Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 07:59
Reklama KD Market

"Mój czas się skończył"



Jerry Sloan, legendarny trener Utah Jazz miał już dość kłótni z gwiazdorem klubu





 


Jeden z działaczy Utah powiedział Kenowi Bergerowi z CBS Sports, że 99 procent klubu jest za Sloanem. Ale ten 1 procent, który dla zespołu znaczy dużo więcej, najlepszy gracz Jazz Deron Williams nie chciał już grać tego, co Sloan.


 


Tych dwóch mężczyzn – zawodnik i trener – od początku tylko koegzystowało z konieczności, a nie wyboru. W minionym roku zapytano Sloana, by porównał Williamsa do legendarnego rozgrywającego Utah Jazz, Johna Stocktona. Trener odpowiedział, że nie może porównywać kogoś z pięcioma sezonami w lidze do zawodnika, który podczas 17 z 19 sezonów w klubie, rozegrał maksymalną liczbę meczów. Sloan nawet nie porównywał rekordowych w NBA liczb asyst (15,806) i przechwytów (3,265) Stocktona, tylko dał do zrozumienia, że dla niego ważniejszy od statystyk jest fakt, że ten ostatni zawsze, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu zostawiał serce na parkiecie Utah Jazz.


 


Greg Miller, syn zmarłego właściciela Utah Jazz zapewniał, że żaden z zawodników, a już na pewno nikt z działaczy “nie wypchnął Jerry Sloana i jego wieloletniego asystenta, Phila Johnsona, za drzwi”. To samo zrobił Williams, zarzucając prasie “robienie z niego kozła ofiarnego i szukanie sensacji. Dlatego nie lubię dziennikarzy, bo oni tylko udają, że są moimi przyjaciółmi , a jak jest okazja, to zaraz na nas naskakują. Miałem z trenerem gorsze kłótnie niż ta ostatnia. Nigdy bym nie chciał się pozbyć trenera Sloana z klubu, bo on znaczy dużo więcej dla Jazz i dla tego miasta niż ja”. Prawdziwe słowa, ale nikt nie uwierzył w ich szczerość, bo konflikt Williams – Sloan trwał już na całego od ponad roku.


 


Rozgrywający Jazz nigdy nie lubił jak mu sie mówi jak prowadzić drużynę, a dla Sloana miarka przebrała się już w pierwszej połowie meczu z Chicago Bulls. W ciągu kilku minut Williams dwukrotnie kazał kolegom grać to, co on chciał, a nie to co chciał zobaczyć Sloan. Doprowadziło to do kolejnej wielkiej kłótni, prawie do bijatyki w przerwie meczu, a kiedy po przegranym pięcioma punktami spotkaniu trener przekonał się, że nie może liczyć na poparcie właścicieli klubu, po prostu zrezygnował.


 


Kiedy Jerry Sloan jako nastolatek chciał pójść na trening w maleńkim McLeansboro w stanie Illinois, musiał prawie 30 kilometrów pokonywać autostopem, bo jego rodzina nie miała samochodu, a traktor potrzebny był do uprawy pola. Taki sam był 40 lat temu jako gracz Chicago Bulls, gdzie do dziś z wielkim poważaniem mówi się o jego zadziorności i poświęceniu dla zespołu. Kiedy Jerry Sloan zaczynał pracę w Utah był pewien, że nie przetrwa pierwszych 20 dni, nie mówiąc już o 23 latach. Utah Jazz, znakomita drużyna NBA w stanie, gdzie mieszka zaledwie 1,4 procenta Afroamerykanów, dzięki właśnie Sloanowi zawsze obywała się bez dramatów. Szok, bo National Basketball Association, jak żadna inna liga w Stanach, to zbiórka zakochanych w sobie indywidualistów, których motto życiowe brzmi: “co ja z tego będę miał?”


 


Podczas 23-letniej kariery Sloana jako trenera Jazz, w samym Los Angeles Clippers było trzynastu szkoleniowców, a w NBA zmieniło się aż 153 trenerów. W sumie zrobili mniej niż jeden wiejski chłopak z Illinois, ale w 2011 roku, kiedy nawet w Utah żądzą zawodnicy, a nie trenerzy, nikogo to nie obchodzi.




Przemek Garczarczyk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama