Amerykanie ciągle grają w piłkę i ciągle... nikt tego nie ogląda
Przed piłkarskimi mistrzostwami świata w RPA wiele się w USA pisało o „coraz dynamiczniejszym rozwoju piłki nożnej w Stanach Zjednoczonych” i spodziewanym „skoku oglądalności” kopanej. Skończyło się na pisaniu i pobożnych życzeniach – piłkę nożną w wykonananiu zespołów Major League Soccer ogląda coraz mniej ludzi, a fakt, że mecze pokazywane w TV za pośrednictwem Fox Soccer Channel oglądało w całych Stanach Zjednoczonych mniej ludzi niż przychodzi na JEDEN STADION w czołowych ligach Europy to zgroza. Tak jak fakt, że prezydent zespołu grającego o mistrzostwo USA musi w otwartym liście prosić media o choć trochę zainteresowania klubem czy to, że na finał sprzedano mniej niż 15 tysięcy biletów, trudno nazwać inaczej niż wielką kompromitacją. Ani Thierry Henry w Nowym Jorku, ani Davis Beckham amerykańskiej piłce nie pomogły...
Piłka nożna przegrała z koszykarkami
Piłka nożna w Stanach Zjednoczonych miała już kilka lat temu wedrzeć się do grona sportów elitarnych jak NBA, Major League Baseball czy NHL, bo nikt przy zdrowych zmysłach nawet nie próbował wmówić sponsorom, że zagrozi futbolistom z NFL. Takie były przewidywania włodarzy Major League Soccer, którzy właśnie z myślą o „ciągłym rozwoju” MLS postanowili poszerzyć ligę do 20 zespołów, przynajmniej na razie nie wytrzymały zderzenia z rzeczywistością. 25 meczów regularnego sezonu za pośrednictwem ESPN2 oglądało w sezonie 2010 o ponad 12 procent mniej widzów niż w latach ubiegłych czyli przeciętnie nie więcej niż 249 tysięcy widzów – i mniej niż zapomniana w Stanach zupełnie koszykówka w wykonaniu pań grających w WNBA. Dalej jest jeszcze gorzej: 31 spotkań transmitowanych przez Fox Sports Channel przyniosły kompromitującą przeciętną 51 tysięcy telewidzów chcących oglądąć piłkarską ligę, jakby nie było 24. drużyny rankingu FIFA.
Kibicom należą się porównania. Pomimo atrakcyjnych godzin transmisji nie było w MLS meczu, który oglądało więcej niż 390 tysięcy widzów (LA Galaxy – Seattle Sounders), ale ta sama stacja, ESPN nie miała problemu by przyciągnąć o 7:30 rano czasu nowojorskiego czyli nocą na Zachodnim Wybrzeżu ponad 428 tysięcy kibiców chcących oglądać potyczkę dobrze znanej Lechowi Poznań drużyny Manchester City z Chelsea. Tak samo było na Fox Sports Channel, gdzie powtórki meczów Premier League ściągały przed telewizory więcej kibiców niż pokazywane na żywo spotkania Major League Soccer.
Krytycy powiedzą, że nikt nie ogląda piłki bowiem ESPN i Fox Soccer Channel niewiele robią, by reklamować MLS, że techniczny poziom transmisji jest fatalny, że brakuje kamer, itd., itp. Tylko, że jest to potwierdzenie faktu, że klubowa piłka nożna jest cały czas tylko regionalną, w miarę tanią rozrywką dla tych, którzy mają niedaleko do stadionu. ESPN i Fox Channel nie wydają pieniędzy na reklamę ani nie wysyłają odpowiedniej liczby fachowców do obsługi meczów z logicznego powodu – bo to się nie opłaca.
Komisarz MLS Don Garber przyznał w jednym z ostatnich wywiadów, że Fox Soccer Channel zastanawia się nad odnowieniem kontraktu z MLS, ale „jeśli nie da się go odnowić, to prowadzimy rozmowy ze stacją Versus”. Przy całym szacunku dla Versusa – to tak, jakby polska ekstraklasa negocjowała kontrakt na transmisje rozgrywek ze stacją odbieraną w połowie województwa mazowieckiego i Wielkopolski.
Bankruci grali o mistrzostwo
Pieniądze nie kupują mistrzostwa, ale szansa na to, że zespoły na skraju bankructwa będą na koniec sezonu na dwóch pierwszych miejscach w tabeli Bundesligi, La Liga czy Premier League są praktycznie żadne. W USA, kraju nieograniczonych możliwości tak się właśnie stało – zarówno mistrz USA Colorado Rapids, jak finalista FC Dallas to zepoły, które w równej mierze grały o mistrzostwo, jak o zapłacenie najbardziej spóżnionych rachunków. Jest z nimi tak źle, że prezydent FC Dallas Doug Quinn zamieścił otwarty list do teksańskich mediów praktycznie błagając miejscowe gazety i stacje telewizyjne, by poświęciły choć trochę miejsca zespołowi grającemu o mistrzostwo USA! Obie drużyny grają w dużych aglomeracjach miejskich, ale kibice i tak nie przychodza na ich spotkania. Dallas ma kompromitującą jak na amerykańskie warunki przeciętną 10,800 kibiców na mecz (pięć tysięcy więcej przychodzi w Teksasie na mecze futbolu amerykańskiego... szkół średnich), a Rapids w ostatnich trzech latach nie przekroczyli 14 tysięcy.
Na zakończenie jeszcze jeden fakt dla tych, którzy ciągle wierzą w coraz większą popularność piłki nożnej w USA. W 1998 roku, w pierwszym finale MLS, kiedy gwiazdą był Piotr Nowak, jego Chicago Fire ograło DC United 2:0 na słynnym Rose Bowl w Pasadenie przed ponad 54 tysiącami widzów. Na ostatni finał w Toronto kupiono niespełna 15 tysięcy biletów, resztę rozdano za darmo, ale i tak na oglądanie meczu Dallas – Rapids skusiło się mniej niż 20 tysiecy kibiców.
Przemek Garczarczyk