Thomas Hauser pisze na stronie UFC o Krzysztofie Soszyńskim
Thomas Hauser, jeden z najlepszych amerykańskich dziennikarzy specjalizujacych się w pięściarstwie i sportach walki, poświęca cały artykuł na oficjalnej stronie Ultimate Fighting Championship „Polskiemu Eksperymentowi”, Krzysztofowi Soszyńskiemu (20-11-1). „Ekspertyment” wraca do walki w najbliższą sobotę w niemieckim Oberhausen z Chorwatem Goranem Reljicem, a Hauser zastanawia się, czy Soszyński może dostarczyć kibicom takiego klasyka, jak było w dwóch walkach ze Stephanem Bonnarem... „To były walki, które wyrywają lata z kariery zawodnika, potwornie ciężkie pojedynki, które przeniosły Krzysztofa Soszyńskiego i Stephana Bonnara w miejsca w które tylko najsilniejsi psychicznie i fizycznie mogą pozostać nie dłużej niż moment” – pisze Hauser. Kiedy ta dwójka zawodników wagi półciężkiej zakończyła swój dwumecz, który rozpoczął się w Sydney w lutym, a zakończył w lipcu w Las Vegas, Bonnar stał i patrzył jako zwycięzca w wiwatujących kibiców. Soszyński, pomimo porażki w rewanżu, odetchnął tak, jakby chciał powiedzieć: „Zróbmy to jeszcze raz...” „To było dla mnie coś specjalnego” – mówi Soszyński, który pierwszą walkę wygrał oprzez nokaut w trzeciej rundzie, przegrywając przez KO w drugiej rundzie rewanżu. „Zawsze chciałem być w walce takiej jak ta, a dostać podwójną szansę z Bonnarem było czymś niezwykłym. To dodało moje nazwisko do listy tych twardych zawodników, którzy potrafią zadawać ciosy i atakować bez przerwy, bez wzgledu na to, co sie z nimi dzieje – i takim chce byc zapamiętany. Chcę, żeby pamiętano o mnie jako o fighterze, który zawsze idzie na całość – za każdym razem , kiedy walczy. I mam wrażenie, że takie wojny jeszcze się dla mnie nie skończyły”. Dla przeciętnego kibica to, co działo się podczas walk z Bonnerem byłoby pretekstem do ucieczki głęboko w las, ale zawodnicy jak Soszyński o niczym innym nie marzą. Nikt takiej walki nie może ci już odebrać, a kiedy masz 75 lat i odpoczywasz na bujanym fotelu , możesz się uśmiechnąć, wiedząc, że przez jedną czy dwie noce pokazałeś światu co znaczy być wojownikiem. Że ty to przeżyłeś... „Nie ma niczego złego wygrać z kimś w ciągu 30 sekund, nie jesteś poobijany, pocięty i wszystko jest OK” – dodaje Soszyński. „Ale teraz w UFC każda walka jest twarda. Jest paru takich, którzy szybko zwyciężają, ale jest ich coraz mniej”. Po 19 minutach i 12 sekundach wojny z Bonnarem, Soszyński wie, że walczył ze zdesperowanym rywalem i pomimo, że przegrał rewanż, ten 33-latek nie zamierza dwukrotnie popełnić tego samego błędu. „Z tego co wiem, moja ostatnia walka z Bonnerem była dla niego pojedynkiem na śmierć i zycie. Miałem go załatwionego, byłem lepszy w pierwszej rundzie, ale on miał jeszcze siłę wrócić do walki w drugim starciu. To niezniszczalny twardziel, ciągle atakował. Teraz będę miał takiego samego rywala. Goran Reljic przegrał dwie ostatnie walki, nie chce mieć trzech przegranych i zostać wyrzucony z UFC. Spodziewam się, że zrobi wszystko, żeby tak się nie stało. To będzie jedna z tych walk, w których obaj będziemy posiniaczeni, pokryci krwią, ale po walce obejmiemy się dziekując sobie za udaną walkę”. Dla Krzysztofa Soszyńskiego walka w Niemczech to kolejny okres edykacji, ośmioletnia podróż w której nieraz dobrze obrywał, wracając do UFC po wywalczeniu miejsca w półfinale telewizyjnej serii Ultimate Fighter. Dla wielu był tylko przeciętniakiem, który miał szczęście...” Za każdym razem jak jesteś w UFC dzięki Ultimate Fighter, to zaraz słyszysz takie komentarze jakbyś na ten awans nie zasłużył” – mówi „Polski Eksperyment”. „To jest takie „reality TV show”, gdzie pierwsza czwórka dostaje kontrakt od UFC, ale ja swoje frycowe zapłaciłem. Walczyłem w IFL z wieloma dobrymi zawodnikami, chyba z siódemką tych, którzy wcześniej bili się w UFC zanim jeszcze ja tam trafiłem. Najtrudniejszy dla mnie był fakt, że zacząłem karierę w wieku 25 lat bez kompletnie żadnego zaplecza w niczym, w żadnych z pokrewnych sportów. Dlatego wolno osiągam szczyt moich możliwości. Wiem, że mam 33 lata, ale czuję, że mój organizm pozwala mi wreszcie zostać takim wojownikiem, jakim chciałem być zaczynając z tym sportem przed ośmioma laty. Nauczyłem się MMA twardymi, ciężkimi walkami. Jak wychodzisz bić się z Mike Kyle czy Benem Rothwellem nie mając pojęcia o co w tym sporcie naprawdę chodzi, to się musisz szybko uczyć. Przegrałem jedna czy drugą walkę, może mój dorobek z tymi przegranymi nie jest imponujący. Ale gdyby nie te przegrane, nie wiedziałbym dziś jak walczyć...” Przemek Garczarczyk