Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 16:31
Reklama KD Market
Reklama

Bo do tanga trzeba dwojga


Mamy karnawał – okres zabaw i radości. Czas to niezwykły, trwający od Trzech Króli do Środy Popielcowej. Po dawnym przepychu i frywolności pozostały już tylko echa, czas wszystko zmienił. Ale i dziś próbujemy w karnawale zapomnieć o smutkach i wydobyć z życia samą radość. A taniec to ambrozja dla ciała i duszy. W tańcu zapominamy o wszystkim, taniec dodaje nam skrzydeł, stajemy się bardziej podobni do ptaków, a może aniołów?


 


A jeśli tańczyć, to tylko tango.


 


On macho, ona femme fatale. On w czerni, ona w czerni. On zdaje się ją zdobywać. Ona niby ucieka, lecz namiętnie go prowokuje. 


 


Tango to narodowy taniec Argentyny, najważniejszy symbol tego kraju, niemal  religijny ceremoniał. W tym kraju wszędzie tańczy się tango… w portowych knajpkach Buenos Aires i na farmach zielonej pampy. Tańczą młodzi i starzy, bo tango to relaks i natchnienie.


 


Tango to najjaśniejsza ikona Argentyny, sposób ubierania się ludzi, chodzenia, myślenia, wyrażania samego siebie. Ów taniec stał się najwyższą ekspresją codziennych pożądań i marzeń. Tango uspokaja, tango nobilituje.


 


Ten seksowny taniec stał się niemal religią kraju. Ale jest różnica między mężczyzną, który zwyczajnie zabiega o kobietę, a "tangero", który walczy z atencją o damę. Tango nie istnieje dopóty, dopóki tancerze nie staną się jednością. Taniec narodził się w 1870 roku w Buenos Aires, w biednej portowej dzielnicy La Boca. Wszędzie tu pełno symboli tanga, ciągle ktoś tańczy, śpiewa, kwestuje, by tango wiecznie żyło. Domy w tej dzielnicy są piękne i kolorowe. Przed laty malowano je kupując tanią farbę na statkach w porcie, chciano choć trochę ubarwić lokalną biedę, tradycja ta pozostała. Dziś portowa dzielnica jest najbardziej  kolorowa w całym Buenos Aires. Tu przed laty Arystoteles Onassis (późniejszy mąż Jacqueline Kennedy) rozpoczynał karierę, przewożąc ludzi statkiem przez rzekę za kilka centów. Ongiś tu, w La Boca, tańczyli imigranci z Europy, marynarze, gauchos – argentyńscy kowboje – z lokalnymi kruczowłosymi pięknościami znad Rio de la Plata.


 


Tango było tańcem biedoty, czynnikiem integrującym wszystkich. "Portenos" – mieszkańcy portu – bawili się przy dźwiękach smutnej muzyki, by łatwiej znieść codzienną biedę. Tańczono na ulicach, w tawernach, hotelach, salonach. Wyżywano się w tańcu, żywioł zdawał się być ogniem nie do ugaszenia. Taniec wstrząsnął wszystkimi. Nie podobał się arystokracji, purytanom, dostojnikom kościelnym. Był wyuzdany i erotycznie ekspresyjny. Uważano, że mógł być powodem szerzenia się rozpusty i rozkładu życia rodzinnego. W Nowym Jorku nakazano nawet nadzór nad lokalami, w których tańczono tango. Papież Pius X uważał tango za taniec niemoralny. Ale gdy sławny Casimiro Ain zademonstrował taniec Jego Świątobliwości, papież zmienił zdanie.


 


Tango to bez wątpienia muzyka erotyczna, ale również bardzo smutna. Jest swoistym konglomeratem hiszpańskich piosenek ludowych. Śpiewano kiedyś w slumsach: "niech moja whisky dojrzewa w kieliszku, a moja śmierć, moja miłość będzie w każdym kroku tanga, wtedy mogę umrzeć o szóstej rano".


 


Pod koniec XIX wieku zamieniono gitarę na bandoneon, rodzaj akordeonu. Tango zyskało nowy, oryginalny dźwięk. Ta muzyka to rytmiczna, rozkołysana fala, czasem tkliwa i lamentująca, czasem nawet jakby z zaświatów. Wydaje się nawet, że tango jest duchowo spokrewnione z jazzem w jego spontanicznym, emocjonalnym i improwizacyjnym charakterze.


 


W Argentynie prawie wszędzie widoczny jest kult tanga. Niemal w każdym lokalu wiszą głowy bycze, także plakaty portretujące corridę i tango. W klubach i restauracjach Buenos Aires Argentyńczycy popijają kawę, delektują się "bife" – wołowiną, podziwiają pieśniarzy śpiewających tango, a słowa piosenek o nieszczęśliwej i utraconej miłości wyciskają łzy. Taniec natomiast przyśpiesza rytm serca. Największy pieśniarz tanga Carlos Gardel, choć zmarł dawno, wciąż śpiewa, jak mówią Argentyńczycy i śpiewa coraz lepiej.


 


Po I wojnie światowej tangiem zachwycił się cały świat, ale jak na ironię Argentyńczycy odrzucili wówczas taniec jako skandaliczny, rozpustny, wywodzący się z nizin społecznych. "Tangomania" zawojowała Europę (Paryż, Madryt) i wróciła do Argentyny. I tu znów zauroczyła cały kraj. Dziś  wszędzie słychać tango – w ekskluzywnych lokalach i w biednych knajpkach.


 


Podziwiałem i ja kunszt tego szaleńczego tańca w Buenos Aires. W nocnym klubie Casablanca gasły czerwone światła, tu i ówdzie żarzyły się jeszcze świece, wnętrze wyglądało surrealistycznie. Popijaliśmy "Cuba libre". Zgasło światło, gdzieś w dali na scenie pojawiła się para tancerzy, pierwsza dama tanga argentyńskiego Maria Nieves i jej partner Juan Carlos Copes. On wydawał się odpychać Marię, to znów ją przyciągał do siebie. Ona, cała w ekstazie i tanecznym ferworze, zdawała się też  zdobywać partnera. Powiedziano nam nawet w sekrecie, że tancerze gniewają się już od trzech miesięcy, nie rozmawiają ze sobą. A może to miłość odpycha ich od siebie i znów przyciąga w szalonym tangu? 


 


Najpopularniejsze melodie tanga to wciąż: "Jalousie", "La cumparsita", "Cuesta abajo", "Mi noche triste". Słowa mówią o nieszczęśliwej miłości: "twoje szczęście jest biedne, więc kiedy przystawię rewolwer do twej skroni, na pewno nie odpali, nie ma dla mnie nadziei, dlatego nie mogę przestać cię kochać".


 


Tango jest jak Argentyńczycy, jest w nim trochę smutku, trochę samotności i zadumy, jak w argentyńskiej duszy.          


  Janusz Kopeć



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama