Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 29 września 2024 14:29
Reklama KD Market
Reklama

U ostatniego dowódcy legendarnego batalionu “Zośka”


Stara to prawda – przypadek jest sprzymierzeńcem dziennikarza. Szczęśliwy traf sprawił, że w Chicago spotkałem niezwykłego rodaka, z którym na co dzień niełatwo się zetknąć, gdyż pozostaje na poboczu głównego nurtu życia polonijnego. W tym skromnym, właściwie niepozornym mężczyźnie (który przy bliższym kontakcie ujmuje ciekawą osobowością) odnajduję jednego z najdzielniejszych żołnierzy powstania warszawskiego. Był ostatnim dowódcą legendarnego batalionu “Zośka”. Nazywa się Bolesław Stańczyk, pseudonim – “Xen”. 



Dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Z żołnierzami “Zośki” walczył od pierwszego dnia powstania na Woli, później na Starówce. Po przejściu górą do Śródmieścia i ich odkomenderowaniu na Czerniaków został – w stopniu porucznika – adiutantem i zastępcą dowódcy brygady dywersyjnej “Broda 53”. Z jej resztkami przeszedł wreszcie na Mokotów i tu został dowódcą, już wtedy garstki żołnierzy “Zośki”.


 


Wspaniały batalion “Zośka” w tych końcowych walkach na Mokotowie stanowił wraz z niedobitkami żołnierzy ‘‘Parasola” trzon niegdyś elitarnego zgrupowania podpułkownika “Radosława”.



– Jak przebiegała pana wędrówka w tej fazie walk?



Z Czerniakowa na Mokotów przebijały się resztki “Brody 53” – czyli pozostałości żołnierzy ”Zośki’’ i “Parasola”. Część ich dotarła kanałami na Mokotów. Wśród tych powstańców był kapitan Wacław Micuta, pseudonim “Wacek’’. Ja byłem jego zastępcą.


 


– Gdzie pan walczył  w szeregach “Zośki” na Mokotowie?



Na Woronicza i w próbie odbicia “Królikarni”. Ubezpieczałem też właz do kanału w rejonie ulicy Szustra.


 


– W jakich okolicznościach przejął pan dowództwo ‘‘Zośki”?



W czasie walk na Mokotowie podpułkownik “Radosław” wydał rozkaz przejścia kanałami do Śródmieścia. Wtedy to kapitan “Wacek” ze względu na zły stan zdrowia zdecydował się zostać na Mokotowie, mnie nakazując przejęcie dowództwa. Nastąpiło to w obecności kapitana “Zygmunta” – Zygmunta Zbichorskiego.


 


– Ilu żołnierzy przeprowadził pan do Śródmieścia?


 


Trzydziestu czterech. We wcześniejszych walkach batalion poniósł olbrzymie straty. Mimo stopniałych szeregów, ‘‘Zośka” ciągle zachowywała pewną siłę bojową. Wracając jeszcze do przejścia z Mokotowa do Śródmieścia: była to forsowna wędrówka, w dodatku przedzieraliśmy się z rannymi. Znajdował się wśród  nich ciężko ranny kapitan “Zygmunt”, pełniący funkcję oficera technicznego tak zwanego plutonu pancernego – dzisiejszy profesor Politechniki Warszawskiej.


 


Doszliśmy do Śródmieścia dwudziestego siódmego września nad ranem – bez strat – wychodząc z kanału u zbiegu ulicy Wilczej i Alei Ujazdowskich.


 


– Na Woli batalion “Zośka’’ brał udział w uwolnieniu z obozu w byłej hali pofabrycznej kilkuset Żydów...



Tak. Piątego sierpnia w czasie walk “Zośki” na Woli w pobliżu ulicy Gęsiej dostrzegliśmy baraki z rozstawionymi wokół wieżyczkami wartowniczymi z załogą wyposażoną w broń maszynową. Dowódca “Brody 53”, awansowany wówczas na majora – “Jan”, Jan Andrzejewski, postanowił odbić uwięzionych. W godzinach południowych podjęła się tego zadania trzecia kompania batalionu “Zośka” pod dowództwem podporucznika Andrzeja Romockiego, ps. “Morro”. Dla wsparcia użyto czołgu niemieckiego, jednego z dwu zdobytych na Woli. Akcją dowodził porucznik “Wacek’”. Ja nie uczestniczyłem w tym działaniu, bo przebywałem na innym odcinku “Zośki”.


 


– Kim byli więźniowie?


 


Żydami różnych narodowości, wśród których znalazło się około stu trzydziestu Żydów polskich. Oswobodzono łącznie bodaj trzystu czterdziestu ośmiu Żydów. Kilkudziesięciu dołączyło do oddziałów powstańczych. Paru z nich było w moim batalionie do końca. Chyba trójka Żydów z tego obozu przeszła ze mną później kanałami do Śródmieścia. Opowiem ciekawostkę. Jeden z odbitych Żydów o imieniu Gutek twierdził ni mniej, ni więcej, że jest szwagrem Kaganowicza. Mówił przy tym: “Jak przyjdą nasi zza Wisły, nic złego nam nie zrobią. Nie ma się czego obawiać. Mój szwagier to przyzwoity człowiek i w razie potrzeby na pewno wyjaśni Stalinowi, co należy. Włos z głowy nam nie spadnie...”.


 


Na dwa, może trzy dni przed pójściem do niewoli Gutek oświadczył, że zamierza przepłynąć na Pragę. Zabrał dwóch kolegów i wyruszyli kanałami ku Wiśle. Wychodząc z kanału, natknęli się na ogień niemieckich karabinów maszynowych. Gutek zginął, jego towarzysze zawrócili...


 


– Wprost z powstania trafił pan do niewoli i następnie do obozu.



Nie oszczędzono mi, podobnie jak innym żołnierzom, takich obozów, jak: Bergen-Belsen, Gross-Born, Falingbostel.


 


– Batalion “Zośka” został odznaczony przez polskie władze emigracyjne w Londynie – w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym ósmym roku – Orderem Virtuti Militari. Tym najwyższym wojskowym odznaczeniem uhonorowano również niektórych uczestników powstania. Czy pana również?



Tak się złożyło, że jestem jedynym oficerem, który pełnił obowiązki dowódcy “Zośki”, ale któremu nie przypadł w udziale ten zaszczyt. Zostałem natomiast dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Przed dwoma laty w dniu święta narodowego – jedenastego listopada – jako pierwszy uczestnik powstania mieszkający w Chicago zostałem uhonorowany w konsulacie RP Krzyżem Powstania Warszawskiego.


 


Jeśli idzie o Order Virtuti Militari dla mnie, to wiem tylko tyle, że w latach siedemdziesiątych Marian Małkowski, pseudonim “Marian”, pełniący wtedy funkcję sekretarza “Radosława” do spraw batalionu ‘‘Zośka”, powiadomił mnie, że pułkownik po wizycie w Londynie polecił wystawić wniosek o nadanie mi Virtuti Militari i przekazać go na ręce pułkownika Mandziary. Niestety, jakoś niedługo po tym Małkowski zmarł na serce i sprawa mego odznaczenia utknęła w martwym punkcie.


 


– Czcimy pięćdziesiątą rocznicę wybuchu powstania. To szczególna okazja do przypomnienia światu o tym heroicznym czynie Polaków.



Właśnie. Bo świat niewiele albo zgoła niczego nie wie o powstaniu, które przecież było największym w historii ludzkości aktem zbrojnym armii podziemnej i ludności cywilnej jednego miasta. W Ameryce nie wie się, że powstanie w ogóle miało miejsce. No cóż, zaniedbaliśmy temat. Nasi pisarze i filmowcy. Ci, którzy przeżyli powstanie najgłębiej, wykazali najsłabsze pióro. A przecież takim dramatem wojennym jak powstanie warszawskie świat mógłby się fascynować.


 


Dowódca ‘‘Brody 53”, kapitan “Jerzy” – Ryszard


 


Białous – który w pewnym okresie pełnił obowiązki dowódcy “Zośki”, otrzymał po wojnie od Amerykanów propozycję współpracy przy napisaniu scenariusza, na podstawie którego zostałby zrealizowany obraz fabularny o powstaniu. Odrzucił propozycję, obawiając się, że Amerykanie zrobią film w stylu hollywoodzkim. Szkoda, bo mimo wszystko było to jakieś świadectwo – dla masowego odbiorcy – heroizmu Warszawy. A tak świat ma białą plamę.


 


Bolesław Stańczyk jest z zawodu inżynierem, projektantem mostów. Ukończył politechnikę w Chicago. 



Przez 27 lat pracował w jednej z największych kompanii kolejowych: Chicago-Milwaukee-Pacyfic Rail Road. Kompania (zresztą prywatna, bo w USA koleje są prywatne) miała ponad 10 tysięcy mil linii kolejowych. Przebiegały nad nimi mniejsze lub większe mosty. Inż. Stańczyk projektował mosty, nadzorował ich budowę, prowadził i prowadzi jeszcze inspekcje.



*“Szare Szeregi”, “Zośka”, ‘‘Parasol”... nazwy szeroko znane, utwalone na tablicach pamiątkowych, nadawane szkołom, drużynom harcerskim, ulicom... Ich rodowód sięga września 1939 roku jako konspiracyjnego Związku Harcerstwa Polskiego.


 


Do powstania ‘‘Zośka” weszła jako jeden z oddziałów zgrupowania ppłk. “Radosława” – Jana Mazurkiewicza, kolejnego szefa “Kedywu” GK AK. Jego trzonem była brygada dywersyjna “Broda 53”.


 


1 sierpnia, w miejscach koncentracji zgrupowania “Radosław”, stawiło się około 2300 powstańców, w tym 271 żołnierzy “Zośki”. Do jego szeregów dołączył tego dnia por. “Xen” – Bolesław Stańczyk.


 


W czasie powstania, w miarę napływu ochotników, stan “Zośki” wzrósł do 520 żołnierzy. Poległo 360, a więc siedemdziesiąt procent. Ogółem w akcjach konspiracyjnych, obozach, więzieniach i na szlaku bojowym powstania – wiodącym od Woli przez Stare Miasto, Czerniaków, po Mokotów i Śródmieście – zginie 453 żołnierzy, w tym wszyscy dowódcy plutonów i ich zastępcy. 


 


Pluton “Alek” z kompanii “Rudy” straci w walkach siedmiu kolejnych dowódców. Polegli żonierze to olbrzymia strata dla harcerstwa. Wśród nich znalazło się 48 harcerskich instruktorów – harcmistrzów i podharcmistrzów.


 


Zbigniew K. Rogowski



“Przekrój”, Warszawa, 18 września 1994 r.



Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama