Jestem fanką faszerowanych jajek. To takie moje wielkanocne „śledzie”. Dlaczego takie porównanie? Ponieważ kocham śledziowe eksperymenty z okazji Bożego Narodzenia. Robiłam już takie w kawie (bardzo dobre), z konfiturą jagodową (to akurat się średnio udało) i wiele, wiele innych. No ale nie o śledziach przecież miałam pisać, a o jajkach na Wielkanoc.
Zatem wracam grzecznie do tematu. Wiadomo, że święta wielkanocne to jaja. Jasne, że do tego mięsa i specyficzne słodkości, czyli mazurki i pascha. Ale jednak nie wyobrażam sobie śniadania w Wielką Niedzielę bez jajek. Można sobie wymyślić mnóstwo dań z ich udziałem. Jednak jest jedna potrawa, w której grają główną rolę. To wspomniane wcześniej jajka faszerowane.
Tym razem będą bardzo zielone, bo wymieszane ze świeżym pesto. Pesto robionym samodzielnie, bo wtedy jest żywo zielone. Kupne sosy pesto jednak mają zgaszoną zieleń. No i też w domowym najbardziej wybijają się smakowo zioła. Całość wychodzi bardzo świeża, wiosenna. W sam raz na świąteczne śniadanie. Zrób koniecznie i smacznego!
Składniki:6 jajek1 łyżka majonezu½ łyżeczki białego pieprzuszczypta soliPesto:½ szklanki listków bazylii¼ szklanki szczypiorku, posiekanego3 łyżki oliwy1 łyżka soku z cytryny2 łyżki tartego parmezanuCzas wykonania: 15 minPorcje: 6-12 osób
Wszystkie składniki na pesto wrzuć do blendera lub malaksera i mieszaj pulsacyjnie do otrzymania jednolitej masy. Nie musi być specjalnie gładka.Ugotuj jaja na twardo. Schłódź mocno (możesz nawet dodać lód do wody). Kiedy jajka są już zimne, obierz je. Każde jajko przekrój wzdłuż na pół. Wyjmij żółtka do miseczki. Białka odłóż na talerz.Żółtka zgnieć widelcem lub blenderem. Dodaj majonez, pieprz i dokładnie wymieszaj. Dodaj ⅔ pesto i wymieszaj. Jeśli jest taka potrzeba, dodaj trochę soli i pieprzu.Nadzienie przełóż do szprycy i nadziewaj połówki białek. Jeśli nie masz szprycy lub rękawa cukierniczego, rób to po prostu łyżeczką.Połówki jajek ozdób listkami bazylii albo tak jak podpowiada ci fantazja.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.Fot. arch. Kasi Marks