Ameryka od środka
Od pewnego czasu pełno jest doniesień o “spontanicznej” rewolucji politycznej, której zasadniczym nośnikiem ma być tzw. ruch herbaciany, czyli “Tea Party Movement”. Mówi się, że jest to masowa akcja “oddolna”, organizowana przez kompletnie sfrustrowanych i zawiedzionych obecną sytuacją Amerykanów – zwykłych, przeciętnych obywateli, którzy mają wszystkiego dość.
To, że liczni wyborcy mają po dziurki w nosie waszyngtońskich przepychanek nie ulega żadnej wątpliwości. Jeśli jednak chodzi o domniemaną spontaniczność “herbacianej rewolucji”, jest ona w znacznej mierze finansowana przez schowanych za węgieł miliarderów, których ideologia i zamierzenia na przyszłość przyprawiłyby większość Amerykanów o palpitacje serca.
Główną finansową siłą napędową Tea Party są bracia David i Charles Koch, którzy wspólnie należą do najbogatszych ludzi świata. Stoją na czele firmy Koch Industries, która ma od lat powiązania z wielkimi koncernami naftowymi. To oni inwestują ogromne pieniądze w wiece, kampanie wyborcze, materiały propagandowe, reklamy, itd. A skoro tak, to dość istotne jest to, czego ci panowie chcą.
Być może należałoby zacząć od ich ojca, Freda Kocha, który w swoim czasie był w zarządzie superkonserwatywnego Birch Society i który w roku 1963 wygłosił przemówienie, w którym ostrzegał, iż Ameryce grozi tajne przejęcie przez komunistów “infiltrujących najwyższe rangą urzędy, aż do urzędu prezydenta”. Retoryka ta doskonale pasuje dziś do często powtarzanych bredni o socjalizmie Obamy.
Syn Freda, David Koch, w roku 1980 kandydował do urzędu wiceprezydenta z ramienia Partii Libertariańskiej i uzyskał dokładnie 1% głosów. W czasie swojej kampanii proponował zniesienie Social Security, zlikwidowanie FBI i CIA, eliminację wszystkich szkół publicznych, likwidację wszystkich federalnych regulacji prawnych dotyczących bankowości i biznesu, itd. Jeśli ktoś myśli, że od tamtych czasów się zmienił, myli się. Bracia Koch namiętnie głoszą, że wszelkie doniesienia o ocieplaniu się klimatu naszego globu to “spisek lewicy”. Uważają też, że istnienie zasiłków dla bezrobotnych to błąd, podobnie zresztą jak istnienie innych programów socjalnych, na czele z Medicare i Medicaid.
Są to poglądy – mówiąc łagodnie – ekstremalne. Jednak coraz częściej widać zbieżność między tym, co chcieliby z Ameryką zrobić bracia Koch i programem oferowanym przez “wschodzące gwiazdy” ruchu herbacianego – Sharron Engel w Arizonie, Joe Miller na Alasce, itd. Składa się to w sumie na bardzo cienką herbatkę polityczną. Gdyby o tym wszystkim wiedzieli czołowi działacze Tea Party, może by się przez chwilę zastanowili, może zaczęliby mieć wątpliwości co do skrytych w cieniu sponsorów ich ruchu. Jednak przeważnie nie wiedzą. Bracia Koch nigdy nie pokazują się publicznie i nigdy nie mówią o swoich powiązaniach finansowych z organizacjami politycznymi. Tym samym wykorzystują zwykłych, mocno zirytowanych Amerykanów do realizacji wizji Ameryki wyłącznie dla ludzi bogatych i wpływowych. Jest to Ameryka, w której wielkie korporacje mogą absolutnie wszystko i nie są w żaden sposób kontrolowane, natomiast reszta w zasadzie się nie liczy.
Wszystko to nie jest w USA niczym nowym. W swoim czasie zakulisowi miliarderzy wspomagali czynnie ruch na rzecz odsunięcia od władzy “socjalisty” F. D. Roosevelta, a potem podobne spiski knowane były przeciw prezydentowi Kennedy’emu. Ameryka zapewne ponownie da sobie jakoś radę z tymi zakusami. Jednak zanim do tego dojdzie i zanim nastąpi odwrót od tego rodzaju ekstremizmu, może upłynąć sporo czasu. Będzie to czas fatalny dla wszystkich z wyjątkiem tych, którzy siedzą na górach pieniędzy i którym marzy się państwo kompletnie bezwolne w ich rękach. Szkoda, że Glenn Beck, który tak płomiennie przemawiał w Waszyngtonie i którego słuchały w fanatycznym natchnieniu masy, ani słowem nie wspomniał o tym, w czyjej kieszeni siedzi.
Andrzej Heyduk