Weźmiemy też udział – pośrednio, rzecz jasna – w obchodach 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej, ale także przypomnimy o ofiarach bomb atomowych zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki. Mija też 30 lat od wspaniałego Sierpnia 1980, bez którego nie byłoby wolnej wreszcie, demokratycznej Polski. Jak twierdzą organizatorzy obchodów w tym roku, po raz pierwszy ma nie być podziałów i pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku staną ramię w ramię wszyscy liczący się uczestnicy tamtych wydarzeń, których i ja byłem naocznym świadkiem.
Tyle o rocznicach, bo przecież nie tylko nimi żyje świat. Oto wchodzimy w drugą dekadę XXI wieku nie wiedząc, co nam niesie. Najbliższymi spełnienia są zapewne zwolennicy teorii o końcu świata, jaki ma nastąpić 21 grudnia 2012 roku. Gdyby miało się to spełnić, wszyscy, za jednym zamachem, przeniesiemy się do Nieba, Doliny Jozafata, na łono Abrahama, czy jak tam to nazwać, ale nie jestem pewien, czy nie istniejąc będziemy szczęśliwsi... To był – oczywiście – żart. Życie toczy się dalej, a przed nami nowe problemy i nowe pytania: czy przetrwamy kryzys? Czy i kiedy skończą się wojny w Iraku i Afganistanie? Czy i kiedy prezydent Obama zrobi coś dla Polonii i dla Polski, a Ameryka ostatecznie zniesie obowiązek wizowy dla naszych rodaków? Kiedy dojdzie do tak oczekiwanej przez nas kanonizacji Jana Pawła II? I wreszcie: czy kiedyś doczekamy czasów, gdy nie wszystko będzie produkowane w Chinach. Nie wiem jak Ty, Drogi Czytelniku, ale ja chciałbym poznać odpowiedzi nim nadejdzie rok 2020, a wraz z nim kolejny wianuszek okrągłych rocznic.
Piotr K. Domaradzki