza, sprzedający na aukcji swój mistrzowski pierścień z 2010 roku (by nomen omen zwrócić uwagę na... problemy zdrowia psychicznego), reklamujący swoją serię trampek i nagrywający obowiązkową piosenkę w stylu rap. Dodajmy do tych, nie mających nic wspólnego z koncentrowaniem się na NBA playoffs zajęć, kryzys w zespole, w którym nikt nikomu nie ufa i mamy smutny obraz pożegnanania Phila Jacksona, 11-krotnego mistrza NBA, jednego z najwybitniejszych trenerów we współczesnym sporcie.
Dla Kobe Bryanta i Fishera, sezon 2012 będzie piętnastym w karierze. Dla Artesta i Odoma będzie to sezon numer dwanaście. Młodzież na ławce zarabiała miliony (15 z nich dla Steve´a Blake’a to jeden z najgorszych kontraktów w historii klubu), ale już dziś wiadomo, że niczego specjalnego w przyszłości z nich nie będzie. Jeśli już są tacy, co mają talent – jak Andrew Bynum – to pokazują, że pod względem psychicznym nadają się do przedszkola, a nie na parkiety NBA. Bynum, ważący 130 kilogramów i mający 213 centymetrów wzrostu, w ordynarny i wzięty z ligi podwórkowej sposób, faulujący JJ Bareę, mniejszego od siebie o 35 centymetrów i lżejszego o 50 kilogramów rozgrywającego Dallas, to podsumowanie niemocy drużyny z Los Angeles i jej sportowej bezsilności. Dla Bynuma oznaczać to prawdopodobnie będzie pożegnanie z Lakers, ale trudno nie zapytać co stało się z ekipą, która zapomniała o słowach swojego legendarnego trenera – że trzeba walczyć do końca i szanować rywala.
Ile lat po nim to samo zrobi Kobe Bryant? Jak bardzo żałuje, że podpisał rok temu kontrakt, który zmusza go do pozostania w zespole do 2014 roku?
Po raz pierwszy od 1998 roku, od trzynastu lat, w finale Konferencji Zachodniej nie zagrają ani Lakers, ani San Antonio Spurs. To nie przypadek, to zmiana koszykarskiej warty. Szkoda, że taka smutna.
Przemek Garczarczyk