Zbrodnie popełniane przez Rosjan w Buczy mogą mieścić się w definicji pojęcia ludobójstwo - mówi PAP Eugene Finkel, politolog i historyk Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa zajmujący się badaniami nad ludobójstwem. Jak stwierdził, świadczy o tym m.in. artykuł kremlowski agencji RIA Nowosti wzywający do "deukrainizacji" kraju.
Zarzuty popełniania ludobójstwa - najgorszej ze zbrodni wojennych - pojawiają się przy okazji niemal każdego konfliktu od czasu II wojny światowej. I choć dotyczyć mogą naprawdę, to tylko w niektórych przypadkach spełniają one definicję tego słowa, ukutą przez polskiego prawnika Rafała Lemkina. Określa ona jako ludobójstwo jako "czyn dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich". Według badacza ludobójstw Eugene'a Finkela, rosyjskie zbrodnie wojenne na Ukrainie mogą spełniać tę definicję.
"Przez długi czas sceptycznie podchodziłem do nazywania tych zbrodni, bo staram się podchodzić do tego analitycznie. Czy to okropne? Oczywiście? Czy to zbrodnie wojenne? Tak. Ale jednocześnie nie wystarczało to, by nazwać to, co się dzieje lubobójstwem" - mówi PAP Finkel.
Jak dodał, zmienił zdanie po tym, jak rosyjska państwowa agencja informacyjna RIA Nowosti opublikowała w niedzielę artykuł "Co Rosja powinna zrobić z Ukrainą?", w której autor wzywa do zlikwidowania wszystkich, którzy podjęli broń przeciwko Rosji, likwidacji ukraińskich elit oraz stanowi, że "denazyfikacja" musi oznaczać deukrainizację i wykorzenienie ukraińskiej świadomości narodowej poprzez wieloletnią "reedukację".
"Badam ludobójstwa, więc czytałem w swoim życiu wiele ludobójczych tekstów i propagandy. Ten jest tak jednoznaczny w swojej wymowie, jak to tylko jest możliwe: wymienia po kolei, co powinno się zrobić, by doprowadzić do zniszczenia narodu" - mówi ekspert. Jak dodaje, w połączeniu z opisywanymi w prasie szczegółami na temat rosyjskich zbrodni, m.in. w Buczy i Mariupolu - poszukiwaniem "nazistów" i ich egzekucjami, prowadzeniem obozów filtracyjnych dla "ewakuowanych" do cywilów - pozwala to na uznanie tych zbrodni za ludobójstwo.
"Sam ten tekst i retoryka Kremla, czy same te zbrodnie nie stanowią same w sobie ludobójstwa. Ale tu chodzi o połączenie wyraźnego zamiaru i tych zbrodni" - ocenia Finkel, dodając że są dowody na to, że zbrodnie w Buczy nie były odizolowanym przypadkiem.
"Można dyskutować na temat skali tego zjawiska, ale prawna definicja nie mówi nic na ten temat, nie podaje żadnych progów. Dla mnie, jeden Mariupol i jedną Buczę można traktować jako lokalne zbrodnie. Ale jeśli zaczynamy widzieć te same schematy i informacje z innych miejsc, to według mnie spełnia tę definicję" - dodaje.
Badacz przyznaje jednak, że szanse na osądzenie tych zbrodni - niezależnie od definicji - może nie być możliwe.
"Myślę, że świat tego potrzebuje, potrzebuje tego Ukraina, potrzebuje tego Rosja. Ale tak długo, jak reżim w Rosji pozostanie na miejscu, trudno wyobrazić sobie, jak do tego może dojść" - mówi Finkel.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński(PAP)