Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 27 września 2024 04:27
Reklama KD Market

Wybory w Chicago to stres

Zorganizowanie wyborów w Chicago kojarzy mi się ze stresem, bardzo ciężką pracą, nieprzespaną nocą wyborczą.... Rozmowa z Mariuszem Brymorą, w latach 1999 - 2003 Konsulem w Chicago, a w latach 2005 - 2009 Radcą Ambasady RP w Waszyngtonie. Mariusz Brymora jest obecnie Naczelnikiem Wydziału Współpracy z Placówkami w Departamencie Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ.
Zorganizowanie wyborów w Chicago kojarzy mi się ze stresem, bardzo ciężką pracą, nieprzespaną nocą wyborczą.... Rozmowa z Mariuszem Brymorą, w latach 1999 - 2003  Konsulem w Chicago, a w latach 2005 - 2009 Radcą Ambasady RP w Waszyngtonie. Mariusz Brymora jest obecnie Naczelnikiem Wydziału Współpracy z Placówkami w Departamencie Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej MSZ.   Czy przygotowanie wyborów poz Polską (w Pana wypadku na terenie USA) to duże wyzwanie dla placówki dyplomatycznej? To wielkie wyzwanie. Każde z wyborów, a organizowalem w Chicago zarówno wybory prezydenckie, jak i parlamentarne, jak i referendum w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej, to była swego rodzaju "akcja", która trwała przez kilkanaście tygodni i wymagała od pracowników Konsulatu dużego poświęcenia, pracy ponad godziny, podróżowania, etc, a wszystko to trzeba było zrobić niezależnie od normalnej działalności placówki, która nawet na moment nie mogła być przerwana.
fot. Archiwum/ Mariusz Brymora, były Konsul RP w Chicago i były Radca Ambasady RP w Waszyngtonie
Co w takich przygotowaniach było największym wyzwaniem? Główne wyzwanie było oczywiste - żeby w efekcie wspomnianych przygotowań przeprowadzić wybory w sposób spokojny, bez naruszeń obowiązujacych przepisów, zapewniając możliwość uczestnictwa w tym akcie każdemu z uprawnionych, kto chciał to zrobić. Dużym wyzwaniem jest trudność przewidzenia, ilu obywateli polskich zechce wziąć udział w wyborach, a co za tym idzie zaplanowanie odpowiedniej ilości komisji wyborczych i  właściwe ich rozmieszczenie. Ta trudność bierze się z różnych powodów. Po pierwsze nigdy dokładnie nie wiadomo, ilu Polaków przebywających na obszarze danego okręgu konsularnego wciąż posiada ważne polskie paszporty, a jest to warunek konieczny udziału w wyborach. Po drugie, wśród Polonii amerykańskiej istnieją dwa zdecydowanie odmienne podejścia do kwestii uczestnictwa w wyborach. Część Polonii z założenia nie bierze udziału w wyborach polskich, pomimo swojego uprawnienia do udziału w nich, ponieważ twierdzi, że mieszkając, pracując, płacąc podatki i głosując w Stanach Zjednoczonych nie powinni tego robić. Inni z kolei twierdzą, że co prawda mieszkają i pracują w Ameryce, ale czują sią Polakami i chca głosować. Oba te podejścia rozumiem i szanuje, ale dla organizatorów wyborów stanowią one dodatkową trudność.     Czy różnice między Polonią chicagowską a waszyngtońską przekładały się na atmosferę głosowania? I tak i nie. Z jednej strony takie same procedury i wymagania, a więc bardzo podobna atmosfera powagi i przekonania o uczestnictwie w czymś ważnym. Z drugiej zaś, ze względu na ogromna różnicę w liczebności Polonii waszyngtońskiej i chicagowskiej, temperatuura wyborczego dnia w obu miastach była diametralnie różna. W Waszyngtonie jedna komisja i kilakset osób, w Chicago zwykle 7 - 8 komisji i kilka tysięcy wyborców.  Wśród chicagowskiej Polonii krążyła w tym roku informacja o rzekomej instrukcji, którą miał dostać konsulat, by utrudniać Polonii rejestrację do wyborów. W przeszłości też zdarzały się spisowe teorie? To jakaś bzdura, której nie warto powtarzać. Utkwiła Panu w pamięci jakaś szczególna sytuacja związana z polskimi wyborami odbywającymi się w USA? Było ich sporo, ale staram się pamiętać tylko te miłe. Z 2000 roku np., kiedy jeszcze nie było wymagania uprzedniej rejestracji do wyborów, utkwił mi w pamięci obrazek  - z pożnego popołudnia w dniu wyborów - kolejki do Konsulatu, która ciagnęła sie z pierwszego piętra na dół, potem na zewnątrz budynku, zakręcała na chodnik i dalej wzdluż Lake Shore Drive - tyle było chętnych do głosowania. To były moje pierwsze wybory z Polonią - patrzyłem na te kolejkę z dreszczykiem emocji i podziwu. Zupełnie inne wspomnienie wiąże się z referendum unijnym w roku 2003. To wydarzenie spotkało się z takim zainteresowaniem mediów amerykańskich, jak żadne inne wybory. Jako przewodniczący Zespołu odpowiedzialnego za przeprowadzenie referendum w chicagowskim okręgu konsularnym udzieliłem informacji wszystkim największym amerykańskim stacjom telewizyjnym i agencjom prasowym. W Konsulacie zjawiło się bodaj 7 kamer amerykańskich telewizji. I wszyscy pytali, czy Polacy opowiedzą się za wejściem do struktur unijnych i co to zmieni dla naszego kraju. Nie tęskni Pan za atmosferą wyborczą w polonijnym wydaniu? Jak wspomniałem, zorganizowanie wyborów w Chicago to bardzo trudne zadanie, a więc wszystkie te sytuacje kojarzą mi sie ze stresem, bardzo ciężka praca, nieprzespaną nocą wyborczą itd. Ale z perspektywy czasu, nawet te trudne chwile miło się wspomina... Rozmawiała Małgorzata Błaszczuk Copyright ©2010 4NEWSMEDIA. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Podziel się
Oceń

ReklamaDazzling Dentistry Inc; Małgorzata Radziszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama