Dlaczego jest tak popularna i chętnie grana? Ponieważ mimo niewielkiej obsady ( 2 mężczyzn) zawiera emocje i filozofię życia godne sztuk szekspirowskich. Eric-Emmanuel Schmitt jest dramaturgiem, pisarzem i filozofem francuskim. Zaledwie w ciągu dekady jego dzieła weszły do kanonu klasyki literatury.
Jest jeszcze młody (50 lat), ale dzięki swojej twórczości od momentu debiutu w 1991 roku obsypany został rozlicznymi nagrodami. Książki Schmitta przetłumaczono na 40 języków, sztuki wystawiano w ponad 50 krajach, a część z nich została sfilmowana. Nic zatem dziwnego, że Alicja Szymankiewicz wybrała tego autora, aby zaprezentować jego twórczość w prowadzonym przez siebie Teatrze przy Stoliku. Trzeba podziwiać Alicję za umiejętność doboru najciekawszych, najambitniejszych i najbardziej aktualnych sztuk z bogatego repertuaru polskich teatrów. Oczywiście tych kameralnych, dostosowanych do niedużej obsady i niewymagających wystawnej scenografii. Za to naładowanych treścią zmuszającą do przeżywania i refleksji.
Dramat, którego premiera odbyła się w piątek 29 stycznia w Art Gallery Kafe, przepełniony jest niespodziankami, wieloznacznością i tajemnicami miłości. Dialog pomiędzy dwoma bohaterami: pisarzem-noblistą, który osiadł na wyspie, aby mimo sukcesu uciec od świata, oraz młodym dziennikarzem, który upiera się, aby z pisarzem przeprowadzić wywiad, skrzy się od narastających emocji. Ujawnia ich grę psychologiczną i poglądy na temat miłości. Właśnie życiowe wybory i postawy obu mężczyzn, chociaż diametralnie różne, łączy jednak ktoś, kto odegrał w ich życiu ogromną rolę. Kobieta, o której mówią, którą wspominają, o której nie są w stanie zapomnieć. Nagle całe ich życie okazuje się być inne, niż się wydawało. W Teatrze przy Stoliku wystąpili: Alicja Szymankiewicz jako wprowadzająca w temat sztuki oraz narratorka, Stanisław Wojciech Malec jako pisarz i Andrzej Krukowski – dziennikarz. Główni aktorzy role zagrali perfekcyjnie, nie tylko dobrani wizualnie, ale też emocjonalnie. St. Wojciech był przekonywującym Ablem Znorko, zgorzkniałym, zjadliwym i uszczypliwym samotnikiem, który narzuca swoje zdanie i warunki innym. Andrzej Krukowski znakomicie przekształcał graną przez siebie postać od zabiegającego o wywiad dziennikarza do znającego życie i miłość filozofa. A teza, którą wypowiada Eric Larsen ustami aktora, głęboko poruszyła widownię. Bo kto się nie wzruszy stwierdzeniem: „Trzeba odwagi, by zbliżyć się do drugiego człowieka, nie wstydzić się swoich słabości i ograniczeń. Odwaga jest potrzebna, żeby kochać i żeby uciec od miłości, umierać i przeżywać agonię kogoś bliskiego. I żyć pomimo wszystko”.
Ja się wzruszyłam.