Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 08:20
Reklama KD Market
Reklama

Wybrańcy bogów umierają młodo


Ledwie jeszcze pamiętam jak w kraju śpiewają


Fryderyk Chopin 


Wybrańcy bogów umierają młodo. 


 


Może dlatego, by na Olimpie wciąż zachwycać swym blaskiem. Fryderyk Chopin miał 39 lat, gdy jego dusza uleciała w zaświaty. Był genialny, delikatny i wrażliwy.


 


Wyrastał w niezwykłej artystycznej atmosferze. Jego dom rozbrzmiewał muzyką.


 


O Fryderyku mówiono: "to cudowne dziecko". Istotnie, bowiem już w czwartym roku życia potrafił zagrać zasłyszane melodie. Muzyki uczyła go matka, potem Wojciech Żywny, doskonały pedagog. To on rozbudził w chłopcu wrażliwość muzyczną, zapoznał go z dziełami Bacha, Haydna i Mozarta.  


                                                                         


Poznał też polonezy Ogińskiego, Elsnera, Szymanowskiej i Kurpińskiego.


 


Chopin zadziwiał sztuką improwizacji. Debutował w Warszawie w 1818 roku, mając zaledwie osiem lat. Jako trzynastolatek wystąpił w Warszawie na koncercie dobroczynnym. Swym kunsztem muzycznym wzbudził ogromny zachwyt, a sława następcy Mozarta rosła z roku na rok. Studiował w Szkole Głównej Muzyki w Warszawie. Jego pedagogiem był Józef Elsner. To on pozwolił Fryderykowi rozwijać samodzielny talent. 


 


W 1829 roku zdał egzamin dyplomowy. W opinii Elsner napisał: "szczególna zdolność, geniusz muzyczny".


 


Fryderyk bywał nie tylko w salonach szlacheckich i arystokratycznych, poznał też wieś polską. Zauroczył go folklor, obrzędy i obyczaje ludowe. Pieśni i muzyka ludu polskiego utkwiły w jego sercu. Muzyka ludowa była dla niego szczególną pieśnią. Chłonął wszystko co ludowe… mazurki, oberki, kujawiaki. Napisał wtedy pierwsze mazurki: B-dur, G-dur i a-moll. W tych kompozycjach brzmiała polska nuta ludowa.


 


W 1829 roku Chopin pojechał do Wiednia. Tam jego koncerty przyniosły mu uznanie. W naddunajskiej stolicy poznał wybitnych kompozytorów, a wieść o bardzo zdolnym muzyku z Polski obiegła całą Europę. W 1830 roku artysta opuszcza Polskę. Już poza granicami dowiedział się o upadku powstania i wkroczeniu wojsk rosyjskich do Warszawy. Przeżył szok. Dotarł do Paryża, tej artystycznej stolicy świata. Tam poczuł się jak w domu. Tamże wystąpił z wielkimi muzykami odnosząc duży sukces. Debiut paryski był sensacją. Jego talent zapewnił mu dostęp do elit artystycznych Paryża.


 


Chopin był oryginalny, wprowadzał muzykę na nowe tory. Krytycy muzyczni zachwycali się sposobem jego gry i niezwykłą wirtuozerią. W Paryżu był podziwiany i adorowany, znali go wszyscy możni i wielcy. Cała jego twórczość nasączona była jednak wątkami polskimi. Ojczyzna była dla niego największą miłością i natchnieniem. Kochał ją jak matkę, aż do ostatnich dni.


 


Czytelnicy znają biografię Chopina, ale wciąż mało wiemy o ostatnich latach życia tego wielkiego Polaka. Będąc w Paryżu odwiedziłem cmentarz Pere Lachaise i grób Chopina. Na nagrobku płakał smutny anioł, a na mnie patrzył Fryderyk. Sposępniałem i ja w miejscu wiecznego spoczynku tego wielkiego artysty. Błądziłem po nekropolii podziwiając architekturę miasta umarłych, wczytywałem się w smutne epitafia, notowałem w pamięci nazwiska wielkich tego świata, którzy tam śpią. Proust, Molier, Bizet, Balzak, Wilde, Delacroix, Apollinaire, Piaf, Bernhardt… Ale wciąż gdzieś słyszałem szum wierzb nadwiślańskich i mazurki Chopina.


 


Wróćmy zatem do ostatniego roku życia poety fortepianu.


 


W 1848 roku pisał Fryderyk do Solange, że słońce wiosenne będzie jego najlepszym lekarstwem. Wieczorami odwiedzał go Delacroix, który zwykł mawiać: "odwiedzam swego wielkiego umierającego".


 


Dyskutowano o sztuce, wyjeżdżano kabrioletem  na przejażdżki, ale Chopin wciąż tracił siły.


 


"Zdrowie jego pogarsza się powoli; bywają dni znośne, kiedy może wyjeżdżać powozem, bywają też takie, kiedy pluje krwią i ma ataki duszącego kaszlu. Nie wychodzi już wieczorami, może jednak udzielać trochę lekcji, a w lepsze dni bywa nawet wesoły", zanotowała Paulina Viardot.


 


Przyjaciele artysty, by ratować jego zdrowie, znaleźli mu mieszkanie w Chaillot. Było tam trochę spokojniej i Fryderyk mógł oddychać lepszym powietrzem. Poczuł się nawet lepiej, odwiedzali go znajomi. Rodzina Czartoryskich przysłała mu nianię, by nie był tak bardzo samotny nocą.


 


Jego zdrowie pogarszało się, zaczęły mu obrzmiewać nogi, wystąpiły krwotoki i biegunka. Lekarze od gruźlicy uważali, że to ostatnia faza choroby. Osamotniony Chopin czasami jeszcze dawał lekcje, ale wciąż był bardzo słaby. Od czasu do czasu odwiedzał go Cyprian Kamil Norwid.


 


"…Dyszę, kaszlę i ospały jestem, nic nie robię, nic mi się nie chce", pisał zdesperowany do Grzymały.


 


Wreszcie z Warszawy przyjechała jego siostra Ludwika, artysta ożywił się nieco, choć nadal cierpiał na bezsenność. "Wieczorami lubił rozmawiać, opowiadać mi smutki swoje i przelewać w kochające i pojmujące go serce to, co go najmocniej dotykało", pisała potem Ludwika. Miał jeszcze plany wyjazdu do Nicei, by tam spotkać Delfinę Potocką, ale lekarze zbronili mu podróży. Coraz więcej przyjaciół odwiedzało artystę.


 


Norwid zanotował: "Zastałem go ubranego, ale do pół leżącego w łóżku, z nabrzmiałymi nogami, co, że pończochy i trzewiki ubrane były, od razu poznać można było, siostra artysty siedziała przy nim, dziwnie z profilu doń podobna… on w cieniu głębokiego łóżka z firankami, na poduszkach oparty i okręcony szalem, piękny był bardzo, tak jak zawsze, w najpowszechniejszego życia poruszeniach mając coś skończonego, coś monumentalnie zarysowanego...coś, co arystokracja ateńska za religię sobie uważać mogła była w najpiękniejszej epoce cywilizacji greckiej. Owóż przerywanym głosem, dla kaszlu i dławienia, wyrzucając mi począł, że tak dawno go nie widziałem – potem żartował coś i prześladować mnie chciał najniewinniej o mistyczne kierunki, co, że mu przyjemność robiło, dozwalałem – potem z siostrą jego mówiłem – potem były przerwy kaszlu, potem moment nadszedł, że należało go spokojnym zostawić, więc żegnałem go, a on, ścisnąwszy mnie za rękę, odrzucił sobie włosy z czoła i rzekł: "Wynoszę się!" I począł kasłać, co ja, jako mówił, usłyszawszy, a wiedząc iż nerwom jego dobrze się robiło silnie coś czasem przecząc, użyłem onego sztucznego tonu i całując go w ramię rzekłem: "Wynosisz się tak co rok, a przecież, chwała Bogu, oglądamy cię przy życiu". A Chopin na to, kończąc przerwane mu kaszlem słowa, rzekł: "Mówię ci, że wynoszę się z tego mieszkania na Plac Vendome".


 


Istotnie Fryderyk przeniósł się do nowego lokum. Był już bardzo osłabiony. Lekarz nawet zalecił mu spowiedź świętą. Ale Chopin nie chciał się wyspowiadać przed śmiercią, bowiem już od lat nie praktykował i można było powiedzieć, że odszedł od kościoła. Ale jego przyjaciel ks. Jazłowiecki nalegał i prosił go, by się wyspowiadał i przyjął wiatyk. Fryderyk odpowiedział, że nie pojmuje spowiedzi jako sakramentu, później jednak dał się przekonać. Jego stan zdrowia stawał się coraz bardziej poważny, składano mu pożegnalne wizyty. Tuż obok, w sąsiednim pokoju, oczekiwały na jego ostatnią chwilę markizy, księżne i mieszczki. Paulina Viardot, której nie było pośród nich, pisała do George Sand z odrobiną goryczy, że wszystkie wielkie damy Paryża uważają za swój obowiązek zemdleć w jego pokoju. Tłoczyli się także artyści szkicujący go pośpiesznie, a jakiś dagerotypista chciał nawet – o zgrozo – przesunąć jego łóżko do okna, by słońce padało na umierającego.


 


Byli zatem wielbiciele jego talentu ze wszystkich środowisk, i w gronostajach, i w łachmanach. Wszycy przez cztery dni i cztery noce z rzędu na klęczkach odmawiali modlitwy. Mimo pozornego tłumu, otaczała go w zasadzie niewielka grupa ludzi. Była przy nim siostra Ludwika (mieszkała z nim), Solange, księżna Marcelina, która wynajęła mieszkanie na tym samym placu, i parę innych osób. Wielu pragnęło go pożegnać, gdy czuł się lepiej, pozwalał im zbliżyć się do łóżka i rozmawiał z nimi. Polecił, by zniszczyć jego nie ukończone dzieła, a tylko całkowicie ukończone opublikować.


 


Życzył sobie, by jego serce przesłano do Warszawy i żeby na pogrzebie wykonano Requiem Mozarta. 15 października przyjechała z Nicei Delfina Potocka. Zaśpiewała dla niego po raz ostatni. Potem Fryderyk znów osłabł, ale prosił o muzykę. Przysunięto fortepian do drzwi sypialni, a księżna Marcelina z Franchommem zagrali mu Mozarta. Wieczorem odmawiano modlitwę. Chopin milczał, oddychał coraz ciężej, ale jeszcze żył. Gdy lekarz spytał go, czy cierpi, odrzekł, że nie.


 


Chopin nie spał, a Solange siedziała przy nim, trzymając go za rękę. "Nagle chwycił go atak, chcieliśmy mu podać pić, ale śmierć nam przeszkodziła – umarł ze spojrzeniem utkwionym we mnie, był okropny, widziałam w ciemności gasnące oczy. Och, i dusza też umarła", pisała Solange.


 


Umarł o drugiej w nocy 17 października 1849 roku. Wieść o śmierci kompozytora obiegła cały świat. Wzruszający był nekrolog Norwida:


"Rodem warszawianin, sercem Polak, a talentem świata obywatel. Fryderyk Chopin zszedł z tego świata. Umiał on najtrudniejsze sztuki zadane rozwiązywać z tajemniczą biegłością - umiał bowiem zbierać kwiaty polne, rosy z nich ani puchu nie otrząsając najlżejszego. I umiał je w gwiazdy, w meteory, że nie powiem w komety, całej świecące Europie ideału sztukę przepromieniać. Przezeń ludu polskiego porozrzucane łzy po polach w diademie ludzkości się zebrały na diament piękna, kryształami harmonii osobistej. Cały prawie żywot poza krajem spędził dla kraju".


 


W dwa tygodnie po śmierci tłumy żegnały Fryderyka. W kościele św. Magdaleny było kilka tysięcy osób, wielbiciele zebrali się przed świątynią. Zagrano Requiem Mozarta. Na cmentarz Pere Lachaise odprowadzili go artyści i paryżanie. Rok później odsłonięto nagrobek i wmurowano urnę z ziemią z Polski.


 


Umarł Chopin, to jakby słońce zgasło, ale została jego muzyka… mazurki, barkarole, polonezy, ballady, scherza, sonaty, fantazje, walce.


 


Był najdelikatniejszym kwiatem polnym, a wszystko co zabrał z rodzinnej Polski do Paryża, tkwiło w nim aż do śmierci. Odwiedzając grób Fryderyka zostawmy tam fiołki. On kochał te kwiaty. 


Janusz Kopeć



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama