„Ja nic w życiu nie miałem łatwo. Tata zginął jak miałem 22 miesiące, walczyłem o tytuł mistrza świata ze złamanym nosem, przeprowadziłem się z całą rodziną do obcego kraju. Nigdy nie oczekiwałem, że coś przyjdzie mi łatwo. Teraz też nie oczekuję, że Kliczko sam się przewróci. Muszę mu pomóc” – mówi w obszernym wywiadzieTomasz Adamek
– Pamiętasz, kiedy pierwszy raz w życiu oglądałeś walkę Kliczków?
Tomasz Adamek: Pamiętam, byłem u siebie w górach i oglądałem walkę Witalija z Lennoxem Lewisem. Spotkałem ich obu osobiście nieco później, w 2003 roku w Monachium, krótko po walce Witalija. To było przy szatni w Hali Olimpijskiej, bo walczyłem tego dnia z Roberto Coelho. Coś tam rozmawialiśmy po rosyjsku, na tyle co potrafiłem w tym języku się dogadać.
– Nie będę ciebie nawet pytał czy myślałeś wtedy, że będziesz miał z nimi kontrakt na walkę o mistrzostwo świata wagi ciężkiej...
Na pewno nie myślałem, bo wtedy byłem przekonany, że zakończę karierę w junior ciężkiej. Ale, że wyjadę do Stanów i będę tutaj próbował już myślałem, choć wtedy miałem jeszcze kontrakt z Panosem Eliadesem.
– A już będąc w Stanach, walcząc w ciężkiej – kiedy tak naprawdę uwierzyłeś, że to realne? Bo propozycji było wiele, telefony od ludzi braci Kliczko zaczęły się już po dwóch pierwszych walkach w ciężkiej...
Uwierzyłem, że to realne i warte ryzyka znacznie później niż Kathy Duva. (śmiech). Ona już by dawno wepchnęła mnie na ring i to byłaby walka Tomka Adamka nieprzygotowanego do wagi ciężkiej, bez doświadczenia i odpowiedniego trenera, na dodatek za śmieszne pieniądze. Na szczęście Main Events to nasz mały partner biznesowy. Dwójka, która rządzi to ja i Zyggi Rozalski, a doradza nam Roger Bloodworth.
– Nie kusiło cię, żeby już wcześniej przyjąć którąś z wcześniejszych propozycji, tych za milion? Machnąć ręką i powiedzieć sobie „spróbuję, bo mogę nie mieć więcej takiej szansy na tytuł?”
Szczerze mówiąc to nie. Wierzyłem Zyggiemu, wiedziałem jaką mam wartość na amerykańskim rynku. Zasada „spiesz się powoli” bardzo pasuje do boksu, a szczególnie do mojej kariery. Wszystko się sprawdziło, niczego bym w niej nie zmienił. Mam znakomity procentowo kontrakt z najlepszymi bokserami wagi ciężkiej, coś w co niewielu wierzyło. Ale ja wierzyłem zawsze.
– Fachowcy w USA spekulują, który z braci Kliczko byłby dla ciebie „lepszy” – Witalij czy Władymir. Zdania są podzielone prawie po 50 procent, każdy na swoje racje. Ty nie masz preferencji.
Nie mam, choć mało ludzi myśli, że naprawdę tak jest. Jeden czy drugi, obaj będą bardzo trudnymi przeciwnikami, mają plusy i minusy. Ja nic w życiu nie miałem łatwo. Tata zginął jak miałem 22 miesiące, walczyłem o tytuł mistrza świata ze złamanym nosem, przeprowadziłem się z całą rodziną do obcego kraju. Nigdy nie oczekiwałem, że coś przyjdzie mi łatwo. Teraz też nie oczekuję, że Kliczko sam się przewróci.
– Przed Witalijem lub Władymirem Kliczką będzie Kevin McBride. Różnica poziomów kolosalna, spora grupa namawiała cię do tego, byś dał sobie spokój z „przedwalką”, poświęcił cały czas przygotowań na Kliczków.
Ja lepiej walczę, kiedy nie mam długich przerw w wychodzeniu na ring – to widzi każdy, kto obserwuje moją karierę. Gdybym zdecydował się czekać 9 miesięcy od ostatniej walki do tej z Kliczkami, to wyszedł-bym do niej zardzewiały, a nie przygotowany na 100 procent. Każdy bokser zna swój organizm najlepiej. Ja wiem, czego mi potrzeba. Wiadomo, że styl McBride’a pod żadnym względem nie przygotuje mnie na Kliczków. Ale to nie o to chodzi, jak on będzie walczył, tylko w jaki sposób ja przeciwko niemu zrealizuję wszystko, nad czym będziemy pracować na obozie w Poconos z Rogerem Bloodworthem. Ja potrzebuję atmosfery prawdziwej walki, której nie zastąpi żaden sparing. Zresztą w 2011 stoczę tylko dwie walki, nie ma się co oszczędzać.
– Nigdy nie miałeś problemu z motywowaniem się na słabszych rywali. Nie będziesz miał i tym razem przeciwko McBride, który jak trafi – co pokazał w pierwszych rundach z Andrzejem Gołotą – to cios się czuje.
Byłbym idiotą, gdybym nie szanował każdego przeciwnika. Wiesz sam jak ciężko trenuję i że zawsze zakładam, że mój rywal będzie miał przeciwko mnie walkę życia. O tym trzeba pamiętać zwłaszcza w wadze ciężkiej. Gdybym nie podchodził do Kevina poważnie, to wziąłbym go z marszu, bez treningów wszedł na ring i walczył.
– Ile z tego, co nauczyłeś się w wadze półciężkiej i ciężkiej przydaje się w wadze ciężkiej i przyda się na Kliczków?
Mam nadzieję, że wszystko się przydaje. Przede wszystkim refleks, błyskawiczna reakcja na ciosy przeciwnika, szybkość, zmiany pozycji na ringu. Bokser, który całe życie walczył w ciężkiej, z takimi samymi ciężkimi przeciwnikami, nigdy się nie przystosuje do tego, co ja robię w ringu. Nie ma takiej możliwości. Przeciwko Kliczkom, którykolwiek to będzie, muszę wykonać wszystko to, co potrafię, czego uczyłem się przez tyle lat, do perfekcji. Zdaję sobie z tego znakomicie sprawę i dlatego nie mam na przykład zamiaru podnosić swojej wagi. Będę miał, optymalne dla mnie, 216 – 218 funtów.
– Bokserzy, przede wszystkim ci „mali”, będą trzymali za ciebie kciuki. Podczas mojego ostatniego pobytu w Detroit, mistrzowie świata i znakomici pięściarze jak Tim Bradley, Devon Alexander, Andre Dirrell czy taka była sława jak Thomas Hearns powiedzieli, że będą za tobą w walce z Kliczką. Ameryka strasznie lubi dopingować tych, którzy nie są faworytami i na pewno będzie dopingować we wrześniu właśnie ciebie. Oprócz całej Polski oczywiście.
Fajnie, że tak jest. Walczę dla kibiców, to największa nagroda dla każdego sportowca jak kibice lubią go oglądać.
– Jakie wyrzeczenia są dla ciebie przed walką najtrudniejsze?
Na szczęście nie mam nałogów, więc na przykład nie muszę odkładać papierosów. Największe wyrzeczenie to czas, jakiego nie mogę poświęcić rodzinie – żonie i córkom. Jak trenuję na miejscu, to mogę zabrać dzieci do szkoły, pomóc w zakupach, być użyteczny dla Doroty. Jak mnie nie ma, tak jak było na przykład przed walką z Chrisem Arreolą kiedy trenowałem w Houston, to wszystko jest na jej głowie. Ale tłumaczę to sobie, że to zawód jak każdy inny.
– Podczas walki w Polsce pewnie całe Gilowice, Żywiec i okolice przeniosą się na stadion, by na żywo zobaczyć twoją walkę. Złamiesz swoją dotychczasową zasadę i posadzisz na honorowych miejscach córki, Roksanę i Weronikę?
Tej zasady nie złamię: boks to nie jest sport dla dzieci. A co do Gilowic i całej „mojej” okolicy, to pewnie tak będzie.Przed telewizorami zostaną tylko starsze panie i dziadkowie...
Rozmawiał:
Przemek Garczarczyk