Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 23 listopada 2024 06:09
Reklama KD Market

Evander Holyfield – Sherman Williams: trzy rundy, których… nie było


Kontuzja i koniec legendy?





Organizatorzy postarali się dla Evandera Holyfielda (43-10, 28 KO) i jego rywala Shermana Williamsa (34-11, 19 KO) o dobrą oprawę w kasynie  „The Greenbrier”:  było przed nim na ringu dwóch pięściarzy, którzy walczyli o tytuły z obecnymi mistrzami świata (Monte Barrett z Davidem Haye i Kevin Johnson z Witalijem Kliczko), zapowiadał znany z przekazów Showtime Jimmy Lennon Jr, usłyszeliśmy opinię gościa wieczoru, Lennoxa Lewisa, o walce z Witalijem Kliczko i zaletach Holyfielda, a za sprawozdawców robiła dwójka bardzo doświadczonych i znających się na rzeczy komentatorów – Benny Ricardo i Al Bernstein. Zabrakło tylko dobrej walki, przerwanej po trzech rundach (wszystkich przegranych przez Holyfielda), kiedy sędziowie uznali, że po przypadkowym zderzeniu głowami w drugiej rundzie i wylewie krwi do oka, Evander nie może kontynuować walki i walka została uznana za niebyłą....


 


Zacznę od Lennox Lewisa, bo było to znacznie bardziej zajmujące od tego, co działo się przed główną walką wieczoru i jego interesującej opinii o walce z Witalijem Kliczko: ”To była ciekawa walka, bo to była walka, w której dostawałem ciosy, co za często mi się nie zdarzało, ale przyznam, że podobało – cios za cios. O walce z Kliczko dowiedziałem się 10 dni przed wyjściem na ring, po prawie rocznej przerwie i być może dlatego walka wyglądała tak jak wyglądała” – mówił Brytyjczyk, który twierdzi, że nie ma takiej sumy na ziemi, która zmusiłaby go do powrotu na ring.


 


Evander Holyfield ma dwa lata więcej niż Lennox, ale ciągle woli walczyć niż komentować. Niewiele pozostało już z jego szybkości poruszania się po ringu, nie potrafi tak zamykać rywali w narożnikach jak za swoich najlepszych czasów, blokować ciosów i oddawać kombinacjami. W Zachodniej Wirginii przeciwko Shermanowi Williamsowi, dziesięć lat młodszemu, ale nie mającemu nawet części doświadczenia czy umiejętności pięciokrotnego mistrza świata wagi ciężkiej,  „The Real Deal” musiał wypaść dobrze, jeśli chciał choćby marzyć o walkach o mistrzostwo świata. Sama ochota przeskoczenia w historii najstarszego do tej pory mistrza świata znaczącej organizacji (45-letni George Foreman) to za mało, by przekonać promotorów.


 


Po nudnej walce i remisie Monte Barretta (34-9-2, 20 KO) z Charlesem Davisem (19-21-3, 4 KO) – tę walkę polecam wszystkim fanom Barretta sugerującym ciągle, że z nim powinien walczyć Tomasz Adamek – i bardziej interesującym, bo przegrany padał po ciosach, które nie dochodziły, zwycięstwie na punkty Kevina Johnsona (24-1, 10 KO) nad Juliusem Longiem (15-15, 13 KO), na ring wyszedł Holyfield. Oczywiście nie od razu – wcześniej około 1000 gości w garniturach musiało przeczekać kolejną porcję muzyki na żywo – tym razem był to jazz.


 


Al Bernstein przekonywał, że  „Tank” Williams nigdy nie trenował tak ciężko w ostatniej dekadzie, jak przed walką z Holyfieldem, który wyszedł do jakże pasującego do jego kariery przeboju  „I’m Still Standing” Eltona Johna. Evander nigdy nie był taki ciężki w swojej karierze, ale już w pierwszej rundzie zademonstrował swoje – jak nazwał go Lewis –  „trzecie najlepsze uderzenie”, czyli dwa ciosy... głową. Wiele więcej się w pierwszych trzech minutach nie działo, poza wyraźnie wściekłym Williamsem, który próbuje trafiać korpus Holyfielda, trenowanego przez tego samego szkoleniowca, który przygotowuje Pawła Wolaka – Tommy Brooksa.  „Czołg” przeplatał to wszystko bitymi zza głowy zamachowymi, które o centymetry mijały głowę mistrza świata, a Evander potrzebował już po drugiej rundzie dłuższej niż przepisowa przerwy. Po przegranych dwóch pierwszych rundach nadal na ringu tym, który zadawał i trafiał więcej ciosów, był Williams – dwukrotnie prawe sierpowe dochodziły szczęki nieschodzącego z linii ciosu, wyraźnie bez refleksu,chwiejącego się Holyfielda, który zaraz po tym, jak usiadł w narożniku po trzeciej rundzie, usłyszał od Brooksa znamienne pytanie:  „Możesz dalej walczyć?”


 


„Trafiał mnie głową, widziałem, że krew spływa mi do oka. Miałem czekać na jeszcze gorszą kontuzję? Nie wiem, czy będę walczył za kilka tygodni z Nielsenem” – powiedział po walce Holyfield.  „Nasza walka miała być już w październiku, wszyscy mnie zwodzili. Trafiłem go moim mocnym ciosem i od tego ma kontuzję. Jak nie może walczyć z Nielsenem, to ja go mogę zastąpić” – odparł wyraźnie zawiedziony Williams.


 


Patrząc na formę Holyfielda, to chyba byłoby najlepsze dla tych, którzy pamiętają go z wielkich walk, po których pozostały już tylko taśmy wideo. Ale kto to powie Evanderowi?


 


Przemek Garczarczyk

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama