Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 13:11
Reklama KD Market

Scottie Pippen: “Teraz czas na Byczą koszykówkę”

Scottie Pippen, sześciokrotny mistrz NBA z Chicago Bulls, wybrany do grona 50 najwybitniejszych graczy wszech czasów, a obecnie komentator telewizyjny opisujący nową generację Bulls, widział na parkietach najlepszej ligi świata chyba wszystko. W rozmowie przeprowadzonej jeszcze przed piątym spotkaniem Bulls – Pacers, otwarcie mówił o tym, czego oczekuje od zespołu, który zakończył sezon z największą liczbą zwycięstw w lidze i dlaczego – jeśli Bulls chcą walczyć w tym roku o tytuł – Byki muszą grać znacznie lepiej i twardziej. Dokładnie tak, jak – z wyjątkiem po raz kolejny rozczarowującego Carlosa Boozera – zagrali w drugiej połowie meczu, który dał Bulls łatwe zwycięstwo nad Pacers 116:89 i wygraną w serii 4-1.


 


Jak sporym zaskoczeniem był dla ciebie fakt, że mecze Bulls – Pacers wyglądały w pierwszej rundzie playoffs jak wojna, w której zwyciężał ten, który miał ostatni strzał?



Scottie Pippen: Sporym, spodziewałem się, że będziemy w stanie, jeśli nie zdominować tę drużynę, to przynajmniej spowodować, żeby grała naszą, Byczą koszykówkę. Tak się nie stało, nie wszyscy się przestawili na najwyższe obroty.


 


– Jest tego jedna przyczyna, czy trzeba wskazać na kilka?



Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że to przede wszystkim znacznie słabsza niż się mogliśmy spodziewać gra Carlosa Boozera, ale to nie do końca prawda. Każdy ma prawo mieć słabszą serię z takiego czy innego powodu, reszta kolegów jest od tego, żeby mu pomóc. Czasami nasze mecze wyglądały tak, jakby to Indiana była bardziej pewna siebie, dawała z siebie więcej niż my. Talent jest oczywiście po naszej stronie, ale brakowało twardości nie jednemu zawodnikowi, ale całej ekipie. Czasami warto mocno sfaulować, zagrać na pograniczu legalności, żeby zobaczyć, jak rywal na to zareaguje. Nie mówię o głupich faulach, tylko takich, które pokażą rywalom, że pod naszym koszem nie ma litości. Tego nie widziałem w pierwszych czterech meczach, i Indiana to wykorzystywała. To było dla mnie największe zaskoczenie.


 


– Wróćmy do wartego 90 milionów dolarów Carlosa Boozera. Nikt w Bulls nie spodziewał się po nim fajerwerków w obronie, ale tych 20 punktów w meczu spokojnie można było oczekiwać...



Nie do końca się zgadzam, że możemy odpuścić obowiązki Boozera w obronie. U Carlosa zbyt często jest tak, że jak mu nie idzie w ataku, to wydaje się znudzony koniecznością gry w obronie. A ja wielokrotnie się przekonałem, że nie ma lepszego sposobu na przypomnienie sobie, jak się trafia, kiedy robi się dobrą robotę pod swoim koszem. Trzeba wymyśleć sobie jakiś cel, coś specjalnego i w każdy możliwy sposób pomagać drużynie. Niech to będą przechwyty, zablokowane piłki, piłki wyrywane z rąk przeciwników. Cokolwiek. Carlos jest zbyt utalentowanym koszykarzem, ze zbyt dużym doświadczeniem, żeby kończyć mecz na przykład z czterema punktami, nie mieć pozytywnego wpływu na to, co się dzieje w drużynie. Taka gra wystarczy Bulls, na pewno na pokonanie Indiany Pacers, ale chyba nie takie cele miał zespół, który zakończył sezon zasadniczy z najlepszym bilansem w National Basketball Association . Mamy lepszy zespół, żeby cieszyć się z przejścia pierwszej rundy...


 


– W nieskończoność można powtarzać fakt, że sezon zasadniczy nie ma nic wspólnego z playoffs. Nikt nie wie tego lepiej niż ty i zespół, z którym zdobywałeś sześć tytułów. Niby ci sami zawodnicy, ale gra zupełnie inna...



Bo gra się z tym samym rywalem, a to zupełnie zmienia sprawę. Każdego dnia w trakcie serii widzisz tego samego faceta, który chce ci zabrać piłkę i zwycięstwo. Bardzo szybko sprawa robi się osobista, tak podchodził do tego Michael, tak podchodziłem do tego ja i chyba każdy z tamtego mistrzowskiego zespołu. To też pole do popisu dla trenera, którego rola w playoffs rośnie w porównaniu do sezonu zasadniczego. Można zmieniać układ zespołu, tak jak trener Indiany zmienił sposób, w jaki zespół chciał zatrzymać Derricka – dał przeciwko niemu może nie tak szybkich, ale bardziej atletycznie zbudowanych rywali. Playoffs to prawdziwy sezon dla każdego, kto gra w NBA, gra się z kontuzjami, poobijany, za wszelką cenę. Derrick jest MVP tego sezonu, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, ale ile razy można liczyć na to, że nam wygra mecz w pojedynkę?


 


– Na ile procent swoich możliwości grają obecnie Chicago Bulls?



Na pewno nie na 100, może 70%, może nawet mniej. Pacers mają z tym wiele wspólnego, ale tym nie można wszystkiego tłumaczyć, bo jeśli potrafi tak nas zmienić Indiana, to jak wyglądać będą mecze na przykład z Bostonem?


 


– To jest według ciebie najsilniejszy zespół w Konferencji Wschodniej?



Ciągle są mistrzami Konferencji, jeszcze nikt im tego tytułu nie odebrał. Grają zespołowo, bardzo dobrze się znają. Kevin Garnett gra jak nowo narodzony, to samo Paul Pierce i Ray Allen, a Rondo to elita rozgrywająych. Trudno ich nie brać poważnie jako faworytów. Miami potrzebowało sporo czasu, żeby poukładać w zespole, kto jakie ma zadania na parkiecie, ale nie wiem, czy poukładali na tyle, żeby wygrać z Celtami. To mój typ na finał Konferencji – Bulls kontra Celtics. Ale musimy grać lepiej, żeby tam zagrać.


 


Przemek Garczarczyk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama