Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 16:30
Reklama KD Market
Reklama

Helena Rubinstein – Cesarzowa Piękna

Nazywano ją Cesarzową Piękna, czasem Cesarzową z Krakowa. O jej względy zabiegali wszyscy. Mężczyzn wabiła urodą i pokaźnym majątkiem, a panie wciąż pytały co robić, by zachować urodę i czar.
"...urodziłam się w Krakowie w 1870 roku, miałam osiem sióstr. Kraków wyglądał wówczas jak średniowieczne miasto. W naszym domu paliła się lampa naftowa i krzątała się mama. Ojciec zajmował się drobnym handlem", napisała w autobiografii.
"Zewnętrzny urok i wewnętrzne piękno da ci siłę, żeby kontrolować twoje życie... pamiętam słowa mamy.
Mama czesała nas wieczorami przy piecu... mnie, Paulinę, Różę, Reginę, Stellę, Cześkę, Mańkę i Ernę. Zachwycona była naszymi lokami. Ile piękna daje Bóg, a ile sami tworzymy, mawiała mama nacierając nasze policzki kremem, uczyła nas szycia i haftowania (...)”.
Gdy miała 18 lat chciała podjąć studia medyczne, ale uczulenie na środki antyseptyczne uniemożliwiło jej realizację planów. Ojciec pragnął, by poślubiła 35-letniego wdowca, ale ona zakochana w studencie medycyny, Stanisławie, zdecydowanie odrzuciła małżeństwo. Zrozpaczona pojechała do wujka, do Australii. We wspomnieniach pisała...: "jechałam trzy miesiące, najpierw pociągiem do Hamburga, potem przez kanał Sueski, Ocean Indyjski do Melbourne". Ale podobno nie pretekst miłosny był powodem wyjazdu, ale chęć pomocy rodzinie. W Australii tęskniła za Krakowem, a wszyscy zachwycali się jej alabastrową cerą. "To dzięki kremowi z Polski", mawiała dumnie. Przywiozła ze sobą kremy firmy Valaze, produkowane według patentu braci Lyzuskich. To mama dała jej na drogę krem marki Valaze i błogosławieństwo... "dbaj o cerę". Miejscowe damy wyrywały sobie z rąk ów specyfik, który przywiozła Polka, chronił przed słońcem i wiatrem, a sprytna Helena udzielała porad, jak stosować owe kremy.
"...mogłabym tu zostać na stałe, nawet oświadczano mi się, otworzyć jakiś sklepik i żyć. Ale ja tęsknię za Krakowem... Opuściłam mojego wujka, udając się do Melbourne, do pani, którą poznałam na statku, w drodze do Australii. Miałam uczyć jej dzieci niemieckiego. Ale stało się inaczej. To od niej pożyczyłam 250 funtów i kilka krzeseł. Otworzyłam salon piękności "Valaze" . Z Polski nadeszła receptura na produkcję kremu i tak rozpoczęła się moja kariera. Gdy odwiedziła mnie reporterka z Sydney i napisała o mnie, posypały się zamówienia, otrzymałam ich 15 tysięcy. Nie mogłam sprostać temu wszystkiemu. Przyjechał dr Lyzuski. Był rok 1902".
Pierwsze kosmetyki pichciła w kuchni niczym wróżka lub czarownica, mieszając zioła i migdały.
Ale po dwóch latach dorobiła się już sporego majątku. Przyjechała do niej siostra Cześka, która studiowała chemię w Berlinie.
"Kobiety na antypodach pragnęły bardzo pielęgnować cerę moimi kremami. Ale ja byłam ciekawa świata, wyjechałam w podróż po Europie, do Polski. Odwiedziłam salony piękności w Paryżu i Londynie". Szczególnie podobał się jej Londyn. Tam 37-letnia już panna Helena wyszła za mąż, za Edwarda Titusa – amerykańskiego dziennikarza polskiego pochodzenia. Oworzyła własny salon piękności.
"...W Anglii czułam się jak cudzoziemka, takie zamknięte tam było towarzystwo. Poznałam Izadorę Duncan, wybielałam cery pięknościom hinduskim. Razu pewnego spotkałam Artura Rubinsteina, zawsze serce bije mi mocniej, gdy spotykam rodaków z Polski. Marzyliśmy wciąż o Paryżu, było w nas coś z Cyganów, we mnie i moim mężu. Pojechaliśmy tam, otworzyłam znów salon piękności".
Same sławy odwiedzały jej salon. Colette, Jean Cocteuax. To Jean nazwał ją "Cesarzową Piękna". Istotnie, bowiem Helena Rubinstein stworzyła na początku XX wieku prawdziwe imperium urody, znacznie wyprzedzała swą epokę w Europie, zakładając salony piękności. Tworzyła rewolucyjne receptury kremów.
Była niczym wędrowny ptak, wciąż chciała lecieć dalej i dalej. Popłynęła za ocean, do Ameryki. Był rok 1915, wtedy to porzucił ją mąż. Gdy sławna już "Bogini Piękności" ujrzała Amerykę, była oczarowana tym krajem, “tyle tu entuzjazmu, młodzieńczego ducha i nadziei. Ale tutejsze kobiety mają czerwone nosy i zszarzałe wargi. Ich twarze pokryte ohydnym pudrem są blade i wyglądają jak gipsowe maski”.
Tu powstały nowe salony piękności, a ona stała się sławna i bogata. Pod koniec wojny była już miliarderką. Fascynowało ją piękno, kolekcjonowała dzieła sztuki. W jej salonach bywali: James Joyce, Ernest Hemingway, William Faulkner. "Nie miałam czasu – jak się zwierzyła – czytać ich książek", ale musiała płacić za nich rachunki w restauracjach... W 1950 roku jej koncern liczył 154 fabryk i 32 instytuty na całym świecie i produkował sto tysięcy słoików kremu dziennie.
Helena Rubinstein miała barwne życie, dwóch mężów, wiele podróżowała, gromadziła dzieła sztuki i ciągle była piękna. Lśniła jak perły, którymi się otaczała. Portretowali ją sławni artyści, tej miary co Picasso.
Uroda wielką damą jest, wiedzą o tym wszystkie panie, ale chyba najlepiej wiedziała o tym Helena Rubinstein.
Janusz Kopeć
styczeń 2010 r.

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama