W ubiegłą sobotę gościnna Art Gallery Kafe otworzyła swoje podwoje dla debiutującego w roli poety Andrzeja Krzysztofiaka.
Jego umiłowanie poezji stało się źródłem podjęcia próby własnych sił twórczych. I oto powstał pokaźny zbiór wierszy, z których cykl zatytułowany „Kwiaty z ogrodu mojej wyobraźni” autor zdecydował się zaprezentować szerszej publiczności.
Każdy z prezentowanych wierszy nosił w tytule nazwę kwiatu (np. „Zawilec”, „Magnolia”, „Bratek”, „Maki”, „Rudbekia”, „Wawrzynek-wilczełyko”) i zawierał nie tylko sugestywny i malowniczy opis kwiatu z elementami personifikacji, ale także romantyczne odniesienia do przeżytych chwil czy też po prostu zabawną historyjkę z opisywanym kwiatem w tle.
Warto odnotować walor poznawczy twórczości Krzysztofiaka. Niektórzy widzowie po raz pierwszy usłyszeli o istnieniu takiego kwiatu jak np. rudbekia. Jak się okazuje, nazwę tę kwiat zawdzięcza Karolowi Linneuszowi – słynnemu szwedzkiemu botanikowi (XVIII w.), który w ten sposób podziękował swojemu nauczycielowi Olafowi Rudbeckowi, profesorowi historii naturalnej (jak wtedy nazywano botanikę) za posadę ogrodnika w uczelnianym ogrodzie botanicznym. I o tym wspomina autor wierszy w utworze „Rudbekia”.
Każda z pań, przychodzących do Art Gallery Kafe, przy wejściu otrzymywała kartkę z nazwą kwiatu po to, by później towarzyszyć na scenie znakomitemu Krzysztofowi Arsenowiczowi, prezentującemu z właściwym sobie wdziękiem wiersz o takiej właśnie nazwie.
Przyjazna atmosfera, pełna ciepła i łagodności, odpowiednia do tematyki wieczoru scenografia, której głównym elementem była wystawa fotograficzna „Kwiaty w fotografii Andrzeja Krzysztofiaka”, znakomita oprawa muzyczna wieczoru (także autorstwa A. Krzysztofiaka), oraz świetne wykonanie wierszy pozwalają uznać wieczór za udany.
A swoją drogą – któż z nas dziś ma czas, kto z nas potrafi pochylić się nad źdźbłem trawy, rozczulić się kroplą rosy czy urokiem wiosennego deszczu, dostrzegając piękno otaczającej nas przyrody?
Wiem na pewno, że Andrzej Krzysztofiak to potrafi!
Maria Hołowińska